– Ponad 41 proc. przedstawicieli kadr medycznych chciałoby zmienić miejsce pracy, bądź w ogóle odejść z zawodu medyka ze względu na trudne warunki pracy, przeciążenie, agresję pacjentów. Ponad 60 proc. szuka wsparcia poza miejscem pracy, w którym pracują – mówiła w środę podczas sejmowej komisji zdrowia Urszula Szybowicz, prezes Fundacji Nie Widać Po Mnie.
Praca na SOR. Bicie, kopanie i wyzwiska
Szpitalny Oddział Ratunkowy w Suchej Beskidzkie, październik: Kobieta chwyciła pielęgniarkę za włosy i zaczęła jej głową uderzać o podłogę. Efekt? Wstrząśnienie mózgu. Agresorka miała we krwi 1,5 promila alkoholu. Po ataku trafiła na izbę wytrzeźwień, a później do szpitala psychiatrycznego.
Szpitalny Oddział Ratunkowy w Oławie, sierpień: Lekarz dyżury został opluty, następnie uderzony z pięści w krtań i zwyzywany. Agresorem był 37-latek. Powód? 72-letni medyk nie zgodził się na wystawienie długoterminowego zwolnienia lekarskiego na „stłuczoną rękę”. Po ataku mężczyzna uciekł ze szpitala. Został zatrzymany przez policję.
Szpitalny Oddział Ratunkowy Szpitala św. Wincentego a Paulo w Gdyni, maj: 28-latka zaatakowała trzy osoby: ordynatora, lekarkę i ratowniczkę medyczną. Wtargnęła do dyżurki lekarskiej, kopała i biła pięściami. W jej organizmie wykryto 2 promile alkoholu i narkotyki. Za naruszenie nietykalności cielesnej lekarza grozi jej do trzech lat więzienia.
Szpitalny Oddział Ratunkowy Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Legnicy, luty: 31-latek zaatakował personel medyczny. Bił i kopał pracowników szpitala po całym ciele, łącznie rannych było dziewięć osób. Mieli urazy głowy i klatki piersiowej, siniaki, otarcia, jedna osoba miała złamaną kość. Agresor we krwi miał cztery różne substancje psychotropowe.
To tylko kilka przykładów ataków na personel medyczny, pracujący w szpitalnych oddziałach ratunkowych. Kilka z bardzo wielu, które miały miejsce w tym roku.
„SOR służy do ratowania życia”
– W szpitalnych oddziałach ratunkowych widać niewydolność całego systemu ochrony zdrowia – przyznaje w rozmowie z Interią Damian Patecki, przewodniczący Komisji Kształcenia Medycznego Naczelnej Izby Lekarskiej.
Tłumaczy, że Narodowy Fundusz Zdrowia płaci za zbyt mało świadczeń, przez co tworzą się ogromne kolejki do lekarzy, a pacjenci zamiast w nich czekać, idą na SOR. Dla wielu osób to jedyna szansa na uzyskanie pomocy.
– Tylko, że SOR służy do ratowania życia i kończy się to tak, że osoby, których stan faktycznie jest dotkliwy, muszę niestety czekać w kolejkach, czasami nawet po kilkanaście godzin. Takie sytuacje budzą złe emocje i wielu pacjentów ma poczucie krzywdy – zauważa Patecki.
Tego rodzaju sytuacje często kończą się w sądzie. – Lekarze, pielęgniarki czy inni pracownicy medyczni, to osoby, które ratują ludzkie życie i działają w dobrej wierze. Tymczasem bardzo często są pozywani, nawet jeśli nie bezpośrednio, to wystarczy być wymienionym w dokumentacji medycznej, żeby później iść do prokuratury w charakterze świadka. To zajmuje wiele godzin, kosztuje dużo nerwów i stresu i mocno zniechęca, a zazwyczaj te sprawy kończą się umorzeniem – przyznaje przedstawiciel Naczelnej Izby Lekarskiej.
SOR i gigantyczny problem
To jednak nie koniec problemów, z jakimi muszą się mierzyć lekarze pracujący w szpitalnych oddziałach ratunkowych. Jednym z największych są pacjenci pod wpływem alkoholu.
