
-
Zima to najtrudniejszy okres dla ptaków, które muszą utrzymać równowagę między zdobywaniem energii a unikaniem drapieżników.
-
Karmniki przyciągają zarówno głodne ptaki, jak i drapieżniki takie jak krogulce czy koty, wymagając od ptaków czujności.
-
Dokarmianie ptaków zimą powinno być regularne i higieniczne, aby nie narażać ich na głód, choroby czy ataki drapieżników.
-
Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej serwisu
W przeciwieństwie do ludzi, ptaki nie znają biesiadowania dla przyjemności. Karmnik traktują jako miejsce szybkiego uzupełniania energii potrzebnej do przeżycia. Dbają przy tym o sylwetkę.
– Dzikie ptaki nigdy się nie przejadają, choć w karmniku mają jedzenia ad libitum, czyli po kokardę. Jedzą tyle, by zadbać o optymalną ilość tłuszczu. Taką, która pozwala im przetrwać kilka kolejnych godzin, nie więcej. Wiedzą, że nie mogą za dużo zjeść, ponieważ w razie zagrożenia będą za wolno uciekać – wyjaśnia prof. Uniwersytetu Rzeszowskiego.
Koncentracja drobnych ptaków w jednym miejscu błyskawicznie przyciąga drapieżniki. Głównym zagrożeniem są krogulce oraz koty, które potrafią zakodować w pamięci kształt karmnika, traktując go jako pewne miejsce polowań. – Pojawiają się w jego okolicy regularnie, przewidując, że właśnie tam może być więcej potencjalnej zdobyczy – dodał ornitolog.
W zimowej stołówce zwykle jako pierwsza melduje się sikora bogatka. Tuż za nią podąża modraszka, a następnie dzwońce, wróble, kowaliki i ptaki krukowate. Te ostatnie, zwłaszcza gawrony i sroki, są wyjątkowo spostrzegawcze i bystre, potrafią zapamiętać osobę regularnie dostarczającą pokarm. Jak wyjaśnia prof. Leniowski, nie jest to zjawisko z obszaru literatury science fiction, lecz dobrze poznany mechanizm adaptacyjny.
– Jeżeli ta sama osoba, zwykle podobnie ubrana, wysypuje smakołyki, sroka z dużej odległości rozpozna opiekuna. Potrafi nawet zbudować sobie mapę i w określonej kolejności zwiedzać znane punkty z jedzeniem. Widząc wychodzącego z domu człowieka, nie czeka nawet na moment, aż wysypie ziarno, ale prewencyjnie pojawia się w okolicy, przewidując nadchodzącą okazję do posiłku – dodaje ornitolog.
Ptaki żerują zimą pod dyktando światła
Zimowe żerowanie ptaków przypomina precyzyjny plan skrojony pod dyktando światła. Najważniejszymi punktami w grafiku są okolice świtu oraz czas tuż przed zapadnięciem zmroku. Jak wyjaśnia profesor, ptaki pojawiają się w karmniku „jak się tylko zrobi szaro”, by szybko uzupełnić energię po nocy. W południe jedynie „trochę dziubną”, a kulminacja żerowania przypada na moment przed zachodem słońca. Ten plan burzy tylko mróz, wtedy ptaki godzą się na większe ryzyko. – Stają się nieco mniej uważne, ponieważ muszą zjeść szybko i dużo. Potrafią wówczas dłużej przebywać przy karmniku i nie optymalizują czasu wizyt – wyjaśnia ornitolog.
Naturalny rytm zmienia się w miastach, gdzie sztuczne oświetlenie wydłuża ptasią dobę. – Pojawiają się przy karmnikach wcześniej niż te pod lasem i żerują dłużej. Nie idą spać, gdy tylko robi się ciemno, ale co najmniej godzinę później. W przypadku krótkiego zimowego dnia jest to zasadnicza zmiana – zauważa profesor.
Aby zminimalizować ryzyko ataku drapieżników, sikory stosują strategię grupową opartą na wzajemnej wymianie informacji. Choć każda ma „małą baterię” energii, ewolucyjnie opłaca im się informować konkurencję o znalezionym pokarmie. – Każda z sikorek „rozumie”, że jeżeli będzie postępować fair i wyda głos o jedzeniu, to wszyscy się pożywią. Liczy na to, że gdy inna sikorka znajdzie pokarm, również da znać. Dzięki temu są w stanie przeżyć z dnia na dzień – wyjaśnia prof. Leniowski.
Sikory, wróble i kowaliki posilają się wspólnie
Do stad sikor regularnie dołączają inne gatunki, dla których obecność i głosy pobudzonych sikorek są jednoznacznym sygnałem, że w okolicy znajduje się bogate źródło energii. Najczęstszymi gośćmi są oba gatunki wróbli – domowy oraz mazurek, a także kowalik. Jak tłumaczy prof. Leniowski, ptaki te nie muszą same odnajdywać pokarmu, gdyż bazują na akustyce i obserwacji sąsiadów. – Widząc, że sikory przelatują, słysząc taki typowy dźwięk towarzyszący pobudzeniu przy karmniku, przylecą – tłumaczy profesor.
Wspólne żerowanie to jednak także nieustanna analiza kondycji sąsiadów, od której wyznaczana jest „prosta granica życia i śmierci”. Ptaki bacznie obserwują, czy towarzysze przy stole nie stali się zbyt ociężali, co mogłoby opóźnić wspólną ucieczkę. – Sikora stara się ocenić, czy sąsiedzi są już najedzeni i przez to spowolnieni, czy są jeszcze na etapie połykania pierwszych kęsków. Co oznacza, że najprawdopodobniej ptaki dobrze szacują, jak bardzo są ociężałe przy stole – tłumaczy prof. Uniwersytetu Rzeszowskiego. To jest o tyle ważne, że każda sekunda dekoncentracji to okazja dla drapieżnika, by zaatakować ociężałą ofiarę.
Dokarmianie musi odbywać się regularnie
Logika przetrwania sprawia, że dokarmianie ptaków ma sens tylko wtedy, gdy jest prowadzone w sposób ciągły i higieniczny. Moment rozpoczęcia akcji powinny dyktować warunki atmosferyczne: temperatury ujemne, silny wiatr lub trwała pokrywa śnieżna. Raz podjęta decyzja staje się dla ptaków obietnicą, której nie wolno łamać. – Jeżeli już zaczniemy sypać ziarno, musimy robić to konsekwentnie do przełomu lutego i marca – podkreśla prof. Leniowski.
Natomiast gdy robimy to nieregularne, zafundujemy ptakom pułapkę ekologiczną. – Ani nie będą mogły wypłacić sobie z tej dywidendy szczęścia w postaci jedzenia, ani nie będą pewne, czy lecąc w miejsce, gdzie potencjalnie może być pokarm, warto narażać się na większą szansę bycia zjedzonym – tłumaczy ornitolog.
Równie ważna jest jakość pokarmu. Skoncentrowanie ptaków w jednym miejscu sprzyja roznoszeniu chorób, dlatego stary lub spleśniały pokarm to dla nich wyrok. – Ptak nie padnie od razu, ale stanie się nosicielem patogenów i łatwym celem dla drapieżnika. Dobre jedzenie to tylko świeże ziarno w czystym karmniku – podsumowuje prof. Leniowski.

