Do tej pory polskie wojsko odebrało już co najmniej cztery F-35. Wszystkie stacjonują w bazie Ebbing na terytorium USA, gdzie szkolą się na nich nasi piloci. To standardowe rozwiązanie przy zakupie tego samolotu. Do końca roku ma być ich tam już siedem. W Polsce nasze F-35 mają się pojawić w maju przyszłego roku. Zaplanowano przylot dwóch maszyn i to wtedy na dobre zacznie się historia tych nowoczesnych samolotów w naszym wojsku. Trzy lata później mają się skończyć dostawy wszystkich 32 zamówionych maszyn.

Nierówne boje z elektroniką i informatyką

F-35 niewątpliwie będą znaczącym wzmocnieniem polskich Sił Powietrznych. Są to maszyny o jakościowo nowych możliwościach, których skuteczność w praktyce i bez strat własnych zaprezentowali już Izraelczycy nad Iranem. Jest z nimi jednak pewien problem. Amerykanie nie są w stanie doprowadzić ich do stanu technicznego, który odpowiadałby założeniom zgodnym z zapowiedziami. Chodzi o szeroko zakrojoną modernizację określaną jako Block 4. Amerykanie nazywają kolejne wersje rozwojowe swojego sprzętu wojskowego „blokami”. Prace nad F-35 Block 4 zaczęto w 2018 roku i planowano zakończyć w 2026 roku. Wówczas Polska prowadziła już wstępne rozmowy w sprawie zakupu tych samolotów. Umowę podpisano pod koniec 2020 roku. Od początku była mowa, że F-35 dostarczane od 2024 roku do Polski, będą już Block 4. Kilka pierwszych, przeznaczonych do szkolenia, miało powstać jeszcze we wstępnej wersji, ale kolejne już w pełnoprawnej zmodernizowanej, która miała być gotowa akurat na sam początek głównej części dostaw. Dzisiaj wiadomo, że tak nie będzie.

Amerykanie mają bowiem poważne problemy z modernizacją. We wrześniu GAO (Government Accountability Office), odpowiednik naszego NIK, opublikował na ten temat kompleksowy raport. Wynika z niego, że realny termin zakończenia prac nad Block 4 to rok 2031. Przy czym już wcześniej było wiadomo, że aby mieć szansę na sprostanie temu terminowi, zakres modernizacji trzeba okroić. Problemy są rozliczne, ale podstawowy jest taki, że po prostu chciano zrobić zbyt wiele naraz. Pierwotnie zakładano, że wymianie ulegną kluczowe elementy komputera pokładowego i radar, a do tego rozbudowane zostaną systemy walki elektronicznej (WRE). Wszystko to znacznie zwiększy pobór mocy i generowane ciepło, konieczne będzie więc też zmodyfikowanie silnika, aby był sobie w stanie z tym radzić bez odczuwalnej utraty żywotności. Na to wszystko oczywiście nakłada się jeszcze kwestia odpowiedniego zmodyfikowania oraz rozbudowania i tak już bardzo rozbudowanego oprogramowania maszyny.

To, co udało się zrobić do dzisiaj, to unowocześnić komputer i inne elementy elektroniki w ramach tak zwanego Technology Refresh-3 (TR-3) i wprowadzić wstępne wersje nowego oprogramowania, pozwalające z nich korzystać. Wszystko jednak znacząco po terminie. Do tego stopnia, że wojsko USA wstrzymało odbiory F-35 na rok pomiędzy lipcem 2023 a lipcem 2024, czekając aż maszyny z nową elektroniką, będą miały stabilne i nadające się do użycia oprogramowanie. Odbiory wznowiono jednak warunkowo, bo dłuższe ich wstrzymywanie generowało kolejne problemy związane z zachwianiem procesu produkcji i przezbrajania lotnictwa USA. Zrobiono to akurat na czas, abyśmy i my mogli zgodnie z planem odebrać naszego pierwszego F-35 w 2024 roku. Jednak do dzisiaj wojsko USA nie zaakceptowało w pełni TR-3 i nowych wersji oprogramowania. Te są ciągle uznawane za wersje szkoleniowe i formalnie nienadające się do walki, bo oczekują na certyfikację. Pentagon nie chce ryzykować, że w potencjalnej misji bojowej pilotowi zawiesi się komputer z powodu błędu w kodzie.

