Wrzesień 2012 r. Na kanapie w programie „Pytanie na śniadanie” w telewizyjnej Dwójce pojawia się energiczny, uśmiechnięty 20-letni chłopak. Uderzająco białe zęby, włosy wystylizowane na nieład, schludna marynarka.

„Mam 20 lat i jestem milionerem!” – można przeczytać na pasku.

– Zawsze miałem wielkie marzenia. Marzenia, w które inni nie dowierzali. Zawsze chciałem stworzyć coś wielkiego, stanąć na szczycie swojej firmy i powiedzieć, że zrobiłem to sam – mówi. – Jeszcze nie jestem tam jakimś milionerem, ale na pewno będę kiedyś – dodaje. 

W programie występuje jako właściciel kliniki medycyny estetycznej Estinity. Z rozmowy wynika, że zainwestował w nią zaoszczędzone pieniądze, które sam zarobił. Mówi, że pracował za granicą, że występował w reklamach, że prowadził w przeszłości hodowlę świerszczy. 

Prowadzący Marzena Rogalska i Lukasz Nowicki są ewidentnie pod wielkim wrażeniem swojego gościa.

„Jesteś bogaty? – Co cię to?”

Kaszubski momentalnie staje się gwiazdą mediów. Po kilku dniach zakłada swój fanpage na Facebooku. Chętnie udziela wywiadów. 

– Przed 30. rokiem życia obiecuję państwu, każdemu, kto to słyszy: będę na ostatnim miejscu listy [najbogatszych Polaków] Forbes – mówi w lutym 2013 r. w rozmowie z Gazeta.pl. 

Można odnieść wrażenie, że niechętnie reaguje na bardziej dociekliwe pytania.

– Piotrek, zostałeś 20-letnim milionerem – zagaja w wywiadzie w grudniu 2012 r. ówczesny dziennikarz Wirtualnej Polski Robert Patoleta. Nagranie wciąż jest dostępne na YouTube.

– Tak mnie określają.

– Słusznie, czy niesłusznie?

– Jestem właścicielem kliniki medycyny estetycznej, teraz otwieram drugą. Sam odpowiedz sobie na to pytanie.

– Jesteś bogaty? – dopytuje Patoleta. 

– Co cię to? Who cares. Jestem biznesmenem, mężczyźni nie rozmawiają o pieniądzach.

Patoleta chce wiedzieć, skąd Kaszubski wziął pieniądze otwarcie interesu. – Bardzo ciężko pracowałem. Nie ważne, co powiem, będzie taka grupa ludzi, którzy zawsze będą mówić: „on dostał pieniądze od rodziców, on dał dupy, on zrobił cokolwiek” – mówi Kaszubski.

– Jaka jest prawda? – pyta dziennikarz.

– Jeśli masz uszy, to słuchaj, bo nie będę powtarzał. Ciężko pracowałem i to jest prawda. 

Dociekliwość Roberta Patolety nie dziwi, bo rzeczywiście historia Piotra Kaszubskiego brzmiała wręcz bajkowo. 

Kilka miesięcy później w rozmowie z „Pudelkiem” Kaszubski przyznaje z kolei, że „nie ma pojęcia, dlaczego nazwano go 20-letnim milionerem”. Mówi, że podpisano go tak w TVP bez jego wiedzy, ale na początku nie miał o to pretensji. 

– Myślałem, że skoro ludzie mnie tak kojarzą, to taki pseudonim będzie lepszy. Ale później pomyślałem, że to całkiem żałosne określenie. Wolę, jak się nazywa mnie „Piotr Kaszubski, przedsiębiorca” – wyjaśniał. 

Gdy po latach pytamy Kaszubskiego, czy słowa „najmłodszy polski milioner” opierały się na prawdzie, odpowiada nam, że „bardzo nie lubi tego określenia” i „uważa tego rodzaju pytania za płytkie, nudne i tendencyjne”. 

„To tak bardzo powierzchowne pytać o pieniądze, a nie pytać o ważniejsze rzeczy, które są niepoliczalne. Dlaczego nie zapyta Pan, jak bardzo starałem się o zadowolenie klientów? Co unikalnego wprowadziłem na rynek? Gdzie była zmiana? Gdzie entropia w tym całym ekosystemie?” – pisze w e-mailu przesłanym Gazeta.pl. 

Dodaje, że „w 2012 roku wartość biznesu była wyższa niż 1 milion złotych”, „w 2013 wartość wolnych środków na koncie była wyższa niż 1 milion złotych”.

Z jednej strony Kaszubski ocenia, że „było to szerokie określenie, które bez pytania zaczęli używać dziennikarze i studenci piszący artykuły w mediach”, ale chwilę potem dodaje, że było ono „na tamte ówczesne realia – w pełni uzasadnione”.

Klinika Kaszubskiego „jedną z najlepszych”? Nie do końca

Wówczas nikt tego nie zauważył, ale w trakcie słynnego wywiadu w „Pytaniu na śniadanie”, dzięki któremu usłyszała o nim cała Polska, Kaszubski pozwolił sobie na podkoloryzowanie swojej biznesowej rzeczywistości. 

– „Gazeta Warszawska” ostatnio napisała, że Estinity to jedna z pięciu najlepszych klinik, jakie są – chwalił się w programie 20-latek. 

Znaleźliśmy w archiwach Biblioteki Narodowej wspomniany przez Kaszubskiego w „Pytaniu na śniadanie” numer prawicowej „Gazety Warszawskiej”. 

