Użytkownik fotowoltaiki to w branżowym slangu prosument. Prosument wytwarza prąd za pomocą paneli fotowoltaicznych i jednocześnie korzysta z niej w swoim gospodarstwie domowym lub w firmie.
Instalacja fotowoltaiczna miała być dla Polaków lekiem na wysokie rachunki za prąd, które generuje ogrzewanie domów i mieszkań zimą oraz jesienią i schładzanie ich latem. Ale czy rzeczywiście jest?
Według danych Agencji Rynku Energii na koniec marca 2025 roku w Polsce było 1 542 019 instalacji prosumenckich (mikroinstalacji). Ich łączna moc wynosi już 12 282,93 MW. Polska zajmuje czwarte miejsce na świecie pod względem mocy zainstalowanej na mieszkańca.
Zmiana zasad rozliczania wzmaga czujność
Osoby, które zainstalowały fotowoltaikę przed 1 kwietnia 2022 roku mogą nadal korzystać z zasad net-meteringu, czyli systemu opustów. W modelu tym za każdą przekazaną do sieci kilowatogodzinę prądu właściciel instalacji fotowoltaicznej może za darmo odebrać:
- 0,8 kWh przy instalacji o mocy do 10 kW,
- 0,7 kWh przy instalacji o mocy powyżej 10 kW.
Jeżeli nadwyżka nie pokrywa zapotrzebowania, za każdą kWh trzeba płacić aktualną cenę prądu.
Osoby, które zdecydowały się na montaż paneli po 1 kwietnia 2022 roku również eksportują energię do sieci elektroenergetycznej, ale odsprzedają ją po aktualnych średnich stawkach giełdowych. Do 30 czerwca 2024 były to średnie stawki miesięczne, a od 1 lipca 2024 roku obowiązują stawki godzinowe. Wartość odsprzedawanej energii pomniejszana jest o koszt energii czynnej. W nowym modelu rozliczana jest więc wartość energii w złotówkach, a nie ilość energii w kilowatogodzinach.
W tym modelu zwrot za energię wprowadzoną do sieci wzrasta z 20 proc. do 30 proc. Jak zauważa Ministerstwo Klimatu i Środowiska, opłacalność takiej formy rozliczeń zależy od umiejętnego zarządzania produkcją i konsumpcją energii. I tu jest pies pogrzebany.
Falownik zmartwieniem właścicieli fotowoltaiki
Jednym z głównych zmartwień prosumentów jest falownik – urządzenie, które przekształca prąd stały (DC) w prąd zmienny (AC) o regulowanej częstotliwości. Jest niezbędny w instalacjach fotowoltaicznych, gdzie panele generują prąd stały, a większość urządzeń domowych wymaga prądu zmiennego.
Problem w tym, że falowniki wyłączają się w godzinach szczytu produkcji energii. Główną przyczyną jest zbyt wysokie napięcie w sieci energetycznej, spowodowane nadprodukcją energii przez instalacje fotowoltaiczne, na którą lokalna infrastruktura nie jest przygotowana.
Napięcie w sieci gwałtownie rośnie, zwłaszcza jeśli w sąsiedztwie znajduje się wiele paneli fotowoltaicznych. Jeśli przekroczy ono ponad 253 V, urządzenia kontrolujące instalację odpinają instalację od sieci, aby nie doszło do niebezpiecznego przepięcia.
Niektórzy właściciele instalacji próbują oszukiwać system, zmieniając ustawienia falowników na niezgodne z prawem – na przykład zwiększając limity mocy. Wprowadzają ręcznie na urządzeniu normę dla innego kraju, w którym dopuszczalna jest praca przy wyższym napięciu.
Jak wynika z danych firmy Tauron, tylko w rejonie Gliwic wykryto ponad 1,5 tys. niepoprawnych ustawień falowników. Takie majsterkowanie grozi nie tylko finansową karą, ale i wypowiedzeniem umowy dystrybucyjnej. W grę wchodzi także zwrot dotacji z programu „Mój Prąd”.
Lepsze wykorzystanie energii generowanej przez panele słoneczne można osiągnąć przez magazynowanie prądu lub zmianę nawyków: gotowanie, grzanie wody, chłodzenie domu czy pranie w czasie największej produkcji energii.
Ukryte moduły w fotowoltaice z Chin
Kto nie ma problemów z falownikiem i rachunkami za prąd, niech sprawdzi kto wyprodukował urządzenia, z których korzysta. W falownikach chińskiej produkcji znaleziono moduły komunikacyjne, które mogą stanowić zagrożenie dla stabilności sieci energetycznych. Rządy wielu państw zaczynają się niepokoić, czy ktoś zdalnie nagle nie wyłączy prądu.
Według doniesień agencji Reuters, amerykańscy specjaliści natrafili podczas rutynowych kontroli falowników na urządzenia komunikacyjne, których producenci nie uwzględnili w dokumentacji technicznej. Przedstawiciel ambasady Chin w Waszyngtonie stanowczo odrzucił amerykańskie oskarżenia, uznając je za próbę szkalowania chińskich osiągnięć w zakresie infrastruktury.
Niektóre państwa zaczęły już wprowadzać konkretne środki zaradcze: Litwa zabroniła zdalnego dostępu do instalacji solarnych i wiatrowych z chińskimi falownikami, a Estonia rozważa podobne kroki. W Polsce około 80 proc. urządzeń są to chińskie falowniki, które nigdy nie zostały zweryfikowane pod kątem bezpieczeństwa – takie dane zostały podane publicznie podczas ostatniego Kongresu Bezpieczeństwa Polski.
Eksperci NASK rekomendują w takiej sytuacji korzystanie ze sprawdzonych instalatorów, renomowanego sprzętu (falownik działający bez chmury producenta) oraz zmianę haseł dostępu do falowników na trudne do złamania.
Europejska Rada Producentów Solarnych ogłosiła, że już teraz ponad 200 GW mocy słonecznej w Europie jest obsługiwanych przez urządzenia chińskiego pochodzenia. To ekwiwalent ponad 200 elektrowni atomowych.