-
Ogromna powódź nawiedziła południowo-wschodnią Australię, zalewając miasta.
-
Lokalne służby ratunkowe prowadzą akcje ewakuacyjne na zalanych terenach. Wiele osób wciąż czeka na pomoc.
-
Meteorolodzy ostrzegają, że sytuacja może się jeszcze pogorszyć.
- Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Interii
Ulewy doprowadziły do potężnych powodzi w południowo-wschodniej Australii. W wielu miejscach stanu Nowa Południowa Walia rzeki wystąpiły z brzegów, zalewając ulice i budynki. Służby ratunkowe ewakuowały ponad 400 ludzi z zalanych terenów, jednak wiele osób wciąż czeka na pomoc.
Miasto całkowicie odcięte od świata
„Tam wciąż są ludzie, którym staramy się pomóc” – powiedział szef stanowej służby ratunkowej (SES) Dallas Burnes. Dodał, że w rejonie działają śmigłowce ratunkowe, dzięki którym można podejmować ludzi z dachów. Burnes dodał, że najpradopodobniej loty będą kontynuowane w nocy, mimo że są „niesamowicie niebezpieczne” podczas silnego wiatru.
Szef ratowników zaapelował do mieszkańców zagrożonych terenów, by ewakuowali się, kiedy otrzymają ostrzeżenie. Podkreślił że pozostanie w domu „to nie jest zbyt dobry plan”.
Najtrudniejsza sytuacja panuje w mieście Taree. Jak powiedziała obecna na miejscu reporterka serwisu ABC ta licząca 16 tys. mieszkańców miejscowość „jest całkowicie odcięta” od świata.
Przepływająca prze miasto rzeka Manning osiągnęła głębokość 6,37 m, bijąc dotychczasowy rekord z 1929 roku. Wówczas osiągnęła głębokość 5,9 m. Jak powiedział meteorolog Steve Bernasconi, w okolicy Taree w ciągu dwóch dni spadło 412 litrów wody na metr kwadratowy. To nowy roczny rekord opadów w mieście i pięć razy tyle, ile zwykle pada przez cały maj.
Kyle Brown, jeden z mieszkańców leżącej nad rzką Manning miejscowości Cundletown, powiedział że „nigdy dotąd nie widział czegoś takiego”.
„Woda jest praktycznie wszędzie, gdzie sięgnąć wzrokiem. Ilość rzeczy niesionych przez rzekę jest niesamowita. To jest wszystko: bele siana, lodówki i całe drzewa” – podkreślił Brown.
Jak podaje agencja AFP, w części Nowej Południowej Walii w dwa dni spadło tyle deszczu, ile zazwyczaj przez cztery miesiące. Australijskie media już nazywają to powodzią, która „zdarza się raz na 500 lat”.
„Najgorsza powódź dopiero nadejdzie”
Choć sytuacja jest w wielu miejscach bardzo ciężka, specjaliści ostrzegają, że pogoda jeszcze może się pogorszyć. Jak zwrócił uwagę meteorolog serwisu ABC Tom Saunders, ulewne deszcze nie ustaną w dużej części wschodniego wybrzeża.
W ciągu najbliższych 48 godzin może spaść nawet 100-200 litrów wody na metr kwadratowy, jednak Saunders ostrzega, że w niektórych miejscach może spaść do 300 litrów wody.
„Dla wielu terenów oznacza to, że najgorsza powódź dopiero nadejdzie” – alarmuje specjalista.
Oprócz rekordowych opadów w Taree masy wody spadły również na inne miejscowości. W środę do godz. 9:00 lokalnego czasu odnotowano odpowiednio: w Port Macquarie 356 litrów wody na metr kwadratowy, w Careys Peak 517 litrów, a w Williamtown 235.
Źródło: ABC.net.au, SES.nsw.gov.au, BOM.gov.au, AFP