W dodatku „Zdrowie i uroda” z lipca 2012 r. Estinity miała wykupioną reklamę. Obok tej reklamy opublikowano jednocześnie krótki wywiad z Kaszubskim, w którym pytano m.in. „jakie znane osoby ze świata mediów” korzystają z usług jego kliniki i czy klienci mogą liczyć na promocje.

Estinity wymieniono też na tej samej stronie jako jedną z pięciu „najbardziej polecanych klinik medycyny estetycznej” w Warszawie. Wbrew temu, co powiedział w telewizji Kaszubski, wcale nie napisano, że „jest jedną z pięciu najlepszych klinik, jakie są”. Nie wyjaśniono też w ogóle, dlaczego redakcja w zasadzie poleca akurat te, a nie inne kliniki, nie podano żadnych kryteriów, którymi się kierowano. 

Informację o tym, że „Gazeta Warszawska” poleca klinikę Estinity umieszczono bezpośrednio nad reklamą wykupioną w gazecie przez Kaszubskiego. I na tej samej stronie redakcja gazety zachęcała też inne firmy: „Dołącz do naszych reklamodawców”. 

Klinika działała wtedy zaledwie od kilku miesięcy. Kaszubski założył ją w trzypokojowym mieszkaniu w jednym z dużych bloków w Warszawie. Z fanpage’a kliniki można było dowiedzieć się, że do grona jej klientów i jednocześnie „twarzy” należeli modelka i autorka książek Ilona Felicjańska oraz aktor Jacek Poniedziałek. 

W kwietniu 2013 r. „Gazeta Wyborcza” informowała, że w klinice pracowały wówczas dwie lekarki i dwie kosmetolożki. Podawano też, że z pracy w Estinity zrezygnowała dr Edyta Adamczyk-Kutera, ekspertka medycyny estetycznej. W rozmowie z „GW” twierdziła wtedy, że „odeszła, bo nie chciała być kojarzona z Estinity ani z panem Kaszubskim”. Zarzucała Kaszubskiemu, że promował klinikę jej wizerunkiem, choć od miesięcy nie miała z Estinity nic wspólnego. 

Ostatni wpis na fanpage’u Estinity o działalności kliniki pochodzi z połowy 2014 r. 

Gdy dziś pytamy Kaszubskiego o klinikę Estinity, dostajemy odpowiedź, że „klinika brzmi górnolotnie, jakby miała na dachu lądowisko helikopterów i 7 stref przyjmowania gości”. „To był gabinecik, gdzie pracowałem na recepcji, tworzyłem marketing i zamawiałem towary, kontaktując się ze wspaniałymi klientami Estinity, robiąc im kawę” – pisze nam przedsiębiorca.

Odpowiedź zaskakująca, biorąc pod uwagę to, że Estinity na swojej stronie była przecież wprost określana przez Kaszubskiego „kliniką”, tak też Kaszubski nazywał ją w wywiadach. 

Kaszubski potwierdza nam, że uruchomienie Estinity sfinansował z występów w reklamach, pieniędzy zarobionych za granicą. Przyznaje jednocześnie, że jego mama wzięła pożyczkę z banku na zakup kilku urządzeń estetycznych. Zaznacza przy tym, że zadłużenie zostało spłacone w ciągu kilku miesięcy.  

Zobacz wideo Jak wygląda proces oskarżonego w procesie karnym? „Tylko raz widziałam, żeby po wyroku zaczął płakać”

„Najmłodszy polski milioner” chce zarobić na białych zębach

Piotr Kaszubski na klinice, czy raczej „gabineciku”, nie poprzestał i chciał iść za ciosem. Na początku stycznia 2013 r. zamówił recepturę na żel wybielający do zębów i zlecił produkcję jednej z polskich firm działających na Mazowszu. Produkt zyskał nazwę Whitetime, był sprzedawany przez internet.

„Skala tego przedsięwzięcia i rentowność zepchnęły gabinet na drugi plan, listę klientów i wyposażenie gabinetu przejął lekarz zarządzający. Tą naturalną drogą z Estinity, narodziło się przedsiębiorstwo Whitetime” – informuje nas w e-mailu Piotr Kaszubski. 

Niemal od początku wokół promocji tego produktu pojawiły się kontrowersje. Na stronie Whitetime wykorzystano wizerunek stomatologa Jakuba Dziewita i pozytywną opinię na temat żelu. W przesłanym NaTemat.pl oświadczeniu w lipcu 2013 r. lekarz przyznał, że wziął udział w sesji zdjęciowej, ale nie wydał żadnej opinii, bo testował produkt zaledwie od kilku dni. 

„Przyznaję, że wizerunek Pana Jakuba Dziewita został zamieszczony na stronie Internetowej oraz ulotce Whitetime niezgodnie z jego wolą, mimo wykonanej sesji zdjęciowej dla marki Whitetime. Doktor Dziewit nie wyraził zgody na upublicznienie jego opinii na temat Whitetime. Popełniłem błąd. Za nieporozumienie to szczerze przepraszam” – napisał wtedy Piotr Kaszubski na Facebooku.

Niedługo potem żel był zachwalany na stronie internetowej przez dr Marię Hopfner, uśmiechniętą stomatolożkę. Media (m.in. portal Dentonet.pl i Natemat.pl) zwróciły wtedy uwagę, że taka lekarka w ogóle nie istnieje.

W lipcu 2013 r. do inspekcji sanitarnej wpłynęło zawiadomienie od Marcina K., z którym Piotr Kaszubski był wtedy skonfliktowany na tle finansowym i prywatnym. Przeprowadzono kontrolę i uznano, że ze względu na skład (ilość zastosowanego nadtlenku mocznika) żel Whitetime powinien być sprzedawany tylko przez lekarzy dentystów. We wrześniu 2013 r.  nakazano w związku z tym wstrzymanie sprzedaży. 

