Nie ulega wątpliwości, że Agata Wróbel była jedną z najbardziej znanych polskich sportsmenek na przełomie XX i XXI wieku. Sztangistka jako młoda dziewczyna sięgnęła po dwa medale olimpijskie, w 2000 roku na igrzyskach w Sydney (srebro) i cztery lata później, w 2004 podczas rywalizacji w Atenach (brąz). Dodatkowo Polka była multimedalistką mistrzostw Polski, świata i Europy, sięgając po medal z najcenniejszego kruszcu w trakcie MŚ organizowanych w Polsce, konkretnie w warszawskim Torwarze.

Niezwykła opowieść o Agacie Wróbel. Książka, którą trzeba przeczytać!

Wróbel pojawiła się nagle, ale tak, jak szybko pojawiła się na wielkiej scenie, tak szybko zniknęła, kończąc swoją karierę przedwcześnie, w 2010 roku. Wydawnictwo SQN proponuje książkę, której autorem jest sama była medalistka olimpijka oraz Mateusz Skwierawski, dziennikarz sportowy od 2015 roku związany z Wirtualną Polską.

To opowieść zdecydowanie wykraczająca poza pomost sportowy. Historia Agaty Wróbel właściwie od początku pokazuje, jak trudny start i jaką walkę odbyła główna bohaterka, która po latach swojej kariery, obecnie znajduje się w wymagającym, życiowym położeniu. Choć tak naprawdę, podobnie jak w sportowej rywalizacji, walczy zaciekle o lepsze życie. Na przekór wszelkim przeciwnościom losu.

„Przed pójściem do podstawówki nie miałam poczucia, że odbiegam od normy, nie czułam się gruba. Bo wcześniej nikt mnie nie wyzywał. Ale gdy w szkole pojawiły się szykany, odbierałam samą siebie tylko w jeden sposób – negatywnie. Jako brzydką dziewczynę z nadwagą. Nawet gdy mocno schudłam, do dziewięćdziesięciu kilogramów, czułam ogromny kompleks związany z moim ciałem. Nadal jest mi źle we własnej skórze” – opowiada o trudnym, szkolnym okresie Wróbel.

Czasy startów, wielkich sukcesów. Medali olimpijskich, wspomnianego, wielkiego triumfu w Warszawie, podczas mistrzostw świata. To wszystko można znaleźć w książce, która jest autobiografią jednej z najwybitniejszych sztangistek w historii.

Wróbel porusza wiele kwestii, wielokrotnie stawiając czoła błędom, popełnianym w przeszłości. Również ze względu na otoczenie, które – można odnieść wrażenie – często wykorzystywało olimpijkę, niekoniecznie mającą wystarczające doświadczenie życiowe. Zwłaszcza w okresie początków swojej kariery.

„Jest pewna kwestia, która do dziś nie daje mi spokoju. Bo może tych moich wszystkich zdrowotnych perypetii by nie było, gdyby nie zastrzyki, które dostawałam na początku kariery. Dopiero po latach, gdy zaczęłam czytać o metodach suplementacji, naszył mnie refleksje. Po licznych rozmowach z innymi sportowcami mam duże wątpliwości. A raczej bardzo mocne podejrzenia. No bo jakie odżywki wprowadza się przez brzuch w nabitych strzykawkach? Hmm, chyba żadnych” – opisuje Wróbel w rozdziale poświęconym dopingowi, choć sama przez całą karierę była czysta.

Niedługo po igrzyskach w Atenach i kolejnym medalu olimpijskim, Wróbel postawiła na zupełnie inne życie. Polka wyjechała z kraju i zaczęła próbować czegoś zupełnie nowego, w Wielkiej Brytanii. W Anglii szybko media dotarły do medalistki olimpijskiej, która pracowała m.in. w sortowni odpadów, chcąc zupełnie na nowo otworzyć swoje życie.

Z daleka od zgiełku i fleszy, jak przynajmniej pierwotnie zakładała, wyjeżdżając do Anglii.

„Sortownia zresztą stresowała mnie dużo mniej niż starty w zawodach. Nie musiałam się martwić, czy spalę pierwszą próbę, czy mój nadgarstek zniesie kolejne obciążenia. Jeśli komuś się wydaje, że stojąc przy taśmie, rozmyślałam nad swoim losem, że byłam załamana, bo po dwóch medalach olimpijskich grzebałam właśnie w śmiechach, to muszę szybko wyjaśnić: absolutnie nie. W ogóle się nad tym nie zastanawiałam. Chciałam zlać się z tłumem i wykonywać konkretne zadanie. Było mi całkiem dobrze. Ja się tym wręcz cieszyłam. Mentalnie wreszcie odpoczywałam” – wspomina Wróbel.

Krajobraz medalistki olimpijskiej. Poruszające losy polskiej sztangistki

W ostatnich latach w kontekście rekordzistki kraju w dwuboju (295 kilogramów) pojawiło się wiele informacji, dotyczących jej fatalnego stanu zdrowia. Sama Wróbel w w/w książce opowiada o tym, jak wygląda obecna sytuacja. Wyjaśnia również kontekst zbiórek internetowych oraz tego, co publikowała w mediach społecznościowych, mocno rozpalając tym dziennikarzy oraz ludzi, chcących pomóc.

„Muszę podeprzeć się o ścianę. Inaczej się nie ubiorę. Na jednej nodze nie stanę, bo stracę równowagę. Na dwóch już tak, ale każdy krok jest dla mnie wyzwaniem. Przejdę kawałek i nie mogę oddychać. Zatyka mnie. Gdy raz wniosłam zakupy po schodach, to przez czterdzieści minut nie mogłam złapać tchu. Mam tak od paru lat […] Obecnie czuję się bezużyteczna, wykluczona ze świata. Myśl, że człowiek do niczego się nie nadaje, jest okropna. Chciałabym mieć normalne, przyziemne życie. Bez fajerwerków, ale też bez tych wszystkich zmartwień zdrowotnych, mieszkaniowych” – opisuje swój stan była olimpijka.

Warto przypomnieć, że na początku b.r. roku premier Donald Tusk podjął decyzję o dożywotniej rencie specjalnej w wysokości 5 tysięcy złotych miesięcznie dla Wróbel. O zdrowie byłej olimpijki mieli również zadbać pracownicy Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie. W pomoc przynajmniej teoretycznie, miał się również zaangażować Polski Związek Podnoszenia Ciężarów.

Dlaczego teoretycznie? O kwestii pomocy i… pewnym nieporozumieniu, w książce opowiada sama Wróbel. Co również pozwala zrozumieć późniejszy, zupełnie niepotrzebny szum komunikacyjny. To wszystko zebrane w jednym miejscu, co dodatkowo zachęca do lektury tych ponad 300 stron historii trudnej, ale jakże życiowej, ludzkiej.

Zachęcamy również do udziału w konkursie, który jako „Wprost” organizujemy wspólnie z Wydawnictwem SQN.

Dokładne informacje i zasady na profilach „Wprost” w mediach społecznościowych.

Udział
Exit mobile version