– Mamy w rządzie osoby, które są polityczne, ale niekompetentne i one dziwnym cudem ocalały w tej rekonstrukcji. Zarówno na czele resortów, jak i na stanowiskach wiceministrów. A nie wykazały się specjalnymi kompetencjami i przyniosły temu rządowi więcej szkód niż pożytku – nie gryzie się w język osoba z władz Lewicy, gdy pytamy o pomysł odpolitycznienia resortu zdrowia.
– Z tymi deklaracjami o odpolitycznieniu może wyjść jak z Ministerstwem Przemysłu w Katowicach. Fajnie się o tym gada, ale dużo gorzej wygląda to w praktyce – kąśliwie zauważa prominentny polityk PSL.
Dodaje jednak, że o odpolitycznieniu władz resortu zdrowia publicznie mówił sam Donald Tusk i to może być dla koalicjantów problem nie do przeskoczenia. – Jeśli premier uprze się, że to był element uzgodnień, a być może nawet warunek pani minister Sobierańskiej-Grendy, to będzie trudno kogokolwiek politycznego tam zainstalować – przewiduje rozmówca Interii.
Ministerstwo Zdrowia. Operacja „odpolitycznienie”
Prezentując nową minister zdrowia Donald Tusk podkreślił, że „dostała ode mnie zapewnienie, i także koalicjanci dostali zapewnienie, że w najbliższych dniach ten resort przejdzie w ręce wyłącznie fachowców od zarządzania całym systemem ochrony zdrowia”. – Jedynym celem będzie nie poprawa sytuacji lekarzy, tylko poprawa sytuacji pacjentów – powiedział 23 lipca premier.
Szef rządu zwrócił się również bezpośrednio do swoich partnerów z obozu władzy: – Dziękuję koalicjantom, że przyjęli to do wiadomości. Nie była to łatwa sprawa dla nich, że Ministerstwo Zdrowia i cały resort będzie odpartyjniony.
Z rozmów Interii z prominentnymi politykami Lewicy, Polski 2050 i PSL wynika jednak, że partnerzy Tuska z rządu wcale takim obrotem spraw zadowoleni nie są. I nie zamierzają biernie przyglądać się sytuacji. – Pani minister Sobierańska-Grenda może mieć u siebie ekspertów, wszyscy to rozumiemy, ale powinna mieć też wsparcie polityczne – stanowczo kontruje jeden z liderów ludowców. Jego zdaniem, „to właśnie w tym resorcie może być najpotrzebniejsze polityczne wsparcie, przywództwo i kierownictwo”.
– Idea konstrukcji kierownictw resortów była taka, żeby wszyscy koalicjanci brali współodpowiedzialność za kierunek zmian – przypomina sens obecności „politycznych” wiceministrów polityk z władz Lewicy. Jak dodaje, jego formacja będzie chciała spotkać się i przekonać nową minister zdrowia, że nie ma powodu do wylewania dziecka z kąpielą. – Na końcu w Sejmie i Senacie musi być większość, a ktoś tę większość musi organizować. Nie ma idealnego składu ministerstwa – uważa nasz rozmówca.
Prawda rekonstrukcji kontra prawda polityki
Źródła Interii w resorcie zdrowia potwierdzają słowa Donalda Tuska. Wśród urzędników i polityków panuje napięcie i jest wyczekiwanie, jak ostatecznie rozwiąże się sytuacja. – Polityczni wiceministrowie mają polecieć wszyscy. Taka wersja obowiązywała przynajmniej w zeszłym tygodniu – zdradza nam jeden z urzędników ministerstwa.
Ta sama osoba dodaje, że koalicjanci intensywnie pracują nad tym, żeby ocalić swoich wiceministrów. Mowa o Wojciechu Koniecznym (Lewica), Urszuli Demkow (Polska 2050) i Marku Kosie (PSL).
Nie możemy zapominać o tym, że to jest resort tak niewdzięczny, jak to tylko możliwe. Nikt jeszcze na nim politycznie się nie zbudował
Oprócz nich w kierownictwie resortu znajdują się również niewskazani przez partie Koalicji 15 Października Katarzyna Kacperczyk i Jerzy Szafranowicz. – Kacperczyk ma zostać, o Szafranowiczu pojawiały się już różne wersje, więc szanse oceniam 50/50 – mówi nam osoba dobrze zorientowana w sytuacji wewnątrz resortu.
Jak dodaje, idea całkowitego odpolitycznienia resortu jest efektowna PR-owo, ale w praktyce może przysporzyć więcej problemów niż pożytku. – To jest chore! Przecież raz, że ci wiceministrowie z politycznego nadania to sami praktycy, a dwa, że ich znajomości polityczne są zwyczajnie potrzebne. Nie zliczę, ile razy załatwiali coś na telefon do kolegi z innego resortu, zapewniali polityczne poparcie dla legislacji albo ogarniali posłów przy poszczególnych ustawach – zżyma się nasze źródło.