Naczelna Izba Lekarska postulowała niedawno o wprowadzenie zakazu nocnej sprzedaży alkoholu na terenie całego kraju. – To na pewno poprawiłoby sytuacje na szpitalnych oddziałach ratunkowych – podkreśla Patecki.
Takiego samego zdania jest Katarzyna Andrusikiewicz, psychoterapeutka uzależnień. – Nocna prohibicja to ograniczenie sprzedaży alkoholu w określonych godzinach, zazwyczaj od 22 do 6 rano. Takie działanie przyczynia się do ograniczania interwencji ratunkowych, a statystyki jasno pokazują, że najwięcej jest ich właśnie w nocy. To ograniczyłoby też nieplanowane zakupy, w sytuacjach kiedy już ktoś jest pod wpływem i decyduje się pić dalej – mówiła w wywiadzie dla Interii.
Dane jasno wskazują, że problem alkoholowy w Polsce wciąż mamy bardzo duży. Z roku na rok obserwujemy absolutny trend wzrastający. W latach 90. przeciętny Polak wypijał rocznie dziewięć litrów czystego alkoholu. Dziś w grupie wiekowej od 15 lat wzwyż jest to już 11 litrów na osobę. To właśnie pacjenci pod wpływem najczęściej są agresywni wobec medyków.
Surowsze kary za ataki na medyków
Od dawna toczy się dyskusja o tym, jakie działania systemowe mogą poprawić bezpieczeństwo personelu medycznego. Czara goryczy przelała się w kwietniu 2025 roku, kiedy w w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie doszło do zabójstwa lekarza.
We wtorek sejmowa Komisja Nadzwyczajna ds. Zmian w Kodyfikacjach zarekomendowała jednogłośnie przyjęcie nowelizacji Kodeksu karnego, podnoszącej do pięciu lat więzienia karę za ataki m.in. właśnie na medyków. Obecnie za taki czyn grozi do trzech lat więzienia. Komisja zarekomendowała też inną zmianę. Zgodnie z nią osoba, która podczas interwencji zostanie znieważona, np. wyzwiskami lub groźbami, będzie mogła liczyć na to, że sprawcą zajmie się prokuratura nie tylko na prywatny wniosek, ale z urzędu. Za agresywne zachowanie np. w szpitalu grozić ma areszt, ograniczenia wolności albo grzywna do tysiąca złotych do 5 tys. zł. Obecnie mandaty wynoszą maksymalnie 500 zł. Taka sama kara grozić będzie za zakłócanie spokoju i porządku publicznego pod wpływem alkoholu lub narkotyków.
Praca na SOR. „Ta robota to koszmar”
Ministerstwo Zdrowia podaje, że obecnie mamy 251 szpitalnych oddziałów ratunkowych. Z danych statystycznych Centralnego Rejestru Lekarzy RP należącego do Naczelnej Rady Lekarskiej wynika, że w 2025 rok w Polsce jest 1213 lekarzy ze specjalizacją z medycyny ratunkowej. Damian Patecki z NIL mówi wprowst, że braki kadrowe na SOR-ach są ogromne. Szpitale robią więc wszystko, by tylko przyciągnąć do siebie lekarzy.
We wrześniu głośno było o ofercie Wojewódzkiego Szpitala w Bielsku-Białej, który proponuje lekarzom medycyny ratunkowej 108 tys. zł miesięcznie brutto za pracę na SOR. W październiku chętnych wciąż brak.
– Na pewno są to duże pieniądze, tylko że one nie rozwiązują problemu, bo warunki pracy są bardzo, bardzo złe. Ta robota to koszmar i dlatego nie ma na nią chętnych. Ja też, gdybym chciał pogorszyć swoją jakość życia, to taką pracę dostałbym od ręki – mówi Interii Damian Patecki.
Przyznaje, że medycyna ratunkowa to jeden z ciekawszych obszarów. – Tam trzeba działać szybko i mieć olbrzymią wiedzę ze wszystkich gałęzi medycyny. To jest też bardzo wdzięczna praca, bo ratuje się ludzkie życie – argumentuje Parecki.
I dodaje: – Jednocześnie minusów jest tak dużo, że nikt nie garnie się do takiej samobójczej pracy.