Kaszubski nie zgadzał się z tym, przedstawił zlecony przez siebie raport przygotowany przez specjalistkę ds. badań kosmetyków i chemii gospodarczej, z którego wynikało, że skład pozwala na sprzedaż również poza gabinetami dentystycznymi. Z ustaleniami raportu nie zgodziła się prokuratura, która później zresztą oskarżyła autorkę analizy o napisanie w tym dokumencie nieprawdy.

Kontrolę w tym samym roku przeprowadziła też inspekcja handlowa, która wytknęła Kaszubskiemu, że na opakowaniu żelu nie było odpowiednich informacji, np. dotyczących składu oraz możliwości stosowania tylko u osób pełnoletnich. W lutym 2014 r. nałożono grzywnę w wysokości 2 tys. zł. 

Do wątku żelu Whitetime jeszcze wrócimy. 

„Najmłodszy polski milioner” rozwija biznes

Piotr Kaszubski rozszerzał jednocześnie działalność. W latach 2014-2015 wprowadził do obrotu kilkadziesiąt specyfików („produktów kosmetycznych, dietetycznych oraz quasi-medycznych”, jak nazwała je potem prokuratura). To m.in. preparaty na problemy z drogami moczowymi, na odchudzanie, wspomagające układ pokarmowy, na porost włosów, na żylaki. 

Działalność prowadzona była przy pomocy różnych kontrolowanych lub zarządzanych przez niego spółek (w tym zarejestrowanych w Stanach Zjednoczonych i na Wyspach Marshalla). Kaszubski produkcję zlecał trzem polskim firmom. Jak zeznała potem jedna osób produkujących te preparaty, receptury Kaszubski dostarczał im sam lub były to klasyczne receptury kosmetyczne. 

„Receptury opracowano przy współpracy z renomowanymi laboratoriami farmaceutycznymi i kosmetycznymi w Polsce” – odpowiada krótko Kaszubski, gdy pytamy, skąd te receptury czerpał. 

Sprzedażą produktów i obsługą klientów zajmowało się kilkudziesięcioosobowe call center, mieszące się w tym samym mieszkaniu, w którym wcześniej działała klinika Estinity. Tam też pracowały osoby odpowiadające za reklamę.

Preparaty były reklamowane jako wysoce skuteczne. Prokuratura stwierdziła potem, że miały być dołączane do nich podrobione certyfikaty jakości.

Z reklam lub rozmów z pracownikami infolinii klienci mogli dowiedzieć się chociażby, że jeden z preparatów gwarantuje szybkie i trwałe usunięcie żylaków dzięki wyjątkowej recepturze medycznej odkrytej przez laboratorium w Havanie. 

Z innej – że niezwykle skuteczny preparat na problemy z prostatą powstał dzięki badaniom w laboratorium w Paryżu i był dofinansowany przez (nieistniejące w rzeczywistości) Towarzystwo ds. Chorób Urologicznych. 

W materiałach na temat preparatu na ból stawów przekonywano z kolei, że klienci w 97 procentach pozbywali się bólu, a zawarte w nim substancje odbudowują chrząstkę i błonę okostną, co de facto na zawsze likwiduje dolegliwości bólowe.

„Piotr Kaszubski wyszukiwał najczęstsze schorzenia osób starszych i tym kierował się, tworząc dany produkt. Wymyślał nazwę produktu przy udziale pracowników, kopiując przy tym nazwy już istniejących produktów na rynku cieszących się powodzeniem. Następnie tworzył opisy produktów, tworzył informacje o ich właściwościach, opinie lekarzy i osób, które miały zażywać dany produkt” – wskazywała później Prokuratura Regionalna w Warszawie. 

„W reklamach prasowych szeregu produktów byli wskazywani lekarze, którzy wypowiadali się na temat działania poszczególnych produktów (…), podczas gdy wskazane osoby nie były lekarzami, a ich zdjęcia był skopiowane ze stron internetowych” – czytamy.  

Natemat.pl podawał chociażby w 2014 r., że w materiałach promocyjnych dotyczących preparatów na odchudzanie pojawiały się ekspertki „Wiesława Romańska” i „dr Maria Waldorf”.  Portal podkreślał wówczas, że obie specjalistki nie istnieją. 

Piotr Kaszubski z zarzutami się nie zgadza. „Nie było żadnych fałszywych certyfikatów, to są abstrakcje i wierutne pomówienia. Surowce miały karty charakterystyki, produkty zlecałem do produkcji renomowanym laboratorium farmaceutycznym i kosmetycznym w Polsce. Produkty były wybitne, bezpieczne i jakościowe” – pisze. Twierdzi, że „użył w reklamach wizerunku prawdziwych osób, zgodnie z prawdą”. 

Według prokuratury z niektórych reklam miało też wynikać, że produkt jest bezpłatny, choć klient miał być potem informowany przez telefon, że musi zapłacić za przesyłkę. Klienci mieli wówczas słyszeć, że produkt jest sprowadzany z zagranicy, choć w rzeczywistości był produkowany i magazynowany w Polsce. 

W materiałach promocyjnych, zdaniem śledczych, nie podawano też jasnych informacji na temat możliwości odstąpienia od produktu, takich informacji mieli nie otrzymywać również klienci w trakcie zamawiania preparatów, chyba że wyraźnie poprosili.