– Jak nie ma presji politycznej, to w ogóle nic nie idzie, więc nie wiem, czy to skupianie się na odpolitycznianiu jest takim dobrym pomysłem – ocenia osoba z kierownictwa PSL. – Resort sprawiedliwości był odpolityczniony, bo po odejściu Śmiszka do europarlamentu Bodnar nie miał tam żadnego polityka poza ministrem Myrchą. I wiemy, jak to się skończyło – ironizuje.
Nie wierzy też, że całkowicie odpartyjnione kierownictwo Ministerstwa Zdrowia poradzi sobie w parlamencie, gdzie wiceministrowie niejednokrotnie muszą zabiegać o poparcie dla projektów, współpracować z komisjami sejmowymi i senackimi, negocjować poprawki do ustaw. – Eksperci od zdrowia świetnie będą na Wiejskiej teoretyzować i narzekać, ale trzeba mieć zaplecze polityczne, żeby przeprowadzić przez Sejm i Senat swoją ustawę. Taka jest prawda polityki – słyszymy.
Kto ocali swojego wiceministra? PSL pewne swego
Z informacji Interii wynika, że roszady w kierownictwach ministerstw mają zakończyć się do połowy pierwszego tygodnia sierpnia. Aktualnie wciąż trwają rozmowy liderów koalicji rządzącej między sobą, ale też liderów z poszczególnymi ministrami. W przypadku resortu zdrowia spotkać się z nową minister ma współprzewodniczący Nowej Lewicy Włodzimierz Czarzasty. Z ramienia Polski 2050 rozmowy będzie z kolei prowadzić minister funduszy i polityki regionalnej Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz.
Na razie najbliżej szczęścia jest jednak PSL. W ostatnich kilkudziesięciu godzinach doszło do zwrotu akcji, który może pozwolić zachować ministrowie Markowi Kosowi dotychczasowe stanowisko.

– Chyba tak, chyba go ocaliliśmy – potwierdza w rozmowie z Interią polityk z władz PSL. – Ale Kos jest, po pierwsze, lekarzem i profesorem, a po drugie – był dyrektorem małego szpitala we wschodniej Polsce. Nie jest politykierem, tylko praktykiem. Wydaje się, że go uratowaliśmy go, ale dlatego, że jest ekspercki – zastanawia się nasz rozmówca.
Gdy pytamy, czy minister Jolantę Sobierańską-Grendę osobiście odwiedził i przekonał prezes PSL, słyszymy zaprzeczenie. – Jeśli już coś się zadziało, to raczej w ramach porozumienia prezesa z kierownikiem (tak przez współpracowników nazywany jest Donald Tusk – przyp. red.), a nie pielgrzymek Władka (Kosiniaka-Kamysza, prezesa PSL – przyp. red.) do nowej pani minister. To jest trochę inny poziom komunikacji – tłumaczy nam osoba znająca kulisy sprawy.
Ministerstwo Zdrowia bez polityki? Lewica i Polska 2050 walczą
Czy Lewica i Polska 2050 będą mieć tyle samo szczęścia? W końcu również ich ludzie we władzach resortu zdrowia to praktycy z wieloletnim doświadczeniem. Wojciech Konieczny to nie tylko senator, od 2013 roku jest również dyrektorem Miejskiego Szpitala Zespolonego w Częstochowie. Natomiast Urszula Demkow to profesorka nauk medycznych, która od 2010 roku kieruje Zakładem Diagnostyki Laboratoryjnej Immunologii Klinicznej Wieku Rozwojowego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Resort sprawiedliwości był odpolityczniony, bo po odejściu Śmiszka do europarlamentu Bodnar nie miał tam żadnego polityka poza ministrem Myrchą. I wiemy, jak to się skończyło
Nasi rozmówcy z Lewicy i Polski 2050 uważają, że merytorycznie oboje wiceministrowie absolutnie się bronią i powinni zostać w resorcie. Do tego nową minister starają się przekonać liderzy obu formacji: Włodzimierz Czarzasty i Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz. Źródła Interii w obu partiach zwracają też jednak uwagę na aspekt polityczny, który może okazać się decydujący. Jeśli premier Tusk stanie murem za minister Sobierańską-Grendą i zechce dotrzymać złożonej jej publicznie obietnicy, ciężko będzie cokolwiek zrobić.
Gdy o sprawę pytamy w Koalicji Obywatelskiej, słyszymy, że decyzyjność i odpowiedzialność za przyszłość, także kadrową, Ministerstwa Zdrowia należą do nowej szefowej. – Skoro pani minister podjęła się olbrzymiego wyzwania, jakim jest kierowanie tym resortem, to musi mieć określoną swobodę działania – przekonuje nas dobrze zorientowana w sytuacji posłanka KO. I dodaje: – Nie możemy zapominać o tym, że to jest resort tak niewdzięczny, jak to tylko możliwe. Nikt jeszcze na nim politycznie się nie zbudował.