Fakt, że uczestnikiem posiedzenia sejmowej komisji, która w swojej nazwie ma „ochronę dzieci”, była osoba skazana prawomocnie za seksualne wykorzystanie małoletniego i widniejąca w publicznym rejestrze pedofilów, wywołał burzę. Posiedzenie Parlamentarnego Zespołu ds. Ochrony Dzieci w Procesie Rozstania Rodziców odbywało się wówczas pod przewodnictwem posła KO Marcina Józefaciuka, który po publikacji „Wprost” został zawieszony. Obiecywał też, że wprowadzi weryfikację uczestników w publicznym rejestrze pedofilów, mimo że procedura nie nakłada takiego obowiązku, oraz złoży zawiadomienie do prokuratury.
Z naszych ustaleń wynika jednak, że przypadków, gdy w pracach parlamentu biorą udział osoby z prawomocnymi wyrokami, jest więcej.
Od upadku do ministrów
Cała Polska usłyszała o Pawle Paradowskim, upadłym sadowniku z Grójca, gdy w 2022 roku wybuchła tak zwana afera upadłościowa. Przedstawiano go wówczas jako głównego przeciwnika syndyka Krzysztofa Gołąba. Wtedy jednego z najbardziej aktywnych w kraju syndyków, któremu upadający przedsiębiorcy zarzucali, że z premedytacją przedłuża postępowania upadłościowe i „żeruje” na ich majątku. Paradowski stał się w mediach głosem poszkodowanych, ale z czasem krytykował już nie tylko syndyka Gołąba, ale też wszystkich innych, przepisy prawa upadłościowego, orędował na rzecz zmian w tym zakresie.
To doprowadziło go na sejmowe korytarze i do gabinetów polityków.
Paradowski brał udział w spotkaniach z wiceministrami sprawiedliwości, zarówno obecnego rządu jak i poprzedniego, posiedzeniach sejmowych i senackich komisji, na których zabierał głos, dyskutując z przedstawicielami resortu. Przekonywał też parlamentarzystów, jak prawo upadłościowe i restrukturyzacyjne powinno zostać zreformowane.
Ciszej było jednak o sprawach, które kładą się cieniem na postaci Paradowskiego. Nie tylko tych nierozstrzygniętych, ale też o prawomocnych wyrokach w trzech sprawach o oszustwa na łącznie kilkadziesiąt tysięcy złotych. Jak potwierdziliśmy w Sądzie Rejonowym w Grójcu, prawomocne orzeczenia zapadły 22 marca 2023 roku, 28 czerwca 2024 roku oraz 14 stycznia 2025 roku.
Pomimo tych trzech wyroków, Paradowski pojawiał się w tym roku w Sejmie i Senacie.
Z wyrokami na sejmowych komisjach
I tak w maju 2025 roku Paradowski brał udział w posiedzeniu sejmowej Podkomisji Stałej do spraw Rozwoju Gospodarczego. Obrady odbywały się wtedy pod przewodnictwem posła PiS Wojciecha Zubowskiego, ich tematem była „informacja o aktualnym systemie postępowań upadłościowych w świetle obowiązujących przepisów i planowanych zmianach regulacji prawnych”. Paradowski pojawił się w roli udziałowca swojej spółki w stanie upadłości. W stenogramie czytamy, że do odpowiedzi wywoływał przedstawicieli Ministerstwa Sprawiedliwości, dyskutował z zastępcą dyrektora Departamentu Prawa Cywilnego i Gospodarczego.
Miesiąc później, w czerwcu, ponownie pojawił się w Sejmie. Konkretnie na posiedzeniu Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka, gdzie wystąpił już jako przedstawiciel Stowarzyszenia Pokrzywdzonych przez Syndyków w Aferach Upadłościowych. W komisji, która obradowała pod przewodnictwem Pawła Śliza z Polski 2050, odbywało się wtedy pierwsze czytanie rządowego projektu o zmianach w prawie restrukturyzacyjnym.
Na sali był również Arkadiusz Myrcha, wiceminister sprawiedliwości, który w resorcie sprawuje nadzór nad syndykami. I to właśnie do niego Paradowski kierował swoją prośbę o to, aby dla syndyków wprowadzić rejonizację.
