W sobotę w Rzymie ruszy czwarta runda rozmów Iranu z USA na temat irańskiego programu nuklearnego. W piątek Irańczycy spotkają się również z urzędnikami z MSZ Francji, Niemiec i Wielkiej Brytanii.
W minioną sobotę oczy światowych przywódców ponownie zwróciły się w kierunku omańskiej stolicy, Maskatu. Amerykańscy i irańscy negocjatorzy spotkali się tam na trzeciej rundzie rozmów o nowym porozumieniu nuklearnym, którego celem ma być ograniczenie programu atomowego Teheranu w zamian za zniesienie sankcji. Kluczowym wątkiem rozmów jest kwestia wzbogacania uranu przez Iran.
Wbrew początkowym hucznym zapowiedziom prezydenta USA Donalda Trumpa rozmowy nie są bezpośrednie, a rolę mediatora wziął na siebie omański minister spraw zagranicznych Badr al-Busaidi.
Sam wybór Omanu na pośrednika nie jest przypadkowy: ten bogaty kraj Zatoki Perskiej od lat jest łącznikiem w wymianie wiadomości pomiędzy oboma stronami.
Przełomowe rozmowy Iran-USA. Zbliża się czwarta runda
Delegacjami kierują minister spraw zagranicznych Iranu Abbas Aragczi i Steve Witkoff, oficjalnie wysłannik Trumpa na Bliski Wschód, który początkowo miał pomóc w negocjowaniu rozejmu na linii Izrael-Hamas w Strefie Gazy, a później położono na jego barki także amerykańskie starania o rozejm między Ukrainą a Rosją.
Plan na sobotę był następujący: najpierw rozmowy eksperckie między urzędnikami niższego szczebla, a później – prowadzone przez omańskich pośredników – negocjacje między Witkoffem i Aragczim.
Irański szef dyplomacji przyznał, że negocjacje były „poważniejsze niż wcześniej”. Obydwie strony zaczęły omawiać bardziej szczegółowe kwestie techniczne związane z programem nuklearnym i – jak stwierdził Aragczi – są zadowolone z postępów, mimo „znacznych” różnic w niektórych aspektach.
Według Marcina Krzyżanowskiego, eksperta ds. Bliskiego Wschodu i byłego dyplomaty, zejście tematu rozmów na bardziej drobiazgowe kwestie techniczne to „bardzo pozytywny” sygnał.
– Wciąż jestem umiarkowanym optymistą, jeśli chodzi o możliwość zawarcia porozumienia między USA a Iranem. Sam fakt, że do rozmów doszło, to już był dość duży przełom – podkreśla iranista.
JCPOA, czyli jak Donald Trump zerwał kluczową umowę
Stosunki na linii Teheran-Waszyngton są wrogie od ponad 45 lat, czyli od wybuchu rewolucji islamskiej w Iranie.
Kolejnym krokiem w kierunku ich pogorszenia było wycofanie się USA z JCPOA, czyli kluczowej umowy nuklearnej pomiędzy Iranem a światowymi mocarstwami – co miało miejsce w 2018 r., podczas pierwszej kadencji Trumpa w Białym Domu. Porozumienie zawarte za prezydentury Baracka Obamy w 2015 r. miało na celu ograniczenie irańskiego programu wzbogacania uranu, by utrudnić mu dostęp do broni jądrowej, w zamian za złagodzenie międzynarodowych sankcji.
Ruch Trumpa spotkał się wówczas z szeroką krytyką, a od tamtej pory Iran znacznie przekroczył przewidziane w umowie ograniczenia w kwestii wzbogacania uranu. W efekcie zachodnie mocarstwa zarzucają Teheranowi, że potajemnie dąży do budowy bomby jądrowej, czemu zaprzeczają irańskie władze.
Program nuklearny Iranu – co o nim wiadomo?
