Porozumienie, które 10 listopada 2023 r. podpisali wspólnie liderzy Koalicji Obywatelskiej, PSL, Polski 2050 i Nowej Lewicy, określa priorytety programowe koalicji, ale wskazuje też z nazwiska m.in., kto ma objąć tekę premiera (Donald Tusk), pierwszego wicepremiera (Władysław Kosiniak-Kamysz), drugiego z wicepremierów (Krzysztof Gawkowski) oraz stanowisko marszałka Sejmu (od 13 listopada 2023 r. – Szymon Hołownia, następnie do końca kadencji – Włodzimierz Czarzasty).
Grodzki, Grupiński, a może Schetyna?
Nieco inaczej jest w przypadku marszałka Senatu – ten urząd przez pierwszą połowę kadencji ma sprawować Małgorzata Kidawa-Błońska. Nie ma jednak określone, kto miałby ją zastąpić (jedynie osoba wskazana przez KO). Tak sformułowane postanowienie umowy od kilku tygodni wywołuje spekulacje na temat ewentualnych następców obecnej marszałkini. Najczęściej w tym kontekście pada nazwisko byłego szefa izby wyższej Tomasza Grodzkiego, który obecnie przewodzi senackiemu klubowi Koalicji Obywatelskiej. – Donald podobno obiecał Tomkowi, że w drugiej połowie kadencji to on dostanie funkcję marszałka, ale wiadomo, jak jest z Donaldem, zawsze może zmienić zdanie pod wpływem różnych okoliczności – mówi nam jeden z senatorów KO. – Wiem, że ochotę na to stanowisko ma także Rafał Grupiński, obecnie wicemarszałek, a i Małgosia też nie pali się do tego, by rezygnować – dodaje z kolei poseł głównej formacji rządzącej.
Inni nasi rozmówcy do tego grona dorzucają jeszcze nazwiska: byłej wicemarszałkini Senatu Gabrieli Morawskiej-Staneckiej, b. szefa MSWiA, MSZ i b. marszałka Sejmu Grzegorza Schetyny oraz senatora Sławomira Rybickiego. – Jest kilka bardzo doświadczonych osób, które świetnie poradziłyby sobie w tej funkcji – podkreśla senator KO, ale zastrzega zarazem, że żadnych rozmów w sprawie izby wyższej jeszcze nie było. – Donald ma obecnie o wiele poważniejsze zmartwienia niż zastanawianie się, kto miałby kierować Senatem w drugiej połowie kadencji. Najpierw musi poukładać na nowo rząd, a to – jak wiadomo – proste nie jest – dodaje.
Kidawa-Błońska ministrą kultury?
Według niego, choć chętnych do fotela marszałka izby wyższej jest wielu, to bardzo możliwe, że finalnie pozostanie tak, jak jest. I to pomimo spekulacji, że Małgorzata Kidawa-Błońska miałaby wejść do rządu jako nowa ministra kultury w miejsce Hanny Wróblewskiej. – Wielokrotnie rozmawiałem z Małgosią i wiem, że do rządu się nie wybiera – zapewnia nas jeden z senatorów KO. – Na moje wyczucie skończy się tym, że nic się nie zmieni, bo Donald nie będzie chciał mieć kolejnego kłopotu na głowie. Jak pozostawi Małgosię, to ewentualnie będzie miał jedną osobę niezadowoloną, czyli Tomka Grodzkiego, a jak zdecyduje się na zmianę, to będzie miał kilkoro poważnie wściekłych kolegów z partii – przewiduje nasz rozmówca.
Niedawno część z naszych rozmówców z KO kreśliła jeszcze jeden senacki scenariusz, w którym stanowisko marszałka miałaby dostać Lewica (dla obecnej wicemarszałkini i niedawnej kandydatki na prezydenta Magdaleny Biejat), ale wydaje się on nierealny z dwóch powodów. Po pierwsze zakładał, że Kidawa-Błońska miała w nim przejąć resort kultury, po drugie Włodzimierz Czarzasty musiałby zrezygnować z funkcji marszałka Sejmu, by pozostał na niej Szymon Hołownia. – To jakieś plotki, nie było takich rozmów – słyszymy od polityków Lewicy.
Spotkanie liderów koalicji
Według środowej zapowiedzi lidera Polski 2050 w piątek premier ma przedstawić koalicjantom plan strukturalnej rekonstrukcji rz±du, czyli m.in. pomysły na liczbę resortów i nowy podział kompetencji w ramach Rady Ministrów. – I to pewnie nastąpi, bo z tego co wiem, nad kształtem rządu intensywnie od paru tygodni pracuje Maciek Berek – mówi nam polityk KO.
Maciej Berek to jeden z najbardziej zaufanych ludzi Donalda Tuska, szef Komitetu Stałego Rady Ministrów, nazywany „mózgiem prawniczym” rządu. Cześć mediów spekulowała niedawno o możliwości objęcia przez niego stanowiska prezesa NIK (w sierpniu kończy się kadencja Mariana Banasia). Według naszych informacji nie jest to przesądzone, bo – jak twierdzą nasi rozmówcy w KO – Berek jest bardziej potrzebny w rządzie.
Co do kształtu Rady Ministrów, to mowa jest m.in. o połączeniu kilku resortów gospodarczych (np. Infrastruktury z Ministerstwem Rozwoju i Technologii) albo edukacji z nauką i szkolnictwem wyższym, ewentualnie z Ministerstwem Sportu. – Chcemy zobaczyć wreszcie jakąś konstrukcję, w którą stronę idziemy. Nie chodzi o ludzi, chodzi o konstrukcję. Co z tą energią, która jest dzisiaj w czterech resortach? Czy łączymy znowu edukację ze szkolnictwem wyższym, czy zostawiamy tak, jak jest? Ministerstwo Przemysłu na Śląsku zostaje czy nie, powstaje Ministerstwo Gospodarki czy jednak rezygnujemy z tego konceptu. Ministerstwo Sportu istnieje czy jest komitetem? – mówił w środę marszałek Hołownia, pytany przez nas czego spodziewa się po piątkowym spotkaniu z Donaldem Tuskiem.
Co z Hołownią i Czarzastym?
W kontekście dymisji, oprócz Hanny Wróblewskiej, najczęściej padają nazwiska odpowiedzialnej za środowisko i klimat ministry Pauliny Hennig-Kloski z Polski 2050, szefowej MEN Barbary Nowackiej, szefa resortu sportu Sławomira Nitrasa (oboje z KO), a także ministra rolnictwa Czesława Siekierskiego z PSL. Z naszych informacji wynika, że stanowisko może zachować także typowany do odwołania szef MS Adam Bodnar.
Szymon Hołownia raczej pożegna się z funkcją marszałka Sejmu. Wchodzić do rządu też nie zamierza, chyba że – jak zastrzegał w środę – zdecydowałby się na to także Włodzimierz Czarzasty, by wszyscy czterej liderzy koalicji współtworzyli Radę Ministrów. Lider Nowej Lewicy odrzuca jednak taki scenariusz. – My jako Lewica stoimy na gruncie umowy koalicyjnej (…) Z umowy koalicyjnej wynika, że jeżeli chodzi o Lewicę, to Lewica będzie miała marszałka Sejmu pod koniec tego roku, a jeżeli chodzi o rząd, to Lewica ma wicepremiera – mówił Czarzasty w czwartek w RMF FM.