Dla pierwszego sekretarza KC KPZR, czyli Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego, to była nie tylko sprawa dalszego rozwoju radzieckiej i światowej kosmonautyki, prowadząca do możliwego pierwszego lotu człowieka na orbitę. To była także kwestia prestiżu. Wyścig w Kosmos był najważniejszym wyścigiem zimnej wojny. Amerykanie mieli swój plan, Związek Radziecki też miał.
Przez lata USA były z przodu. Niemieckie plany i niemieckie umysły przejęte od Trzeciej Rzeszy plus ekipa wybitnych, najlepszych specjalistów od broni jądrowej pozwoliły Waszyngtonowi opracować, odpalić próbnie, a następnie wykorzystać w boju najstraszliwszą broń świata – bombę atomową. Użyto jej jeszcze na koniec II wojny światowej przeciw Japonii, chociaż wielu fachowców uważa, że de facto – przeciw ZSRR. Japonia była już na kolanach, to Moskwa i cały świat miały zobaczyć potęgę Stanów Zjednoczonych.
W latach czterdziestych Rosjanie rzeczywiście byli technologicznie spóźnieni, ale szybko to się zmieniło. Wyścig po rakiety i podbój Kosmosu przyspieszył tak bardzo, że w październiku 1957 roku to Związek Radziecki wystrzelił jako pierwszy Sputnika 1 – sztucznego satelitę ziemskiego.
Sputnik i Jurij Gagarin znokautowały Amerykanów
To był wstrząs dla świata i Ameryki. – Są daleko przed nami – mówiono wtedy w Waszyngtonie, gdzie jeszcze nikt nie wiedział, że kolejny cios nadchodzi w szybkim tempie. I Amerykanie, i Rosjanie wiedzieli, że kolejnym krokiem jest lot w Kosmos człowieka, szykowali się do tego.
I na tym polu ZSRR był jednak pierwszy. W kwietniu 1961 roku Jurij Gagarin jako pierwszy znalazł się na orbicie, czym wyprzedził pierwszego amerykańskiego astronautę Alana Sheparda o trzy tygodnie – on poleciał w maju 1961 roku.
Nikita Chruszczow wiedział, że Sputnik 1 posłał Amerykanów na liny. Lot człowieka miał być nokautujący, ale aby tak było, musiał się udać. Nie można było ryzykować katastrofą, która prestiżowo byłaby ciosem, ale dla Moskwy. Najpierw musiały zatem polecieć zwierzęta.
– Dwa udane loty z psami – miał stawiać warunek Nikita Chruszczow. Dwie próby, które psy przeżyją były drzwiami do zgody na lot człowieka. Tak, by on też mógł przeżyć i stać się żywym symbolem triumfu radzieckiej technologii.
Zwierzęta nie były tak spektakularne. Ich loty można było ukryć, zakamuflować, nawet jeżeli zginą.

Amerykanie przeprowadzali próby ze zwierzętami już w latach czterdziestych. Na postniemieckich rakietach V-2 wysyłali pod orbitę głównie małpy. Rezusy, makaki krabożerne, sajmiri, wreszcie szympansy – większość ginęła. 21 maja 1952 roku Patriciia i Mike – dwa makaki krabożerne – przeżyły lot pod orbitę, ale krótki i trwający tylko przez 26 kilometrów.
Szło to opornie, a tymczasem Związek Radziecki w lipcu 1951 roku wysłał na lot suborbitalny dwa psy – Dezika i Cygana. Oba dotarły do 110 km i przeżyły. Tam zaczynała się już linia Karmana, umownie zaczynał się Kosmos.
Psy są bardziej przewidywalne niż małpy
Rosjanie stawiali na psy, a nie na małpy. Uznawali, że założenie, iż małpa jako najbliższa człowiekowi najpełniej pokaże nam problemy związane z orbitalnym lotem człowieka jest błędne. Nie chodziło o ścisłe pokrewieństwo, ale zachowanie organizmu w przestrzeni kosmicznej. A psy radziły sobie lepiej, były łatwiejsze do kontroli.
