Piękna pogoda i bezchmurne niebo okazują się kłopotem dla wielu właścicieli domowej fotowoltaiki. Choć instalacje działają pełną parą i produkują dużo prądu, zyski zamiast rosnąć, gwałtownie spadają. W niektórych godzinach cena energii oddawanej do sieci jest tak niska, że wynosi zaledwie kilka groszy. Zdarzają się też sytuacje, w których energia ma ujemną wartość.

Miało być korzystniej

W teorii, słoneczne dni powinny oznaczać korzyści dla prosumentów. W praktyce wygląda to zupełnie inaczej. Gdy sieć nie jest w stanie przyjąć nadmiaru energii, jej cena na rynku godzinowym spada. W skrajnych przypadkach staje się wręcz ujemna. Dla posiadaczy paneli to oznacza jedno — brak zysków, a czasem nawet straty.

Wprowadzenie systemu net-billing, który miał rozliczać energię po stawkach rynkowych, zamiast pomóc – wielu użytkownikom zaszkodził. Gdy ceny energii spadają w ciągu dnia, a to właśnie wtedy działa większość instalacji, oddawanie prądu staje się nieopłacalne. Tymczasem wieczorem, gdy ceny rosną, panele już nie pracują. Korzyści mają jedynie ci, którzy zainwestowali w magazyny energii.

Upał pogarsza sytuację

Upały dodatkowo pogarszają sytuację. Choć słońce sprzyja produkcji prądu, wysokie temperatury powodują przegrzewanie się falowników, które automatycznie się wyłączają. Z czasem prowadzi to do zużycia całej instalacji. Wzrost temperatury o kilka stopni obniża wydajność paneli nawet o 1 proc. Fachowcy zalecają, by nie montować falowników w miejscach wystawionych na słońce.

Skrajne upały mogą też doprowadzić do awarii ogniw, zaburzeń przepływu energii i spadku napięcia. W najgorszych przypadkach dochodzi do przerw w działaniu instalacji lub uszkodzeń. Dlatego tak ważny jest odpowiedni montaż i wentylacja. Panele muszą mieć przestrzeń do odprowadzania ciepła, a inwertery należy chronić przed promieniami słonecznymi.

Udział
Exit mobile version