Do wypadku doszło w ciągu ostatnich dni, ale nie ma pewności kiedy dokładnie. 21 września pojawiły się pierwsze zdjęcia satelitarne pokazujące zniszczenia, choć już dzień wcześniej satelity NASA zarejestrowały pożar w rejonie silosu. Najpewniej spowodowany eksplozją.
Tak wyglądają pierwsze zdjęcia z cywilnych satelitów:
Tak wyglądają nowsze, z niedzieli 22 września, pokazujące zniszczenia bardziej szczegółowo:
Jest ewidentne, że doszło do potężnej eksplozji rakiety jeszcze w silosie. Ten został całkowicie zniszczony. Pozostał tylko duży krater. Uszkodzona lub zniszczona została prawie cała okoliczna infrastruktura. To jeszcze poważniejszy problem niż utrata samej rakiety.
Niebezpieczne paliwo ciekłe
Rosjanie planowali przeprowadzić test pomiędzy 19 a 23 września. Na te dni ogłosili ostrzeżenia dla samolotów i statków, tak zwane NOTAM, które jasno wskazywały na zamiar odpalenia testowego jakiejś rakiety z kosmodromu Plesieck (obwód Archangielski na północy Rosji) w kierunku poligonu Kura na Kamczatce. To standardowy profili testów rosyjskich rakiet strategicznych. Już 19 września zaobserwowano obecność w bazie na Alasce dwóch specjalistycznych amerykańskich samolotów rozpoznawczych RC-135 Cobra Ball. Są przeznaczone do obserwowania lotów rakiet balistycznych. Podczas rosyjskich testów krążą w pobliżu Kamczatki i śledzą wejście w atmosferę głowic, a potem ich lot ku celom na poligonie. Jednak już 19 września Rosjanie odwołali NOTAM, a następnego dnia RC-135 Cobra Ball wróciły do swojej stałej bazy w Offutt w Nebrasce.
Można więc spekulować, że katastrofa w Plesiecku wydarzyła się 19 września. Ewentualnie doszło wówczas do jakiejś awarii i zatankowana niesprawna rakieta pozostała w silosie, po czym eksplodowała 20 września. RS-28 Sarmat jest napędzany silnikami na paliwo ciekłe. Dzisiaj to rzadkość w świecie rakiet balistycznych, gdzie standardem jest paliwo stałe. Ciekłe oferuje lepsze osiągi, ale wymusza zastosowanie bardziej skomplikowanego układu napędowego, jest mniej trwałe i bardziej niebezpieczne.
Pisaliśmy kiedyś o tym, do czego może doprowadzić upuszczenie dużej nakrętki w silosie rakiety międzykontynentalnej z paliwem ciekłym.
Dodatkowo RS-28 wykorzystuje tak zwany „zimny start”, tak jak starsza rakieta R-38 Wojewoda (według oznaczenia NATO Satan), którą ma zastąpić. Polega on na tym, że rakieta jest wypychana z silosu przez duży pironabój (gwałtowne spalanie czarnego prochu) i dopiero na wysokości około 20-30 metrów uruchamia główne silniki. To kolejna komplikacja, która ma na celu ograniczyć siły działające na rakietę oraz silos podczas startu, czyli umożliwić starty większej i cięższej broni ze względnie delikatnych (czyli lżejszych i tańszych) stanowisk startowych. Standard w radzieckich i rosyjskich rakietach strategicznych.
Ponieważ ze zdjęć satelitarnych ewidentnie wynika, że do eksplozji doszło w środku silosu, to można poczynić kilka domysłów. Mogło dojść do jakiejś usterki podczas przygotowań do startu. Ewentualnie eksplozja nie musiała nastąpić natychmiast, ale na przykład następnego dnia podczas próby wypompowania paliwa z uszkodzonej rakiety albo próby wydobycia jej z silosu. Mogło też dojść do jakiejś usterki systemu zimnego startu i pocisk eksplodował natychmiast albo analogicznie podczas prac mających na celu zabezpieczenia go, a następnie wyciągnięcia na powierzchnię.
Nagranie wcześniejszego testu rakiety Sarmat:
Kolejne lata opóźnienia
Niezależnie od przyczyn skutki katastrofy będą dla Rosjan poważne. Po pierwsze całkowitemu zniszczeniu uległo jedyne testowe stanowisko startowe. RS-28 w momencie odpalenia jest zatankowana około 180 tonami wybuchowego paliwa. Widać na zdjęciach, jaka to moc w przypadku niekontrolowanej eksplozji. Konieczne będzie wybudowanie od nowa silosu, który nie jest po prostu dziurą w ziemi. To złożona i droga konstrukcja zawierająca całe oprzyrządowanie niezbędne do obsługi rakiety oraz jej odpalenia. Jako stanowisko testowe silos w Plesiecku najpewniej miał też dodatkowe systemy monitorujące. Wcześniej było to stanowisko testowe dla bardzo podobnych R-38 z czasów radzieckich, którego przebudowa zajęła Rosjanom kilka lat i miała około dwuletnie opóźnienie, czym usprawiedliwiano przesunięcie pierwszych testów Sarmata z 2015 na 2017 rok.
