Trzy ofiary śmiertelne i 34 ranne – to bilans ataku Izraela, który w środę ostrzelał Damaszek. Pociski spadły na budynki rządowe. Dane podała strona syryjska, która oskarżyła Izrael o „podsycanie napięć, szerzenie chaosu oraz podważanie bezpieczeństwa i stabilności w Syrii”.
Z kolei minister obrony Izraela oświadczył, że bombardowanie Damaszku miało zmusić siły syryjskie do wycofania się z prowincji Suwejda. I rzeczywiście, w konsekwencji Syryjczycy rozpoczęli odwrót.
Wygląda na to, że sytuacja została unormowana. Jednak jak podkreśla w rozmowie z Interią analityczka PISM ds. państw arabskich Sara Nowacka, trudno oczekiwać, że rozwiązanie problemu Suwejdy jest trwałe. Co więcej, działania Izraela w regionie mogą stać się elementem procesu, który jeszcze kilka miesięcy temu wydawałby się abstrakcyjny – przywrócenia rosyjskiej kontroli nad Syrią.
Walki na południu Syrii. Skomplikowany przypadek Druzów
Oficjalnie Izrael ogłosił, że atakuje w obronie społeczności druzyjskiej. To wspólnota religijna wywodząca się z islamu, która w znacznej części zamieszkuje region Suwejdy. Od niedzieli dochodziło tam do krwawych starć między Druzami, siłami syryjskimi i plemionami beduińskimi. Według Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka zginęło około 350 osób.
Jednak przypisanie Druzów po prostu po stronie Izraela byłoby zbyt daleko idącym uproszczeniem. – Mamy większą część Druzów, która chciałby dążyć do spełnienia zapowiedzi o spójnej Syrii, państwie unitarnym, gdzie istnieje współpraca lokalnych przywódców z rządem, ale bez odrębności instytucjonalnej. Natomiast mamy też organizację Suwayda Military Council. Powstała dosłownie dzień po obaleniu reżimu Baszszara al-Asada. W jej szeregach są oficerowie i żołnierze byłego reżimu – wyjaśnia Sara Nowacka.
– Jej niepisanym przywódcą jest religijny przywódca druzyjski Hikmat al-Hijri. Kilka razy, kiedy prowadzono negocjacje i próby porozumienia między społecznością druzyjską i władzami centralnymi, ogłaszano porozumienia, al-Hijri nagle stwierdzał, że on się jednak nie zgadza – dodaje analityczka Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
Za stanowiskiem przywódcy podążają grupy separatystyczne na południu Syrii. Nowacka wskazuje, że Izrael te nastroje podburza i zwiększa też swoją kontrolę na terytorium Syrii w sposób niezgodny z prawem międzynarodowym. – Pomimo tego, że nowe syryjskie władze ani przez chwilę nie podejmowały się działań, które w jakikolwiek sposób stanowiłyby dla Izraela zagrożenie – dodaje nasza rozmówczyni.
W takim razie jak to możliwe, że regionie Suwejdy doszło do krwawych walk? – Po pierwsze nie wynikają z intencji samego rządu. Po drugie trudno o nich myśleć bez całego kontekstu i działaniach noszących znamiona w mojej ocenie prowokacji – mówi nam Sara Nowacka.
Problem Suwejdy. Obie strony przekroczyły granice
Druzowie związani z ruchami separatystycznymi oskarżyli siły rządowe o grabieże, podpalenia domów i upokarzanie przywódców społeczności. Nowacka zwraca jednak uwagę na chronologię wydarzeń. – Na początku rządowe siły bezpieczeństwa długo powstrzymywały się od interwencji, licząc na to, że lokalne grupy same się ze sobą dogadają. Kiedy w końcu wkroczyły, to pierwsze co się wydarzyło, to ugrupowania druzyjskie porwały syryjskich żołnierzy. Dziesięciu zabito, ciała rozrzucono przy drodze. Ośmiu porwano, rozebrano do naga i kazano im biegać po Suwejdzie z zawiązanymi oczami – relacjonuje ekspertka.
– Po obu stronach widzę bardzo duży problem przekraczania granic. Ale trudno tutaj nie patrzeć też na cały ten kontekst wydarzeń i działań Druzów z Suwayda Military Council. Ta część Druzów to grupy, które w zasadzie od dawna angażują się w działalność przestępczą i prawdopodobnie przejęły kontrolę nad produkcją i przemytem narkotyków w Suwejdzie.
To ważny kontekst, bo region leży na terytorium Syrii, która przynajmniej w teorii jest za niego odpowiedzialna. Przemyt środków odurzających stał się problemem dla sąsiedniej Jordanii, która zaczęła naciskać na rząd w Damaszku, by rozwiązał ten problem.
– Współpraca między Suwayda Military Council i Izraelem oczywiście nie jest taka formalna, ale wydaje mi się dosyć oczywiste, że do niej dochodzi – wskazuje Sara Nowacka i dodaje, że w tej współpracy próżno szukać jakiejś strategii. – To pomysł opierający się na realizowaniu krótkofalowych celów poprzez działania militarne, ale bez jakiegokolwiek pomysłu na to jak skapitalizować te sukcesy, żeby region się ustabilizował – podkreśla analityczka PISM.
Izrael i polityka destabilizacji. Brak reakcji pomaga Rosji
Sara Nowacka wskazuje również, że jednym z planów Izraela może być faktyczne przejęcie kontroli nad Suwejdą, tak jak w przeszłości Izrael przejął Wzgórza Golan. – Po drugie widać dosyć wyraźnie, że od upadku al-Asada Izrael robi wszystko, żeby Syria nie stała się stabilnym i silnym państwem – dodaje.