Pamiętajmy. że taki lot zwierzę wykonywało samo, bez człowieka. Mogło dojść na pokładzie do zdarzeń, które nie sposób przewidzieć. Wedle radzieckiej koncepcji, odpowiednio dobrane psy były sensowniejsze do takich zadań, bardziej przewidywalne i ułożone niż małpy.
Zwłaszcza szczególne psy, bowiem radziecki program kosmiczny początkowo zakładał lot na orbitę wyselekcjonowanych ras. Cóż, nie było jednak w dziejach kynologii ras psów dostosowanych do lotów kosmicznych i żadna z nich nie nadawała się do tego zadania jakoś wyraźnie bardziej niż inne.
Zresztą Związek Radziecki od początku potrzebował psów niedużych, aby mogły zmieścić się w pojeździe wystrzelonym na orbitę. Potrzebował psów posłusznych, spokojnych i bardzo odpornych.
Bardzo udana kreskówka „Biała i Strzała podbijają kosmos” z 2010 roku parafrazuje historię w taki sposób, że uwypukla kontrast między nimi. Biała jest to pięknym rasowym i szkolonym psem, za to Strzała to zwierzę prosto z ulic Moskwy, schwytane przez rakarza. Takie, co to spędziło szmat życia na przeszukiwaniu śmietników i radzeniu sobie w walce o przeżycie.
I takich psów ZSRR potrzebował. Nikita Chruszczow dał się przekonać do pomysłu, aby w Kosmos wysyłać kundle, najlepiej bezdomne, oczywiście po odpowiednim zbadaniu i podleczeniu. Wizja psów z ulicy, powiedzielibyśmy że „prosto z ludu i społecznie awansowanych” nawet mu się spodobała. Zdaniem Rosjan bezdomne kundle gwarantowały większą siłą i zdolność przetrwania niż jakikolwiek rasowy kanapowiec.
Legendarna Łajka wysłana w Kosmos w listopadzie 1957 roku, krótko po pierwszy Sputniku, była właśnie takim psem, których mnóstwo wałęsało się po ulicach Moskwy. Tam się urodziła, wśród śmietników spędziła dzieciństw, aż ją schwytano i przekazano do Instytutu Medycyny Lotniczej.
Łajka przeszła do historii, ale nigdy nie zakładano, że wróci. Jej misja nie była pomyślana tak, by psa ocalić. W ogóle nie zakładano sprowadzenia psa na Ziemię, więc Łajka spłonęła w Kosmosie.
Żeby jednak wysłać w przestrzeń człowieka, trzeba było mieć zwierzęta, które wrócą. – Dwie próby – podkreślał Nikita Chruszczow, zatem program wysyłania psów należało zmienić tak, by obejmować też ściągnięcie zwierząt z powrotem na Ziemię.
Mała Wiewiórka i mała Strzałka okazały się najlepsze
Polskie tłumaczenie tytułu kreskówki „Biała i Strzała podbijają kosmos” to nieporozumienie. O ile bowiem Striełka w języku rosyjskim rzeczywiście oznacza Strzałkę, o tyle Biełka to nie żadna Biała (wtedy po prostu imię brzmiałoby Biełaja), ale Wiewiórka. Biełka oznacza wiewiórkę i tak nazwano jednego z psów.
Nazwy miały być miłe dla ucha, psy miały się sympatycznie prezentować. Małe, ale sympatyczne, o rozkosznych pyszczkach – takie były zalecenia idące wprost z biur propagandy KPZR. Oba psy miały bowiem przeżyć, a następnie być pokazywane w mediach, więc nie mogły być to jakieś dziwolągi.
Kolejne zalecenia były już bardziej techniczne niż propagandowe. Psy mogły ważyć maksymalnie 6 kg i mieć 35 cm wysokości, gdyż inaczej nie zmieściłyby się do statku kosmicznego. Musiałby mieć jasne umaszczenie, by lepiej było je widać na niewyraźnych monitorach kontrolnych. Psy czarne czy bure odpadały na wstępie. Odpadały także samce. To musiały być suki, gdyż łatwiej było wówczas opracować i zamontować urządzenie do odprowadzania psiego moczu.