Reklama to jedno, rzeczywistość to drugie

W związku z powyższymi problemami Amerykanów zadaliśmy pytania MON o to, jak wpływają one na terminy dostaw oraz możliwości naszych F-35. Ministerstwo odpowiedziało pokrótce, że otrzymujemy maszyny w wersji Block 4 w „najnowszej dostępnej konfiguracji” zgodnie z zapisami umowy. Do tego zapewniono, że Amerykanie intensywnie pracują nad rozwiązaniem problemów z modernizacją F-35. Jednak niezależnie od tego nasze maszyny, według wojska USA, obecnie nadają się tylko do zaawansowanego szkolenia, ale nie na wojnę. Ich nowa elektronika i oprogramowanie nie mają bowiem wspomnianej certyfikacji. Być może przed przylotem pierwszych F-35 z szachownicami do bazy w Łasku w maju 2026 roku ten problem Amerykanie przezwyciężą. Oficjalnie nie ma jednak informacji, kiedy może to nastąpić. Koncern Lockheed Martin twierdzi od czerwca tego roku, iż wszystko jest gotowe do certyfikacji aktualnej wersji Block 4.

Jest więc prawdą, że zgodnie z zapisami naszej umowy z Lockheed Martin dostajemy F-35 w unowocześnionej wersji Block 4. Jednak na razie jest ona zdecydowanie inna niż ta z deklaracji w okresie podpisywania kontraktu. Do tego stopnia, że wojsko USA znacząco ograniczyło zakupy F-35 na przyszły rok, bo nie chce dostawać wielu maszyn, które i tak niebawem będą musiały być aktualizowane. Woli poczekać na formalne zatwierdzenie obecnej wersji Block 4 z TR-3. Ta docelowa pełnowartościowa wersja Block 4 z nowym radarem, systemami WRE i usprawnionym silnikiem, to na razie niezależna od tego odległa wizja.

Innym problemem z naszymi F-35 jest to, w co będą uzbrojone. Zgodnie z pierwotną umową kupiliśmy same samoloty, bez broni. Teoretycznie takie podejście się broniło, bo mamy już odpowiednią, zakupioną dla 48 naszych F-16. Jednak zapas przewidziany dla 48 maszyn stanie się skromny, kiedy rozwodnimy go na flotę liczącą 80 maszyn (teraz już 79 po tragicznej katastrofie F-16 w Radomiu). Tematem oczywistym są więc kolejne zakupy amunicji lotniczej, które trwają, ale problemem są pieniądze. Pod koniec września pojawiły się informacje, że nie ma ich na zakup podstawowego oręża do walki powietrze-powietrze dla F-35, czyli amerykańskich rakiet AIM-120. Po fali komentarzy MON zapewnił, że pieniądze jednak znaleziono i kontrakt zostanie podpisany do końca roku. We wrześniu podpisano też umowę na zakup kilkuset małych szybujących bomb naprowadzanych SDB, które pasują zarówno do F-16, jak i F-35. Trwają też dostawy wcześniej kupionych rakiet manewrujących JASSM i dużych bomb precyzyjnych JDAM

F-35 wraz z tym uzbrojeniem będą na pewno bardzo cennym zwiększeniem siły Wojska Polskiego. Maszyny w starszej wersji Block 3 izraelskiego lotnictwa bez problemów radzą sobie podczas misji nad Iranem czy Libanem. Tak samo jak holenderskie radziły sobie w zwalczaniu rosyjskich dronów nad Polską, zapewniając nam zdolności ich rozpoznawania i identyfikowania, których nasze wojsko nie ma. To bezsprzecznie dobre i groźne maszyny. Problemem może być to, że na razie nie do końca takie, o jakich rozmawiano w 2020 roku. Trzeba mieć nadzieję, że Amerykanie uporają się ze swoimi problemami i wyprowadzą modernizację Block 4 na prostą.

Udział
Exit mobile version