„W 2015 roku w każdych reklamach  była klarowna polityka cenowa, telewizje i gazety wręcz tego wymagały podczas kolaudacji. Więc była nie tylko dokładna cena, warunki oraz adres sprzedawcy i adres do zwrotu” – ripostuje Kaszubski. „Polityka cenowa była wystarczająco jasna i precyzyjna dla osoby wykształconej i średnio wykształconej. W moim odczuciu, była też jasna dla osób niewykształconych” – dodaje.

„Pracownicy przedstawiali się jako pielęgniarki, lekarze, dietetycy”

„Osoby na call center przedstawiały się fałszywymi danymi osobowymi, przedstawiały produkty jako leki, informowały, że są przebadane i posiadają ceryfikaty jakości, że są to innowacyjne formuły, że są opatentowane, że na pewno pomogą, gwarantowały leczenie. (…) Pracownicy przedstawiali się jako pielęgniarki, lekarze, dietetycy, specjaliści w zakresie danego produktu. Powyższe informacje przekazywali na polecenie Piotra Kaszubskiego i Mikołaja D. [prawa ręka Piotra Kaszubskiego – red.] – pisał w 2022 r. w akcie oskarżenia prokurator Tomasz Łopatka z Prokuratury Regionalnej w Warszawie. 

„Gdy klienci dzwonili, że produkty nie działają, wtedy Piotr Kaszubski kazał mówić, że wzięli za małą dawkę i żeby zamówili więcej” – czytamy. 

– Stwierdziłem, że te marzenia, które sprzedaje firma, nie pokrywają się z moim sumieniem – zeznawał jeden z byłych pracowników call center. Dlatego pracował tam krótko. 

– Piotr Kaszubski kazał mi się przedstawiać jako specjalista (…). Zdarzało się, że na infolinię sprzedażową dzwonili klienci z roszczeniami, wtedy mieliśmy polecenie Piotra Kaszubskiego i Mikołaja D. odsyłać ich na infolinię płatną. Piotr Kaszubski dał polecenie, aby nie informować klientów, że to infolinia płatna – mówił mężczyzna. 

„To absolutna nieprawda i pomówienie, właśnie na takich pomówieniach są opierane zarzuty” – zapewnia przedsiębiorca. „Był jeden mężczyzna który przedstawiał się jako ksiądz. Wtedy kiedy to odkryto, został zwolniony” – przekonuje Kaszubski.

Ze zwrotami miał być, według prokuratury, bardzo duży problem. Zamówienia miały być rzeczywiście anulowane, gdy klient zadzwonił w ciągu dwóch godzin od złożenia zamówienia. Jeśli zadzwonił później, i tak paczka miała być wysyłana. Za przedpłatą lub za pobraniem (pieniądze przekazywało się wtedy kurierowi przy odbiorze).

Produkty zawierały oświadczenia, z których wynikało, że sprzedawca zobowiązywał się do zwrotu 100 proc. kosztów w przypadku braku efektów. Rzecz w tym, że jedyną formą kontaktu z niezadowolonymi klientami miała być płatna infolinia – 7,69 zł za minutę. Pracownicy mieli wręcz celowo przedłużać rozmowy dotyczące reklamacji lub zwrotów, za co mieli dostawać premię – 50 groszy od każdej minuty. 

„Reklamacje nie były obsługiwane, gdyż dział reklamacji faktycznie nie istniał, pracownicy zgłaszanych reklamacji nigdzie nie odnotowywali” – twierdzi Prokuratura Regionalna w Warszawie. Według prokuratury klientom nie podawano adresów do zwrotów lub podawano adresy (w tym na Seszelach lub Wyspach Marshala), z których przesyłki w ogóle nie były odbierane. 

W efekcie klienci, jak ustaliła prokuratura, płacili lub byli wzywani do zapłaty za produkt, nawet jeśli nie odebrali go od kuriera lub chcieli go zwrócić w terminie zgodnym z prawem. Do klientów miały trafiać pisma z groźnym tytułem „wezwanie przedegzekucyjne”, choć Kaszubski tak naprawdę nigdy żadnych spraw swoich klientów nie kierował do sądu i do komornika. Takie pisma mogły jednak wystraszyć część klientów, szczególnie w starszym wieku. 

„Nie było drogiej infolinii reklamacyjnej, to przeinaczenie i kłamstwo. Infolinia premium dotyczyła innych usług informacyjnych, nie procesu reklamacji” – pisze nam Piotr Kaszubski. Zaznacza, że 7,69 zł to kwota brutto, operatorzy pobierali połowę przychodu z tej kwoty, a każdy klient był „systemowo informowany o koszcie połączenia”. 

„Na tej infolini, były sprzedawane porady żywieniowe w formie telerozmowy. Jest to uczciwe działanie, zgodne z regulaminem sieci telefonicznych” – tłumaczy.

„Reklamacja działała bardzo prosto – wyznaczona osoba i delegowana do tego, przyjmowała reklamacje, zatwierdzała je, zlecała wypłaty” – przekonuje Kaszubski. Dodaje, że „w prokuraturze złożył dziesiątki maili jako potwierdzenie realizacji tego procesu, a także dziesiątki maili, jak naciskał na pracowników, aby ten proces realizować i to szybko”. 

Przyznaje jednocześnie, że „za zamówione towary i nie podjęte przez klientów firma wzywała do odbioru i poniesienia kosztów”. 

„Firma miała prawne umocowane, egzekwować środki od klientów którzy nawiązali umowę na odległość i narazili firmę na niezasadny koszt nadania, pakowania, wysyłki i rozpakowania.  (…) Nie ma tu żadnego wprowadzenia w błąd. Wezwała osoby, które zamówiły towar i go nie odebrały. To także uczciwość wobec firmy, wobec pracowników zatrudnionych w firmie – ochrona kapitału, aby nie narazić się na zarzuty niegospodarności ze strony organu” – tłumaczy przedsiębiorca.

