Inwazyjne żółwie są zmorą w Polsce. Tak jest choćby z żółwiem ozdobnym. Należący do niego podgatunek – zwany żółwiem czerwonolicym albo inaczej czerwonouchym (z powodu wyraźnej czerwonej plamy w okolicach boków głowy) – dostał się do naszego środowiska w latach dziewięćdziesiątych. Po raz pierwszy zaobserwowano go w naturze w roku 1996 r.
To – jak sama nazwa wskazuje – ozdobny, więc i ładny gatunek, w związku z czym chętnie jest trzymany w terrariach przez ludzi. Zdarza się jednak, że ci wyrzucają zwierzęta do wody.
Skutki są opłakane, gdyż inwazyjne gady mają ogromną siłę przetrwania i są bardzo ekspansywne. To gotowy przepis na katastrofę przyrodniczą.
Groźna inwazja żółwia ozdobnego
Od 1996 r. unijne przepisy wymagają specjalnych zezwoleń do przewozu żółwi ozdobnych. Polska ustawa o ochronie przyrody obowiązuje z kolei właścicieli do rejestracji posiadania tego gatunku. Hodowla musi mieć też zgodę regionalnego dyrektora ochrony środowiska.
Dlaczego? To po prostu zwierzę inwazyjne i bardzo groźne. Jego wpływ na polskie środowisko wodne jest kolosalny, odbija się na rybach, płazach, a także innych gadach. Zwierzęta te są konkurencją i to konkurencją potężną dla jedynego rodzimego gatunku tych gadów w Polsce – żółwi błotnych. Przez intruza tracą one siedliska i szansę na przetrwanie.
Dzisiaj żółw czerwonouchy występuje na terenie całego kraju, a w Polsce notowani są także przedstawiciele innych podgatunków żółwia ozdobnego, np. żółw żółtolicy i żółw żółtobrzuchy, o plamach w kolorze żółtym.

Ekopatrol natknął się w Poznaniu na intruza
Żółw znaleziony przez Ekopatrol straży miejskiej w Poznaniu to jeszcze inny gatunek zagranicznego gada. Jest nim Pseudemys floridana o charakterystycznym żółtych pasmach na ciele – zarówno głowie, jak i kończynach oraz pancerzu.
To także bardzo ładne zwierzę i z tego powodu chętnie hodowane w terrariach. Mechanizm może być podobny – ktoś sprowadza czy kupuje gada, hodowla przekracza jego możliwości albo odechciewa mu się i wypuszcza zwierzę. To przepis na gotową katastrofę.
- Uratowali żółwia trzymanego w piwnicy. Ale zaskoczeń było więcej
- Ratują nasze żółwie błotne. To jedyny polski gatunek tych gadów
Klimat się zmienił, warunki w Polsce sprzyjają przetrwaniu tego gatunku, który pochodzi z Ameryki Północnej. Zwany jest niekiedy żółwiem florydzkim albo żółwiem żółtobrzuchym, aczkolwiek ta nazwa używana jest wobec kilku gatunków i podgatunków (gady nie mają oficjalnych polskich nazw). Gad naturalnie występuje na terenach południowo-wschodnich Stanów Zjednoczonych i w ograniczonym stopniu na Florydzie, gdzie żyją jego krewniacy.
Przechodnie zauważyli nowego dla polskiej przyrody żółwia w okolicy ulicy Kolejowej, zaledwie kilka kilometrów od ścisłego centrum miasta. To pierwszy potwierdzony przypadek obecności tego gatunku w Poznaniu, a być może również w całej Polsce. Przypadek, który bardzo zaniepokoił naukowców.
„Przedstawiciele tego gatunku mogą osiągać nawet 40 cm i 5 kg, w związku z tym stanowić będą znacznie większe zagrożenie dla środowiska niż żółwie czerwonolice” – mówi dr inż. Mateusz Rawski z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.
„Obecnie te żółwie nie są objęte żadnymi ograniczeniami w handlu, co oznacza, że można je legalnie kupić w sklepach zoologicznych lub przez internet. Niestety, kiedy zwierzę zaczyna gwałtownie rosnąć i wymaga coraz więcej miejsca i opieki, wiele osób decyduje się je porzucić. Wypuszczanie ich do środowiska jest nie tylko nielegalne, ale i niebezpieczne zarówno dla zwierzęcia, jak i dla lokalnej przyrody” – tłumaczy dr inż. Rawski.
Powiało więc grozą, bowiem może się okazać, że nowy amerykański żółw Pseudemys floridana o pięknych żółtych pasach na ciele może doprowadzić do kolejnej inwazji na polską przyrodę, która mogłaby dobić naszego żółwia błotnego. Sprawa wymaga obserwacji i czujności, a wszelkie przypadki obecności w naturze innego żółwia niż żółw błotny należy natychmiast zgłaszać.
Warto wspomnieć, że w latach osiemdziesiątych Polacy masowo przywozili z wczasów w Bułgarii jeszcze inny gatunek – żółwie greckie, bardzo popularne wtedy w domowych hodowlach. I też je potem wypuszczali. W tym wypadku jednak te wybitnie lądowe, a nie ziemnowodne, żółwie w Polsce nie przetrwały. Zniknęły po kilku ostrzejszych zimach.