– Program nuklearny Iranu jest sprawą bardzo skomplikowaną i tak naprawdę nikt poza samymi Irańczykami nie ma pełnej wiedzy na temat jego zaawansowania i ostatecznego kształtu. To, co powtarza się bardzo często, to informacja, że Iran od zbudowania bomby atomowej dzieli “kilka miesięcy”. Aczkolwiek kiedyś zadałem sobie trud, przeglądając archiwa prasowe i już w latach 80., w poważnych tytułach prasy amerykańskiej i izraelskiej, pojawiły się informacje mówiące o tym, że oto Iran jest “kilka miesięcy, góra pół roku” od zbudowania bomby atomowej. I co roku to się powtarza… – zauważa Marcin Krzyżanowski.
Eksperci uważają, że choć Iran wciąż nie uzyskał bomby jądrowej, cały czas rozbudowuje swoje możliwości w tym kierunku. Ponadto, kraj ten posiada groźne dla USA zdolności atakowania pociskami balistycznymi średniego zasięgu, z których to skorzystał dwukrotnie w zeszłym roku wobec Izraela. To właśnie owe „zdolności” Irańczyków były argumentem Trumpa na rzecz wycofania się z JCPOA.
Według naszego rozmówcy Iranowi nie zależy w tym momencie na zbudowaniu bomby jądrowej, ale na osiągnięciu statusu państwa probowego, czyli takiego, które ma zgromadzoną wystarczającą ilość materiału rozszczepialnego, odpowiednią technologię, środki przenoszenia broni nuklearnej i, które – w sytuacji zagrożenia – byłoby w stanie w ciągu kilku tygodni taką bombę zbudować.
– Tak długo, jak Iran nie ma bomby jądrowej, tak długo można sprawą żonglować, negocjować i zawierać kompromisy – podkreśla.
Bliski Wschód. Rośnie napięcie w regionie
Sam czas negocjacji również jest szczególny. W obliczu narastających napięć na Bliskim Wschodzie – przede wszystkim na linii Iran-Izrael – znanemu z transakcyjnej natury Trumpowi zależy na uspokojeniu sytuacji i polepszeniu stosunków z państwami arabskimi.
Krzyżanowski podkreśla, że dla republikanina istotnym punktem wyjścia są Porozumienia Abrahamowe, zawarte pomiędzy Izraelem, Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi i USA za jego pierwszej kadencji w Białym Domu. Uważa się je za pierwszą normalizację stosunków Tel Awiwu z państwami arabskimi od czasu traktatu pokojowego między Jordanią a Izraelem w 1994 roku.
– Bez uspokojenia sytuacji w Strefie Gazy i przynajmniej ustabilizowania sytuacji z Iranem jakiekolwiek przełomowe porozumienie polityczne z krajami arabskimi będzie niemożliwe. Do tego w kwestii irańskiej dość sporo ma do powiedzenia Rosja – choć nie jest tutaj pierwszoplanowym graczem, może się okazać – jak to w przeszłości bywało – takim języczkiem u wagi, decydującym, na którą stronę przeważy się szala – dodaje były dyplomata.
Iran – problemy gospodarcze. Ekspert: Sankcje naprawdę działają
Czy zatem wizja zniesienia amerykańskich sankcji byłaby dla Iranu wystarczającą zachętą? Teheran w pewnym stopniu pokazał bowiem, że umie sobie z nimi radzić. Kraj nie bankrutuje, więc w radykalniejszych kręgach irańskiej polityki panuje przekonanie, że jeśli Iran w tym konflikcie nie wygrywa, to przynajmniej remisuje. A to oznacza, że cena każdego ustępstwa Teheranu znacząco wzrosła od czasów JCPOA.
Jak twierdzi jednak Marcin Krzyżanowski, Iran podpisując wspomnianą umowę, już wtedy udowodnił, że jest w stanie bardzo poważnie ograniczyć swój program nuklearny.
– Wbrew coraz powszechniejszym opiniom sankcje działają. Ich zadaniem nie jest bowiem doprowadzenie do bankructwa gospodarczego, gdyż państwo z własną walutą zbankrutować nie może, ale sankcje duszą irańską gospodarkę i utrzymują ją w stanie permanentnego kryzysu, powodują, że coraz więcej Irańczyków żyje poniżej granicy ubóstwa. Pauperyzacja sprzyja natomiast rosnącym napięciom społecznych, a rządzący Republiką Islamską nie są zainteresowani tłumieniem kolejnych protestów – tłumaczy, wskazując, że większość Irańczyków, sfrustrowana ponad 37-proc. inflacją, jest „za” porozumieniem z Zachodem.