Teraz z budową nowego silosu może pójść szybciej, bo Rosjanie mają już doświadczenie, ale i tak mowa raczej o roku/latach, a nie tygodniach czy miesiącach. Innego stanowiska do testów brak. Kilka lat temu była mowa o zbudowaniu kolejnego w jednej z normalnych baz rakietowych, ale nie ma na ten temat żadnych konkretów. Trwają na pewno prace nad standardowymi bojowymi silosami w 62 Dywizji Rakietowej (rejon miasteczka Użur na Syberii), które są przebudowywane po starszych rakietach Wojewoda. Sarmaty mają też trafić do 13 Dywizji w rejonie wsi Dombarowskij (obwód Orenburski, blisko granicy z Kazachstanem). Nie ma jednak pewnych dowodów na prace budowlane w tym drugim miejscu. Razem w obu ma być 46 silosów z Sarmatami w gotowości bojowej.
Sam fakt tak poważnej awarii też na pewno opóźni program, bo trzeba zbadać przyczyny i wprowadzić środki zaradcze. Tu jednak trudno cokolwiek szacować, bo mógł to być jakiś błąd obsługi albo usterka silosu, co by nie oznaczało problemu z rakietą. Z drugiej strony może to być jakiś poważniejszy problem z nią samą, co oznaczałoby komplikacje i opóźnienia.
Oficjalnie cudownie, faktycznie jest inaczej
Jest ewidentne, że prace nad Sarmatem nie idą Rosjanom łatwo. Choć oficjalnie wszystko jest świetnie. Według deklaracji władz oraz wojska system Sarmat został już przyjęty na uzbrojenie, rozpoczęto produkcję seryjną, a w 2023 roku zadeklarowano rozpoczęcie dyżuru bojowego. Mimo że wiadomo o zaledwie jedynym w pełni udanym locie testowym tej rakiety, który był w 2022 roku. W 2023 roku odbył się drugi, ale według Amerykanów skończył się niepowodzeniem w wyniku awarii w locie. Rosjanie nie podali oficjalnej informacji. Nie ma pewności na temat innych lotów, ale nieoficjalnie mowa o co najmniej jeszcze jednym, który skończył się niepowodzeniem lub został anulowany. Teraz nastąpiła ewidentna katastrofa.
Rakietę tworzy biuro konstrukcyjne im. Makajewa z Miass, które wcześniej opracowywało tylko pociski balistyczne dla okrętów podwodnych. Uznano, że będzie najlepiej się nadawać do stworzenia Sarmata, bo ma doświadczenie w morskich rakietach na paliwo ciekłe i przez dekady blisko współpracowało z obecnie ukraińskimi zakładami im. Jangiela (niegdyś Jużnoje) w Dnieprze, które stworzyły bardzo podobny i udany system Wojewoda, czyli wcześniejszą generację ciężkiej międzykontynentalnej rakiety balistycznej. Pomimo tego Sarmata to duże wyzwanie, a biuro z Miass ostatni raz opracowało własny pocisk w latach 80. Podobnej roszady konstruktorów dokonano dwie dekady wcześniej podczas prac nad rakietą Buława dla okrętów podwodnych. W kontrowersyjnym ruchu prace nad nim powierzono nie biuru Makajewa, ale Moskiewskiemu Instytutowi Technik Cieplnych, który dotychczas tworzył rakiety odpalane z lądu. Wyłącznie na paliwo stałe, jakie chciano zastosować też w Buławie. Skończyło się poważnymi problemami i opóźnieniami podczas fazy testów. Choć pierwsze odpalenie było w 2004 roku, to przyjęcie do pełnoprawnej służby nastąpiło dopiero w 2024, po wielu latach tak zwanej służby eksperymentalnej, czyli warunkowej.
Można zakładać, że pomimo optymistycznych deklaracji Kremla i wojska do pełnoprawnej służby bojowej Sarmata jest jeszcze daleko. Choć oficjalnie już ona trwa. Inaczej być nie może, ponieważ ze względu na swoje rozmiary i deklarowane możliwości jest idealnym narzędziem propagandowym. „Potężny”, „niepowstrzymany” i „niemający analogów” Sarmat często jest przywoływany w kontekście atomowych pogróżek pod adresem Zachodu. Rzeczywistość jest jednak bardziej skomplikowana i nie taka groźna.