Spoglądając na XXI wiek, jeszcze dekadę wstecz trudno było sobie wyobrazić sezon ligowy w PlusLidze, w którym siatkarze z Bełchatowa nie liczyliby się w grze o złote medale. Mając w swoich szeregach takich graczy, jak: Mariusz Wlazły, Michał Winiarski, Piotr Gruszka, Paweł Zatorski, Stephane Antiga czy Bartosz Kurek – aż trudno było wyobrażać sobie – że Skra może wypaść poza ligowe podium. Co więcej, stanowiąc również o sile polskiej siatkówki, będąc w ścisłej czołówce w europejskich pucharach.
PlusLiga: PGE GiEK Skra Bełchatów ze świetnym startem sezonu!
Dość napisać, że wszystkie dziewięć tytułów mistrzowskich dla siatkarzy Skry, to właśnie okres XXI wieku. Bełchatowianie byli najlepsi w Polsce dziewięciokrotnie, w latach 2005, 2006, 2007, 2008, 2009, 2010, 2011, 2014 i 2018.
Czasy się jednak zmieniły. W kontekście Wlazłego niedawno pisaliśmy o sukcesie… syna słynnego przed laty atakującego. Winiarski? Z powodzeniem przeszedł drogę od siatkarza do trenera, obecnie prowadząc Aluron CMC Wartę Zawiercie, a do niedawna również reprezentację Niemiec. Gruszka? Komentator i ekspert na antenach Polsatu Sport. Antiga? Trener Bogdanki LUK Lublin, czyli aktualnych mistrzów Polski. Do Francuza zresztą za moment wrócimy w kontekście bełchatowian. Kurek? To chyba jeden z nielicznych – obok Zatorskiego – wyjątków, nadal czynnego zawodnika.
Wspomniany Antiga poczuł potencjał obecnej drużyny z Bełchatowa. PGE GiEK Skra wygrała bowiem w Lublinie z mistrzami kraju 3:1. Zwycięstwo z Bogdanką LUK za pełną pulę, dodatkowo na jej terenie? Rzadkość. I choć niektórzy – być może słusznie – podnoszą kwestię terminarza, tj. meczu o AL-KO Superpuchar Polski, który lubelscy mistrzowie mieli „w nogach”, to nadal bełchatowianie zwycięstwo musieli wypracować.
I wypracowali. Podobnie zresztą jak pięć pozostałych – na sześć rozegranych spotkań. PGE GiEK Skra, oprócz Bogdanki LUK, ograła: Cuprum Stilon Gorzów (3:0), ZAKSĘ Kędzierzyn-Koźle (3:2), InPost ChKS Chełm (3:0), Steam Hemarpol Poltichnikę Częstochowa (3:1) i JSW Jastrzębski Węgiel (3:1).
Jedyna dotychczasowa porażka? Po tie-breaku z Indykpolem AZS Olsztyn, czyli zespołem, który również stara się jakkolwiek nawiązać do swoich dawnych – jeszcze bardziej zakurzonych, w porównaniu z bełchatowskimi – czasów.
Co warto podkreślić, bełchatowianie radzą sobie od początku sezonu bez swojego… największego gwiazdora. Tym miał być Brazylijczyk Alan Souza. Siatkarz, póki co mecze kolegów ogląda jednak wyłącznie zza boiska, wracając do pełni zdrowia. Brazylijczyka bardzo godnie zastępują jednak, czy to Arkadiusz Żakieta, czy Bartosz Krzysiek – awaryjnie sprowadzony i zarazem powracający po latach do PlusLigi.
Zespół prowadzony przez trenera Krzysztofa Stelmacha, świetnie pamiętającego mistrzowskie czasy w Bełchatowie – jeszcze jako zawodnik. W latach 2005-08 obecny szkoleniowiec sięgał po dwa Puchary Polski (2006, 2007), trzy mistrzostwa kraju (2006-08) i brązowy medal Ligi Mistrzów (2008).
Postaci związanych z imponującą przeszłością klubu jest zresztą więcej. Michał Bąkiewicz, czyli aktualnie prezes zarządu Skry, to przecież multimedalista – choćby z czterema mistrzostwami Polski w Bełchatowie na koncie. Podobnie jak w przeszłości Stelmach, Bąkiewicz był również II trenerem Skry.
Widać zatem, że Skra po kilku latach zadyszki, złapaniu głębszego oddechu – a wieści organizacyjno-finansowe z przeszłości sugerowały nawet krach klubu – chce na nowo zaakcentować swoją obecność w PlusLidze. Zapewne przede wszystkim w play-off, do których jest klasycznie więcej chętnych niż miejsc, a w przyszłości?
Przeszłość jest szczególna. Do tego trudniejsze czasy, które ostatecznie nie złamały siatkówki w Bełchatowie. I kto wie, może takie spokojniejsze budowanie, to będzie klucz do sukcesu? W oparciu o kilka ciekawych postaci – przyjmujący Daniel Chitigoi czy Antoine Pothron – dużego doświadczenia bohatera półfinału IO 2024 Grzegorza Łomacza.
W końcu solidnych ligowców (w dobrym tego określenia znaczeniu) pokroju wspomnianego Żakiety, libero Kamila Szymury czy środkowego Bartłomieja Lemańskiego.
Plus regularnego punktowania, które jeszcze nikomu nie zaszkodziło.