„Przepraszam Polskę, przepraszam Polaków”

Piotr Kaszubski i jego współpracownik Mikołaj D. zostali zatrzymani w czerwcu 2015 r., po tym, gdy do prokuratury trafiły już pierwsze zawiadomienia o możliwych nieprawidłowościach.

Kaszubski i D. usłyszeli wtedy zarzuty oszustwa oraz zarzut związany ze sprzedażą żelu Whitetime (który, przypomnijmy, według prokuratury mogli sprzedawać jedynie dentyści). Sąd Rejonowy zgodził się na wypuszczenie mężczyzn za kaucją 200 tys. zł.

Tej decyzji jednak nie podtrzymał w sierpniu 2015 r. Sąd Okręgowy, który uznał, że Kaszubski i D. jednak powinni znaleźć się w areszcie. 

Obaj mężczyźni zdążyli wcześniej wyjechać za granicę, trafiając ostatecznie do Hiszpanii, gdzie się rozstali. 

We wrześniu 2015 r. Kaszubski opublikował na Facebooku film z przeprosinami. 

– Przepraszam za niedociągnięcia prawne i biznesy, które często były na granicy prawa. Przepraszam za interesy, które były czasem nie do końca moralne. Przepraszam Polskę, przepraszam Polaków. Mam wrażenie, że się bardzo pogubiłem – powiedział. 

– W pewnym momencie biznes wymknął mi się spod kontroli, stałem się największym reklamodawcą w Polsce, jeśli chodzi o prasę. Nikt nigdy nie uczył mnie, jak mam robić interesy, nie popełniać błędów – tłumaczył.

Zapytaliśmy Kaszubskiego, za co wtedy przepraszał i co miał na myśli mówiąc, o balansowaniu na granicy prawa i „nie do końca moralnych” interesach. 

Odpisał nam, że „poruszały go artykuły medialne” dotyczące składu żelu Whitetime, że „niszczyły one jego wizerunek” i „wolał zapobiegawczo nagrać taki materiał, który jeszcze bardziej dolał oliwy do ognia propagandy”. 

W tym samym nagraniu oświadczył, że przekazuje 400 tys. zł. na cele charytatywne. Pytamy Kaszubskiego, czy to zrobił. „Dysponentem środków jest Prokurator od 10 lat. Nie spieszy się nikomu do zwrotu tych środków” – pisze nam przedsiębiorca.

Z materiałów sprawy wynika, że pieniądze (właśnie w kwocie ok. 400 tys. zł) już od kilku miesięcy były wtedy zabezpieczone przez prokuraturę. Dwa lata później zabezpieczono też  27 tys. euro i 225,8 tys. zł. W 2021 r. komornik sprzedał za 228 tys. zł Lamborghini Gallardo, którym jeździł Kaszubski. 

W październiku 2015 r. za Piotrem Kaszubskim i Mikołajem D. wydany został list gończy. Na policyjnych stronach ukazał się wtedy komunikat o poszukiwaniach. „Absolutnie proszę o zmianę zdjęcia. Uważam, że niekorzystnie na nim wyszedłem” – drwił w listopadzie na Facebooku sam Kaszubski. 

We wrześniu 2016 r. za Kaszubskim i D. wydany został Europejski Nakaz Aresztowania.

Mikołaja D. zatrzymano w Warszawie w październiku 2016 r. Kaszubskiego  dwa miesiące później w Wiedniu, po 17 miesiącach ukrywania się. Według śledczych miał korzystać z fałszywych danych i przedstawiać jako Peter Johnson. W marcu 2017 r., po tym, gdy zgodę wydał austriacki sąd, został przewieziony do Polski. 

Podczas przesłuchania w prokuraturze przekonywał, że w ciągu minionych kilkanastu miesięcy pojednał się praktycznie ze wszystkimi pokrzywdzonymi, którzy byli wymienieni w zarzutach (na początkowym etapie było to kilkadziesiąt osób), że zwrócił pieniądze niezadowolonym klientom, że wyjaśnił te sytuacje, w których klienci mimo przedpłaty w ogóle nie dostali zamówionego towaru (zapewniał, że były to pojedyncze przypadki z wielu tysięcy wysłanych paczek i wynikały z pomyłek).

Kaszubski siedział w areszcie do października 2019 r., czyli łącznie ponad 2,5 roku. Twierdzi, że w tym okresie „złamano mu nogę” (z dokumentów opublikowanych na jego stronie wynika, że w czerwcu 2019 r. rzeczywiście doznał złamania kości lewego śródstopia), że jego listy do sądu lub ambasady wysyłane z aresztu były blokowane. 

Przed trzema laty Europejski Trybunał Praw Człowieka uznał, że długość tymczasowego aresztowania była”nadmierna” i nakazał Skarbowi Państwa wypłatę Piotrowi Kaszubskiemu 4,6 tys. euro (plus zwrot kosztów prawnych).  

„Nie ma we mnie satysfakcji. Jest we mnie smutek i bezsilność” – komentuje Piotr Kaszubski. 

Koniec śledztwa, a proces wciąż nie ruszył

W maju 2022 r. do Sądu Okręgowego w Warszawie trafił akt oskarżenia. 