„Prawomocnie skazany oszust wpływa na proces legislacyjny”
W lipcu natomiast Paradowski brał udział we wspólnym posiedzeniu senackiej Komisji Gospodarki Narodowej i Innowacyjności oraz Komisji Praw Człowieka i Praworządności. Pojawił się tam również Karol Tatara, syndyk w spółce Fruit Logistics należącej w przeszłości do Paradowskiego, który podczas obrad stwierdził, że „prawomocnie skazany oszust w tym momencie wpływa na proces legislacyjny” i wręczył uczestnikom posiedzenia wydruki wyroków i aktów oskarżenia wobec Paradowskiego.
– Z wielką przykrością obserwuję proces manipulacji, który jest tutaj dokonywany w procesie legislacyjnym, zarówno na poprzednim, jak i na obecnym posiedzeniu komisji – mówił Tatara. – Chodzi o to, żeby państwo wiedzieli, z kim macie państwo do czynienia – zwracał się do senatorów, ale nie tylko. Bo w posiedzeniu brał też udział Arkadiusz Myrcha.
Wystąpienie mecenasa Tatary nie zrobiło jednak na senatorach wrażenia, kontynuowali dyskusję o poprawkach do ustawy. Później głos zabrał sam Paradowski, który przypominał, że mecenas Tatara to obecny syndyk w postępowaniu upadłościowym jego spółki. – Jeden wyrok sądu apelacyjnego uniewinnił mnie od zarzucanego mi czynu, reszta spraw jest w toku, będę składał kasację – bronił się, apelując równocześnie do senatorów, aby przyjęli poprawki zgłoszone przez Radę Przedsiębiorców
Jednak do polityków poprzedniego i obecnego rządu Paradowski docierał już wcześniej. Z wiceministrem sprawiedliwości za rządów PiS, Marcinem Warchołem, spotykał się dwukrotnie, w tym raz w kwietniu 2023 roku, czyli po pierwszym prawomocnym wyroku w jednej ze spraw o oszustwo. Następnie, na początku 2024 roku, czyli wciąż z jednym prawomocnym wyrokiem na koncie, brał udział w spotkaniu wiceministrem Arkadiuszem Myrchą. Na stronie resortu ukazał się krótki komunikat, w którym poinformowano, że wiceminister spotkał się z poszkodowanymi w „aferze upadłościowej” i wysłuchał ich relacji. „W Ministerstwie planowane są kolejne spotkania z poszkodowanymi” – dodano.
Wiceminister Myrcha: Skoro przepisy dopuszczają…
Wiceminister Arkadiusz Myrcha, który z Paradowskim stykał się kilkukrotnie, zauważa w rozmowie z „Wprost”, że wszystko odbyło się zgodnie z procedurami. – Skoro przepisy dopuszczają, że może uzyskać przepustkę, to wchodzi na posiedzenie. Z tym nie polemizuję – zaznacza. – Wiem, że jest skazany, bo to się pojawiło na komisji senackiej, ale nie mam pojęcia, kiedy i za co. Powiem szczerze, nie zgłębiałem tego. Wiem tyle, że ma firmę w upadłości, mieliśmy sporo korespondencji w tej sprawie, która była u nas analizowana – przyznaje.
– Ma też prawo, nawet jako skazany obywatel, wygłaszać swoje osądy, więc to robi. Natomiast nic więcej, poza tym, że mówi, się nie dzieje. Swoimi wystąpieniami nie wpływa na kształt przepisów – podkreśla Myrcha. – Przedstawiał różne stanowiska, ale nie miały one przełożenia na to, co znalazło się w ustawie. Co więcej, ostatnie jego wystąpienia nie miały nic wspólnego z tym, co było uchwalane.
Wyjaśnia też, że spotkanie w Ministerstwie Sprawiedliwości, którego Paradowski był jednym z uczestników, obyło się na prośbę osób, które uważają się za pokrzywdzone przez syndyków. – To był tak naprawdę początek naszego urzędowania, przyszła wtedy cała grupa, która podnosi te problemy. Poznawaliśmy dopiero to środowisko – mówi wiceminister. – Punktem wyjścia były wtedy sprawy prowadzone przez pana Gołąba, ale na spotkaniu omawialiśmy też kilka innych postępowań, miało to kontynuację w naszych działań jako służby nadzoru – tłumaczy Myrcha.