Ukraina, Strefa Gazy, Iran. Strategia Donalda Trumpa
Z drugiej jednak strony, choć Trump i Witkoff to sprawni biznesmeni, niekoniecznie mogą okazać się dobrymi negocjatorami – co widać po obecnym impasie na linii Waszyngton-Moskwa.
Otworzona przez Trumpa opcja „maksimum negocjacji”, dotycząca wielu nowych-starych frontów Ameryki – którą międzynarodowa opinia publiczna odebrała to jako polityczne szaleństwo – w rzeczywistości było czymś odwrotnym: ogłoszeniem, jakich korzyści oczekuje Waszyngton. Coś, co dotychczas znajdowało swoje ujście w politycznych kuluarach, zostało wypowiedziane na głos. Wygląda bowiem na to, że republikanin chce zamknąć wschodnioeuropejski front oraz bliskowschodnie walki, aby móc skupić się na Pacyfiku i powstrzymywaniu chińskiej ekspansji wpływu.
To tłumaczy, dlaczego Witkoff w Katarze dyktował rozejm Izraelowi i Hamasowi (wspieranym przez Iran, a niegdyś i Rosję), po czym udał się z podobną misją do Moskwy. I choć obydwie wojny znacznie się różnią, dla Trumpa mają jeden wspólny wymiar: są daleko i rozpraszają uwagę Waszyngtonu od kluczowej rywalizacji z Chinami.
Czwarta runda negocjacji Iran-USA. Nowe informacje
Jako że Bliski Wschód to „naczynia połączone” (a Trump chce „robić deale”), do domknięcia geopolitycznej układanki republikanin potrzebuje również ustabilizowania sytuacji z Teheranem.
– Sądzę, że jest duża szansa na zawarcie porozumienia, aczkolwiek najprawdopodobniej nie będzie ono aż tak przełomowe, jak JCPOA. Jeśli na stole znajdzie się nieco więcej ofert ze strony amerykańskiej, Irańczycy będą skłonni każdą sensowną propozycję rozważyć. Obydwie strony znajdują się pod dość dużą presją: strona amerykańska jest bowiem pod presją wewnętrznej opozycji antyirańskiej – zarówno w łonie demokratów, jak i republikanów – a Irańczycy walczą z kryzysem gospodarczym. Spodziewam się, że w takiej sytuacji prawdopodobnym scenariuszem jest zawarcie jakiegoś tymczasowego, mniejszego porozumienia i kontynuacja rozmów na temat jakiejś umowy na miarę JCPOA – podsumowuje Marcin Krzyżanowski.
Poprzednie dwie rundy rokowań USA-Iran odbyły się 12 kwietnia w Maskacie i 19 kwietnia w Rzymie. Wówczas przedstawiciele obydwu stron pozytywnie oceniali ich efekty, akcentując jednocześnie niesłabnącą nieufność.
Kluczową w negocjacjach wydaje się kwestia wzbogacania uranu przez Iran. Amerykański sekretarz stanu Marco Rubio ogłosił niedawno, że jeżeli Teheran chce zawrzeć umowę z USA, będzie musiał zaprzestać wzbogacania uranu, a paliwo potrzebne do elektrowni atomowej mogłoby być importowane z innych państw. Irańskie władze powtarzają natomiast, że choć są skłonne do pewnych kompromisów, nie zgodzą się na zakaz wzbogacania uranu, który traktują to jako „czerwoną linię” w negocjacjach.
Iran poszedł jednak o krok dalej – zaproponował spotkanie w sprawie swojego programu nuklearnego Niemcom, Wielkiej Brytanii i Francji. Jak potwierdza Reuters, odbędzie się ono w Rzymie już w piątek. Według agencji dzień później we włoskiej stolicy będzie miała miejsce także czwarta runda rozmów Irańczyków z Amerykanami.
Wszystko wskazuje na to, że dławiony sankcjami Teheran nie zamierza dłużej czekać i spróbuje wykorzystać otworzone przez Trumpa „okienko” do rozmów ze wszystkimi zainteresowanymi.