Piotr Kaszubski i Mikołaj D. zostali oskarżeni m.in. o oszukanie niemal 175 tys. osób na kwotę blisko 29 mln zł poprzez wprowadzenie klientów w błąd co do skuteczności sprzedawanych preparatów, a także co do możliwości zwrotu towaru i odzyskania pieniędzy. W akcie oskarżenia wyraźnie wskazano, że obaj mężczyźni mieli też wprowadzać klientów w błąd co do rzeczywistej ceny produktów.

Piotr Kaszubski i Mikołaj D. zostali oskarżeni też o usiłowanie oszukania co najmniej 279 klientów na kwotę 72,8 tys. zł. Chodzi głównie o tych klientów, którzy nie odebrali produktu od kuriera, a którym wysyłano potem wezwania do zapłaty. Przykładowo, jeden z klientów wymienionych w akcie oskarżenia miał nie odebrać przesyłki ze względu na inną cenę niż w zamówieniu, a firma miała i tak żądać od niego potem ponad 200 zł. 

Spora grupa klientów (według prokuratury było to 3 909 osób), miała wpłacić pieniądze po otrzymaniu wezwania do zapłaty. Wyliczono, że łącznie przekazali spółce powiązanej z Kaszubskim niemal 725 tys. zł. 

W akcie oskarżenia znalazł się też wątek płatnych infolinii (przypomnijmy – 7,69 zł za minutę). Kaszubski i D. zostali oskarżeni o oszukanie co najmniej 4,4 tys. osób na łączną kwotę ok. 354 tys. zł. Dotyczy to klientów, którzy dzwonili na płatne numery, chcąc zwrócić produkt lub złożyć reklamację. Niektórzy zapłacili za połączenia nawet ponad 600-700 zł. 

Ponadto, sam Piotr Kaszubski został oskarżony o oszukanie ok. 6,5 tys. osób na kwotę co najmniej 944 tys. zł poprzez wprowadzenie w błąd co do właściwości i skuteczności produktu likwidującego problemy żylne. 

Prokuratura zarzuca też 33-latkowi, że w okresie od lutego do lipca 2015 r. ukrył co najmniej 10,2 mln zł. 

„Skoro pieniądze zdeponowane były w banku przez lata, dysponent środków ma prawo zrobić z nimi co chce, bo jest ich prawnym właścicielem. Dysponent może trzymać je w banku w Polsce bądź za granicą w sejfie, gdzie tylko chce” – twierdzi Piotr Kaszubski, gdy pytamy go o ten zarzut. 

Akt oskarżenia objął też osiem innych osób, które w mniejszym lub większym stopniu miały pomagać Piotrowi Kaszubskiemu i Mikołajowi D. lub z nimi współpracować (wśród nich np. graficzka, która miała podrabiać certyfikaty jakości produktów lub kosmetolożka, która przygotowała raport na temat składu żelu „Whitetime”). 

„W toku śledztwa przesłuchano 675 świadków, w tym część ustalonych pokrzywdzonych oraz pracowników Piotra K., którzy w swych zeznaniach potwierdzili zdarzenia opisane w zarzutach. Prokurator uzyskał szereg opinii biegłych z zakresu kosmetologii, stomatologii, żywności i żywienia. Z kluczowych opinii wynika, że produkty nie spełniały wymagań wynikających z obowiązujących przepisów prawa. Również producenci sprzedawanych produktów zaprzeczyli, aby informacje podawane na produktach przez Piotra K. odpowiadały prawdzie w zakresie ich skuteczności, innowacyjności i pochodzenia” – pisała w 2022 r. w komunikacie prasowym Prokuratura Regionalna w Warszawie. 

Do sprawy, która ma toczyć się przed Sądem Okręgowym, dołączono też inny akt oskarżenia, w którym Piotr Kaszubski ma odpowiadać niezapłacenie ponad 3 mln zł podatku. W przesłanym Gazeta.pl e-mailu Kaszubski tłumaczył, że nie zgadza się z tym zarzutem, bo chodzi o okres, w którym mieszkał za granicą i „miał inny domicyl podatkowy”. 

Termin rozpoczęcia procesu przed Sądem Okręgowym w Warszawie po ponad dwóch latach od wpłynięciu aktu oskarżenia nie został do tej pory wyznaczony. 

Sąd tłumaczy to innymi sprawami czekającymi „w kolejce”,  obszernością materiału (192 tomy akt głównej sprawy oraz ok. 50 tomów dotyczących sprawy podatkowej), z którym musi zapoznać się sędzia referent, a także tym, że proces Kaszubskiego nie należy do „pilnych”, bo nie dotyczy pobytu w areszcie i sprawie nie grozi przedawnienie. 

Biorąc pod uwagę możliwość prowadzenia postępowania nie tylko przed sądem pierwszej, ale później i drugiej instancji, o tym, czy Kaszubski jest winny zarzucanych u czynów, sąd zdecyduje najpewniej w okolicach 40-tych urodzin przedsiębiorcy.

Pytamy Piotra Kaszubskiego, czy podtrzymuje wcześniejsze twierdzenia o byciu niewinnym.

„Wszelkie zarzuty są fikcją, abstrakcją i niedorzeczną głupotą – zwykłą propagandową zupą warzoną na korzeniu kłamstwa, dozie nacjonalizmu i mięsie kozła ofiarnego. Te propagandową zupę przyjdzie kiedyś komuś wypić oraz za nią zapłacić. Jestem niewinny, czas to pokazał, dlatego wygrywam wszystkie pozwy o odszkodowania z mediami, wygrałem z Państwem Polskim, dostałem ochronę od Austrii, a Prokurator umorzył wiele zarzutów i oddał wszystkie produkty.  Czy naprawdę tego nie widać, że dziennikarze nadal zadają tak powierzchowne pytania?” – odpowiada nam. 