12 takich psów udało się wytypować, a Biełka i Striełka wygrały wyścig podczas przygotowań. Najlepiej radziły sobie z wyzwaniami np. potrafiły rozwiązywać proste problemy. czekały na lot, nie wiedząc jak bardzo ryzykują.
Łajka i inne psy spłonęły w Kosmosie
Poza Łajką w przestrzeni kosmicznej spłonęło bowiem sporo innych radzieckich psów. Lisiczka i Bars (czyli irbis, znany także jako Czajka, czyli mewa) poszły z dymem w lipcu 1960 roku podczas eksplozji niespełna 30 sekund po starcie. Nikt ich nie zapamiętał, podobnie jak o innych ofiarach. W grudniu 1960 roku Krasawka i Damka przeżyły nawet katastrofę testową rakiety Wostok i opadły na powierzchnię Ziemi w kapsule. Wpadły w syberyjski śnieg przy temperaturze poniżej -40 stopni.
Znajdujące się w kapsule myszy zginęły, a oba psy przeżyły. Gdy ekipa ratunkowa odnalazła kapsułę, usłyszała z wnętrza szczekanie. To zrobiło ogromne wrażenie, ale władze radzieckie zabroniły upubliczniać tej historii. Ołeg Gazenko, czołowy radziecki naukowiec i kierownik programu kosmicznego, po kryjomu zresztą adoptował Krasawkę i zapewnił jej dom do końca jej życia.
Biełka i Striełka były dublerkami tych wcześniejszych psów. Także mogły zginąć, liczono się z tym. Im się jednak udało. 19 sierpnia 1960 roku, w samym środku zimnej wojny z USA, trzeci testowy lot rakiety Wostok wyniósł statek Sputnik 5 z dwoma tymi suczkami w środku.
Automatyczne maszyny do karmienia dostarczały Biełce i Striełce pożywienie i wodę dwa razy dziennie, w ramach eksperymentu nad możliwością jedzenia w stanie nieważkości. Specjalne urządzenia medyczne rejestrowały parametry organizmu, także ważne dla przyszłego lotu człowieka. Pochłaniacze dwutlenku węgla i pary wodnej uwalniały zarazem wymaganą ilość tlenu. Wszystko działało.
Psy były zestresowane podczas startu, ale potem – spokojne, z wyjątkiem czwartego okrążenia Ziemi, gdy z nieznanych powodów Biełka próbowała się uwolnić z pasów, była niespokojna i szczekała. Poczuła się źle, niektóre źródła podają nawet, że zwymiotowała. Parametry były jednak w normie, działał układ krążenia, nie spadała temperatura ciała. Gdy psy wylądowały po 17 pełnych okrążeniach Ziemi i 25 godzinach, badania nie wykazały żadnych odchyłów od normy.
Można było zorganizować konferencję prasową i propagandowe show, by pokazać dwie sympatyczne i żywe suczki. Można było rozpocząć ostateczne przygotowania do wysłania w Kosmos człowieka za osiem miesięcy.
Biełka i Striełka stały się tak sławne, że przykryły legenda Łajki. Miały nad nią walor – można je było pokazać, pogłaskać. Dzieci szalały na ich punkcie, zresztą nie tylko dzieci. Striełka zaszła w ciążę, a jeno z jej szczeniąt (jedno nawet brało udział w testach kosmicznych) imieniem Puszynka zostało przez Nikitę Chruszczowa podarowane… Amerykanom.
Trafiło do Białego Domu, do prezydenta Johna F. Kennedy’ego i jego żony Jacqueline jako „dar przyjaźni ze strony Moskwy”. Powiadają, że miała tam szczęśliwy dom i tworzyła parkę z psem Kennedych imieniem Charlie.
Same Biełka i Striełka były zbyt cenne, aby „pójść w ludzi” Do psiej starości mieszkały w moskiewskim Instytycie Badań i Testów Medycyny Kosmicznej, podobno otoczone opieką i już karmą już nie ma bazie grzybów takich jak czaga (taką podawano im w Kosmosie), ale mięsną. Gdy zmarły, zostały wypchane i do dzisiaj stoją w Muzeum Kosmonautyki w Moskwie.