Jak wynika z danych Zakładu Ubezpieczeń Społecznych (ZUS), które pozyskała „Rzeczpospolita”, niemal cztery razy więcej osób w wieku emerytalnym decyduje się na równoczesną pracę zarobkową i pobieranie świadczenia niż tylko na pracę, bez wystąpienia o emeryturę. Dzieje się tak od początku tej dekady.

Ilu emerytów pracuje?

Pod koniec 2024 roku legalnie pracowało zarobkowo 872,6 tys. osób z ustalonym prawem do emerytury i niespełna 53 tys. osób w wieku emerytalnym, które pobierały różne renty (np. z tytułu niepełnosprawności czy rodzinną). Liczba pracujących w wieku emerytalnym rośnie co roku o kilka procent, a tych, którzy decydują się na jej przesunięcie, rośnie w tempie jednoprocentowym. Z danych przytoczonych przez gazetę wynika, że większość decyduje się na otrzymanie świadczenia natychmiast, gdy mają do tego prawo (w przypadku kobiet – 60 lat, a w przypadku mężczyzn – 65 lat). W ubiegłym roku niemal 70 proc. osób wystąpiło o emeryturę natychmiast, gdy mieli do tego prawo.

Ludzie wolą wróbla w garści niż gołębia na dachu. Dzieje się tak z kilku przyczyn: potrzeby bieżących pieniędzy, braku pełnego zaufania do systemu emerytalnego oraz tego, że nie zastanawiamy się, że za 10–20 lat, gdy już naprawdę nie będziemy mogli pracować ze względu na zdrowie i samopoczucie, zostaniemy z emeryturą niższą, niż gdybyśmy opóźnili moment jej pobrania. A nasze wydatki, choćby związane ze zdrowiem, nie zmaleją – komentuje dla „Rzeczpospolitej” prof. Agnieszka Chłoń-Domińczak, była wiceminister pracy.

Eksperci radzą, aby zastanowić się, co jest bardziej opłacalne -poprawienie swojej sytuacji finansowej poprzez równoczesne pobieranie świadczenia i pensji czy wstrzymanie się z pobraniem emerytury po to, by mieć ją w przyszłości wyższą. Opóźnienie decyzji emerytalnej o rok podnosi wysokość świadczenia o 8 proc.

Udział
Exit mobile version