W przesłanej nam korespondencji wspomina też o wyroku Sądu Rejonowego we Włocławku z 2019 r., w którym uniewinniono go od zarzutu oszustwa. Sprawa dotyczyła jednej z klientek, która w 2014 r. zamówiła żel Whitetime i zapłaciła przelewem 220 zł. Gdy nie dostała towaru, zgłosiła sprawę. Jak czytamy w uzasadnieniu, ostatecznie sama w końcu wniosła o umorzenie, bo ostatecznie otrzymała produkt.  Kaszubski wyjaśniał przed sądem, że nie miał zamiaru oszukać klientki i w rzeczywistości doszło do błędu, a nie celowego działania. Sąd we Włocławku te wyjaśnienia uznał za wiarygodne.   

Kaszubski ogłasza: „Niewinny”. Co naprawdę mówiły sądy?

Cała sprawa jest skomplikowana od strony prawnej. 

Przypomnijmy, że w 2017 r., tuż po zatrzymaniu Piotra Kaszubskiego w Wiedniu, austriacki sąd dał zielone światło na wydanie przedsiębiorcy Polsce i postawienie mu przez polską prokuraturę większości ówczesnych zarzutów.

Gdy prokuratura kilka lat później chciała te zarzuty rozszerzać (np. o wprowadzenie w błąd klientów co do skuteczności działania preparatów i o wątek drogiej infolinii), znów musiała prosić o zgodę Austriaków. I Austria początkowo zgodziła się, ale ostatecznie pod koniec 2020 r. Sąd Krajowy dla Spraw Karnych w Wiedniu na to nie zezwolił.

Z treści orzeczenia wiedeńskiego sądu wprost wynika, że był to rezultat zaniedbań ze strony warszawskiej Prokuratury Regionalnej. 

Strona austriacka kilkakrotnie prosiła bowiem polskich prokuratorów o udzielenie wyczerpujących odpowiedzi na pytania (głównie dotyczące kwestii aresztu Kaszubskiego). Polska, choć przesłała swoje stanowisko Austriakom, na późniejsze pisma już nie reagowała. 

Wiedeński sąd stwierdził więc w grudniu 2020 r., że trzeba rozstrzygnąć wątpliwości na korzyść podejrzanego, uznać, że może wchodzić w grę naruszenie prawa do sprawiedliwego procesu i nie zgodził się na rozszerzenie zarzutów. 

I choć decyzja sądu w Austrii nie dotyczyła tak naprawdę tego, czy Kaszubski dopuścił się zarzucanych czynów, przedsiębiorca ogłosił na swojej stronie internetowej, niezgodnie z prawdą, że wiedeński sąd „uznał go za niewinnego”. 

„Rzeczywiście na blogu to sformułowanie można interpretować dwojako, ponieważ wymiar sprawiedliwości w Austrii nie oskarża mnie o nic, więc nie może orzec o mojej niewinności. W tym stwierdzeniu bardziej mam na myśli, że bez udowodnienia winy, uznaje się człowieka za niewinnego, ponieważ w Polsce czułem, że jestem dawno skazany, mimo że nigdy nie odbył się żaden proces” – tłumaczy nam Kaszubski.

Przedsiębiorca cytował też na swoim blogu fragmenty orzeczenia sądu w Wiedniu, w których była mowa o np. o „systemowych nadużyciach władzy” oraz „stronniczości i ścisłym powiązaniu prokuratora z polityką”. 

Kaszubski nie wspomniał jednak przy tym, że to były jego własne stwierdzenia, które sąd po prostu zacytował, nie odnosząc się w ogóle do tego, czy są prawdziwe i uzasadnione. 

„Ministerstwo Sprawiedliwości powołało Zespół Prokuratorów Specjalnych i stwierdzono, że w tamtym okresie, w prokuraturze panowała choroba systemowa. Są to ustalenia Ministerstwa Sprawiedliwości i zespołu prokuratorów specjalnych” – odpowiada nam Kaszubski, gdy zwracamy uwagę na jego wpis. 

Gdy niedługo potem austriacki Sąd Krajowy w lutym 2021 r. uznał, że Prokuratura Regionalna nie może się odwoływać w tej sprawie, Kaszubski również triumfalnie oznajmił: „Decyzja Sądu w Wiedniu z 24.02.2021 – NIEWINNY”. 

Podobnie jak to było wcześniej, sąd tak naprawdę nie zajmował się kwestią jego zarzutów, a jedynie tym, czy polska prokuratura miała prawo wnosić odwołanie. 

Kaszubski przekonuje, że słowo „Niewinny” w tytule wpisu to jedynie „skrót myślowy” i zwraca uwagę, że przecież przy tym słowie nie ma ani cudzysłowu, ani dwukropka. „Nie implikuję w żaden sposób, że decyzja sądu w Wiedniu dotyczy niewinności” – uważa. 

Ostatecznie jednak wszystkie zarzuty, nawet te, na które nie wyraził zgody austriacki wymiar sprawiedliwości, i tak ostatecznie znalazły się w akcie oskarżenia skierowanym w maju 2022 r. do sądu przez Prokuraturę Regionalną w Warszawie. 

Śledztwo ws. Whitetime umorzone

Kilka dni po tym, gdy Prokuratura Regionalna skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko Piotrowi Kaszubskiemu, umorzyła jednocześnie śledztwo dotyczące sprzedaży żelu Whitetime. Chodziło o ten wątek, który dotyczył konieczności sprzedaży produktu tylko za pośrednictwem dentystów, a nie w ogólnodostępnym sklepie internetowym. 