– Czy należy zmienić przepisy, sprawdzać dokładniej, kto wchodzi do parlamentu, ograniczyć ten dostęp? – pytamy.
– Żaden podobny postulat do tej pory się nie pojawiał, zmieniła to dopiero sytuacja z posłem Józefaciukiem. Może to już jest moment, kiedy faktycznie na poziomie jakiegoś zespołu czy komisji trzeba ten temat przedyskutować – przyznaje wiceminister. – Może należy ograniczyć dostęp osobom prawomocnie skazanym za jakąś grupę przestępstw? W tej chwili nie mam zdania, trudno mi powiedzieć, jakie są plusy i minusy obecnego rozwiązania, ale być może jest potrzebna korekta – stwierdza.
Luka w przepisach
I tutaj wiceminister sprawiedliwości ma rację – wszystko odbyło się zgodnie z przepisami. Tak samo, jak udział pedofila w posiedzeniu Zespołu ds. Ochrony Dzieci w Procesie Rozstania Rodziców pod przewodnictwem posła Marcina Józefaciuka. Żaden przepis nie zabrania udziału w takim spotkaniu w Sejmie osobie, która widnieje w publicznym rejestrze sprawców przestępstw na tle seksualnych, tzw. rejestrze pedofilów. I to nawet na posiedzeniu, które omawia przepisy mające w założeniu dobro dzieci.
Podobnie jak osoba skazana prawomocnie za oszustwa może próbować wpływać na proces legislacyjny na przykład dotyczący reformy kodeksu karnego w zakresie przestępstwa oszustwa. Paradoks? Bynajmniej, tak wygląda nasz system prawny.
Przewodniczący zespołu parlamentarnego nie ma ani obowiązku, ani nie posiada narzędzi prawnych, do weryfikowania przeszłości karnej uczestników posiedzeń. Skutek widzieliśmy 4 sierpnia na wspomnianym zebraniu zespołu pod przewodnictwem posła Józefaciuka.
W obowiązujących przepisach wewnętrznych Sejmu oraz normach prawa powszechnie obowiązującego na próżno szukać regulacji, które dawałyby takie kompetencje przewodniczącemu zespołu parlamentarnego. Zarządzenie nr 1 Marszałka Sejmu z dnia 9 stycznia 2008 r. (dotyczące zasad wstępu do budynków sejmowych) nigdzie nie nakłada na organizatora posiedzenia obowiązku sprawdzania gości w rejestrach karnych ani nie przewiduje procedur tego rodzaju kontroli. Regulamin Sejmu RP również nie ustanawia takiego obowiązku ani uprawnienia przewodniczącego komisji czy zespołu parlamentarnego. Co więcej, Konstytucja RP gwarantuje w art. 61 ust. 2, że „prawo do uzyskiwania informacji obejmuje dostęp do dokumentów oraz wstęp na posiedzenia kolegialnych organów władzy publicznej pochodzących z wyborów powszechnych, z możliwością rejestracji dźwięku lub obrazu, o ile nie stanowi to zagrożenia dla ważnego interesu państwa”.
Parlamentarne zespoły poselskie mieszczą się w kategorii kolegialnych organów władzy publicznej pochodzących z wyborów, zatem co do zasady ich posiedzenia są jawne i dostępne dla publiczności – wszelkie ograniczenia tego dostępu muszą wynikać wprost z ustawy. W praktyce oznacza to, że przewodniczący zespołu nie ma możliwości odmowy udziału osobie formalnie zgłoszonej przez podmiot uprawniony, o ile osoba ta spełnia warunki wejścia określone w przepisach wewnętrznych Sejmu RP.
A takich, jak już wspomnieliśmy, brak. I tutaj wraca pokłosie sytuacji z posłem Marcinem Józefaciukiem, który złożył do Marszałka Sejmu Szymona Hołowni i Marszałkini Senatu Małgorzaty Kidawy-Błońskiej postulaty, aby te kwestie uregulować. Jego treść „Wprost” opisało, jako pierwsze.