W tym miejscu dochodzimy do sedna sprawy, ponieważ niestabilność Syrii może mieć daleko idące konsekwencje również dla bezpieczeństwa Europy i NATO.
– Od 2015 roku w Syrii była obecna Rosja. Była miejsce, które Moskwie pozwoliło wrócić na Bliski Wschód. Nie była tak dominującym aktorem jak Stany Zjednoczone, ale decyzje dotyczące polityki w regionie nie odbywały się bez uwzględnienia interesów Rosji. Teraz jest strategiczna szansa, żeby Rosja już tam nie wróciła – zaznacza ekspertka.
Przypomnijmy, w grudniu 2024 doszło do obalenia Baszszara al-Asada i w konsekwencji osłabienia wpływów Moskwy w regionie. – Rosja drukowała syryjską walutę, teraz będzie drukować ją Katar. Rosja wydobywała fosforany w Syrii, stracili kontrakty, będzie to robił ktoś inny – wylicza Nowacka.
– To, co na pewno działa na korzyść Rosji, to ryzyko eskalacji i ponownej destabilizacji Syrii. Do tego nowy rząd bez wsparcia Zachodu poczuje, że musi w jakimś stopniu współpracować z Rosją. Wtedy Rosja znajdzie sobie argument, by tam wrócić. Z perspektywy realizmu prowadzenia polityki zagranicznej, to co robi Izrael, jest zwyczajnie wbrew naszym interesom – podkreśla Sara Nowacka.
Rosja, Iran i Syria. W tle ogromne pieniądze
O tym czy scenariusz powrotu Rosji do Syrii jest możliwy, rozmawiamy z profesorem Radosławem Fiedlerem. – Może dojść do takiej sytuacji. Tylko nie wiem czy w tej chwili Putin miałby takie możliwości. Ale za rok, dwa? Kto wie? Teraz jest zajęty Ukrainą a tu chodzi przede wszystkim o pieniądze. Rosja musiałaby sporo zainwestować – mówi nam kierownik Zakładu Pozaeuropejskich Studiów Politycznych Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu.
– W pewien sposób obecność Rosji była dla Izraela na rękę. Rosja kontrolowała przestrzeń powietrzną nad Syrią. Zresztą Izrael kontaktował się z Rosją, kiedy prowadził swoje bombardowania w regionie. To była dla Izraela sytuacja nie najlepsza, ale znośna. I prawdą jest, że mącąc, dolewając oliwy do ognia, Izrael utrudnia odbudowę Syrii – dodaje Fiedler.

Profesor zaznacza, że wydarzenia mogą nabrać tempa kiedy zakończy się konflikt w Ukrainie. – Możliwe, że wtedy będzie odmrożone 300 miliardów dolarów zamrożonych rosyjskich aktywów. Mam nadzieję, że taki scenariusz się nie zrealizuje, ale myślę, że część z tych pieniędzy wróci do Rosji. Sankcje zostaną zniesione i wtedy Rosjanie będą mogli zaoferować Syrii realną pomoc i kontrolę przestrzeni powietrznej. Teraz sytuację kontroluje Izrael, który nie pyta się Syrii o zgodę. Tak było podczas bombardowań Iranu, po prostu przelecieli nad Syrią – wskazuje rozmówca Interii.
Profesor ponadto dodaje, że możliwy jest również scenariusz odbudowy irańskich wpływów w Syrii, jeśli dojdzie do podpisania nowego porozumienia nuklearnego z Teheranem. Wtedy możliwie byłoby zniesienie części sankcji i tak jak w przypadku Rosji – odmrożenie aktywów. Fiedler zaznacza, że to mało prawdopodobne, ale teoretycznie możliwe, iż w takim wariancie Iran ponownie inwestuje w swoje wpływy na terytorium Syrii.
Nowy aktor na scenie. „Gra przypomina zimną wojnę”
Profesora dopytujemy dlaczego Waszyngton pozostawia Izraelowi tyle swobody na działania militarne w Syrii. – Administracja Trumpa jest wyjątkowo pozytywnie nastawiona do Izraela. Administracja Bidena wskazywała czerwone linie, których nie wolno było przekraczać, na przykład bezpośrednio bombardować Iranu – zaznacza Fiedler.
Trudno nie odnieść też wrażenia, że Syria nie przykuwa uwagi opinii publicznej w porównaniu ze wszystkimi wydarzeniami na Bliskim Wschodzie. – Jeżeli nie przeszkadza Waszyngtonowi sprawa Gazy, a tam jest 70 tys. ofiar, może więcej, to Syria nie jest takim emocjonującym tematem – wskazuje profesor.
– Zgadzam się, że działania Izraela są tymczasowe. Bez przerwy uderza w Hezbollah, Iran, Syrię, Gazę, Liban. To działania doraźne, które nie budują długofalowego bezpieczeństwa Izraela. Jednocześnie powstaje niebezpieczeństwo radykalizacji w Syrii. Na tym może skorzystać Iran, Rosja, ale też Chiny. Moskwa w pewnym momencie może dogadać się z Pekinem, że będzie zabezpieczać militarnie chińskie inwestycje w Syrii. To będzie gra przypominająca zimną wojnę – podsumowuje Radosław Fiedler.
Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz na jakub.krzywiecki@firma.interia.pl