Choć prokuratura publikowała komunikat na temat aktu oskarżenia „przeciwko najmłodszemu polskiemu milionerowi Piotrowi K.”, o umorzeniu innych zarzutów już jednak na stronie Prokuratury Regionalnej nie informowano. 

Prokuratura wciąż stała na stanowisku, że stężenie nadtlenku mocznika było na tyle wysokie, że pasta powinna być sprzedawana tylko przez stomatologów i tylko osobom dorosłym.

Jak czytamy w uzasadnieniu decyzji o umorzeniu, zgodnie z nowymi przepisami, które weszły w życie na początku 2019 r. (a więc już po tym, gdy Kaszubski został zatrzymany), karę w tym zakresie może nakładać na przedsiębiorcę jedynie inspekcja sanitarna, a nie sąd. Dlatego prokuratura umorzyła sprawę, uznając, że ona sama nie ma podstawy prawnej do działania. 

„Zarzuty umorzono, ponieważ produkt był skuteczny, bezpieczny i wybitny” – komentuje zapytany przez nas Piotr Kaszubski.

Umorzono też m.in. wątek wprowadzenia przez Piotra Kaszubskiego i Mikołaja D. do sprzedaży łącznie killkudziesięciu innych preparatów. Prokuratura wcześniej zarzucała mężczyznom, że wprowadzili je do obrotu bez uzyskania odpowiednich zezwoleń. Ostatecznie prokurator Tomasz Łopatka doszedł jednak do wniosku po analizie zgromadzonego materiału, że produkty nie były produktami leczniczymi w rozumieniu prawa i nie doszło tu do złamania przepisów.

Umorzono też wątek trzech klientów, którzy np. mieli zapłacić za pastę, a potem jej nie otrzymać. W dwóch przypadkach zabrakło „danych dostatecznie uzasadniających” popełnienie przestępstwa, w trzecim – prokuratura uznała, że przestępstwa nie było. 

Piotr Kaszubski chce odszkodowania

W lutym 2022 r. Piotr Kaszubski pozwał Skarb Państwa, domagając się ponad 24 mln zł za produkty i materiały reklamowe, które zostały zarekwirowane przez prokuraturę podczas przeszukań przeprowadzonych w biurze i magazynie Kaszubskiego w czerwcu 2015 r. 

Część rzeczy zwrócono dopiero po czterech latach, w 2019 r. To m.in. 5 tys. opakowań do płukania jamy ustnej, ponad 2,6 tys. opakowań żelu stomatologicznego, prawie 86 tys. nakładek na zęby, do tego dziesiątki sztuk ulotek. Biegły wycenił w 2021 r. wartość tych produktów na co najmniej 895,4 tys. zł. Kolejne elementy towaru zwrócono też w 2022 r. 

Tysiące innych produktów zostały w 2019 r. zutylizowane, bo były już przeterminowane i nie nadawały się do sprzedaży.

Prokuratoria Generalna w odpowiedzi na pozew Kaszubskiego wniosła o oddalenie powództwa, twierdząc, że „zatrzymanie rzeczy i uznanie ich za dowód rzeczowy było niezbędne dla zapewnienia prawidłowego toku śledztwa”. 

Ponadto, PG uznała, że skoro Kaszubski miał wprowadzać w błąd klientów co do skuteczności swoich produktów, i tak nie mógłby ich legalnie sprzedawać, nawet gdyby zwrócono mu je wcześniej. Prokuratoria nie zgadza się też z kwotą 24 mln zł, której Kaszubski się domaga. W odpowiedzi na pozew wskazano, że wcale nie poniósł tak wysokich strat, jak twierdzi. 

Do tego dochodzi kwestia przedawnienia. Według PG Kaszubski spóźnił się, bo roszczenie uległo przedawnieniu w 2018 r. Kaszubski podjął natomiast pierwsze kroki prawne w 2019 r., wzywając najpierw Skarb Państwa do ugody. On sam tłumaczył potem przed sądem, że wtedy „bardziej myślał o tym, by chronić swoje życie”. W 2018 r. był wciąż bowiem w areszcie. 

W maju tego roku sąd odroczył rozprawę odszkodowawczą bez wskazania kolejnego terminu.

„Dzielę się dobrem i uczciwością”

Pytamy Kaszubskiego, czym zajmuje się zawodowo obecnie i jak widzi swoją zawodową przyszłość. 

„Pytanie nie dotyczy sprawy, wkracza już w część mojego nowego życia prywatnego, które buduję z dala od trującej popularności. Nie jestem i nie będę obiektem zainteresowania, proszę interesować się innymi osobami” – odpowiada.

W tej samej wiadomości dodaje, że „prowadzi spokojne, zwykłe, uczciwe życie, które nie różni się niczym od życia milionów Polaków”.

„Mam trzy psy, kilka bardzo bliskich osób, które cenię za dedykację, wybitność w swoim działaniu. Zajmuję się realizacją swoich marzeń, nurkuję głębinowo, wspinam się, dużo podróżuję i kocham świat, ludzi i zwierzęta. (…)  Dzielę się dobrem i uczciwością, z tymi, którzy na to zasługują. Dzielę się swoją wrażliwością, z tymi którzy na to zasługują. Na tych filarach dobra, uczciwości i wrażliwości buduję swoje zwykłe – niezwykłe i piękne życie” – pisze.

„Dlatego muszę trzymać się jak najdalej od trucizny medialnej i od trucizny popularności, która mroczy postrzeganie rzeczywistości, niszczy relacje, niszczy życie. Ten etap już jest dawno zamknięty”.  

Udział
Exit mobile version