Dziennikarka Katarzyna Stefańska zatrudniła się jako kasjerka-sprzedawczyni w jednej z łódzkich placówek Biedronek. Pracowała przez tydzień i swoimi doświadczeniami podzieliła się na łamach „Gazety Wyborczej”. – Dziecko, to ciężka praca. Ludzie potrafią być fajni, ludzie są też okropni – usłyszała podczas rozmowy rekrutacyjnej z Agnieszką, kierowniczką placówki.

Praca w Biedronce. Ból pleców, pełen pęcherz

Pierwszy dzień pracy Katarzyna rozpoczęła o 5.00 rano (poza poranną jest jeszcze popołudniowa i nocna zmiana). Na początku musiała przejść szkolenie BHP, zapoznać się z regulaminem i „Podręcznikiem kasjera-sprzedawcy” (wszystko pod hasłem „Poznaj moc wdrożenia), aż w końcu zasiadła na kasie. Dziennikarka szybko przekonuje się, że praca nie jest zbyt komfortowa, krzesełko jest niewygodne i zaczynają boleć plecy. – Po trzech godzinach mam prawie 8 tys. zł utargu i pełen pęcherz – relacjonuje Katarzyna.

Obsługiwanie klientów to nie wszystko. Jednym z zadań Katarzyny jest wykładanie towaru, który bywa ciężki. – Najpierw czuję plecy – od rozkładania produktów na najwyższych półkach, do których ledwo sięgam. Potem pięty – od obuwia. Po ośmiu godzinach chodzenia w tę i z powrotem palą niemiłosiernie – opisuje dziennikarka.

„Staję się mrukliwą kasjerką”

Przy rozładowywaniu mięsa lepiej mieć przy sobie bluzę, bo przy lodówkach można zmarznąć. Katarzyna przyznaje jednak, że woli to zajęcie od pracy na kasie. – Początkowa ekscytacja gdzieś uleciała. W kolejnych dniach już nie zagaduję klientów, przestaję się uśmiechać, chociaż to wskazane, bo przecież powinnam być miła. Staję się mrukliwą kasjerką. Zastanawiam się, po co mi to było – pisze autorka „wcieleniówki”.

Kiedy klientów jest najwięcej? Kluczowy okazuje się „dziesiąty” każdego miesiąca, bo w większości miejsc pracy jest to termin wypłat. Najgorzej jednak pracownicy oceniają to co się dzieje w okolicach 11 listopada, kiedy to przed długim weekendem „ludzie wpadają jak tajfun i zachowują się jak szarańcza, wykupują wszystko”. Cytowane w materiale koleżanki Katarzyny z Biedronki przekonują, że zachowania klientów to dobry materiał na książkę. – Opowiadają o urywaniu liści z kalafiora, ogonków z papryk, szypułek z czereśni – byleby tylko mniej ważyło. O notorycznym macaniu pieczywa bez rękawiczek – opisuje Katarzyna.

Nie zaskakuje fakt, że najczęstszymi bywalcami Biedronki są emeryci. – Najczęściej to emeryci. Przychodzą codziennie, już kojarzę twarze. „Dzisiaj po herbatkę w torebkach” albo „Sięgnie mi pani po ten twarożek? On jest bez szczypiorku, prawda? To wezmę”. Taki pretekst, by wyjść z domu i z kimś porozmawiać – relacjonuje dziennikarka.

Katarzyna przyznaje, że po tygodniowej pracy w Biedronce zmieniła zdanie w kwestii zakazu handlu w niedzielę. Dziennikarka ze zwolenniczki przywrócenia niedziel handlowych stała się zdecydowaną przeciwniczką zmiany w tej kwestii.

Ile można zarobić w Biedronce?

Biedronka zatrudnia w Polsce ok. 80 tys. osób, z czego zdecydowana większość to kobiety (84 proc.). Początkowe zarobki sięgają ok. 4500 zł brutto miesięcznie, ale można liczyć na szereg dodatków. – Obliczam, że w najlepszym razie miesięcznie zarobię na rękę około 4 100 zł – podsumowała autorka „wcieleniówki”.

Udział
Exit mobile version