-
Nadprodukcja ziemniaków w Polsce spowodowała drastyczny spadek cen skupu, co doprowadziło do straty finansowej wielu rolników.
-
Rolnicy, szczególnie z województwa łódzkiego, apelują o pomoc rządową, jednak resort rolnictwa nie jest w stanie udzielić oczekiwanego wsparcia.
-
Na rynku widoczna jest olbrzymia dysproporcja między cenami w skupach a cenami w sklepach, co skłania plantatorów do organizowania samozbiorów.
-
Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Interii
Według wstępnych szacunków GUS w tym roku produkcja ziemniaków wzrosła rok do roku o 15 proc. i przekroczyła 6,8 mln ton. Rolnicy alarmują, że obfite zbiory spowodowały nadprodukcję i duży spadek cen skupu. Do takiego obrotu spraw doprowadził szereg czynności ze wzrostem powierzchni uprawy ziemniaka na czele. Portal branżowy Teraz Pole szacował w lipcu, że areał uprawy tego warzywa zwiększył się w tym roku o blisko 19 tys. hektarów. Kuszeni atrakcyjnymi cenami skupów ziemniaka plantatorzy inwestowali w uprawy, by na koniec zderzyć się ze zbyt małym popytem i wyjątkowo niskimi cenami.
Problem dobrze znany jest także sprzedawcom. – Wszystko leży. Próbujemy ratować rolników, jak możemy, kupujemy od nich te ziemniaki, ale sami nie mamy ruchu – mówi właścicielka stoiska z warzywami i owocami w Kompleksie Handlowym Rybitwy w Krakowie. Punkt prowadzi siódmy rok. Jej zdaniem ten jest zarówno dla plantatorów, jak i sprzedawców znacznym wyzwaniem.
Nadwyżka plonów to zdaniem sprzedawczyni jedno. Przyczynę złej sytuacji dopatruje się w królujących na polskim rynku sieciach supermarketów. – Kuszą promocjami. Jeśli ludzie nie będą kupować w lokalnych sklepikach, lokalni rolnicy nie będą zarabiać – tłumaczy. – Jeszcze trzy lata temu wyjeżdżały stąd samochody zapakowane po sufit. Dzisiaj to dwie, trzy paczki warzyw – mówi. Cena ziemniaków w jej punkcie wynosi 10 zł za 15 kg. Jak podkreśla, za kilogram ziemniaków w okolicznych skupach rolnicy dostają „grosze”.
Ceny w skupach warzyw szybują w dół. Sprzedawca o dysproporcji na rynku
Tyle samo za 15-kilogramowy worek trzeba zapłacić w punkcie ulokowanym dwie alejki dalej. – Rok temu to było 20 zł. Teraz zdarza się, że cena schodzi poniżej 10 zł za worek – mówi jego właściciel i zwraca uwagę, jak złożona jest przyczyna problemu. – Facet, który wozi nam ziemniaki, mówi, że dawniej w jego wsi 20 gospodarzy miało byki. To jest ciężka praca, więc dzisiaj byki hoduje już tylko dwóch gospodarzy. Reszta sieje kukurydze, zboże czy właśnie ziemniaki. Tworzy się dysproporcja – zauważa.

– Dzisiaj cieszą się hodowcy, bo przy tak dużych nadwyżkach mają niemal darmową paszę – wtrąca pracownik punktu, podkreślając, że w rolnictwie decyzje muszą być podejmowane z dużym wyprzedzeniem. To nie ułatwia prognozowania. – W jednym roku brakuje kapusty, na drugi rok wszyscy sadzą kapustę. Tak to działa i czasem kończy się tak, jak teraz z ziemniakami – dodaje.
W czach właściciela stoiska popyt na ziemniaki się nie zmienił. Wystrzeliła za to podaż.
Sytuacja dotyczy nie tylko ziemniaków. Cierpią także plantatorzy papryki czy pomidorów. Tania jest marchewka, pietruszka, cebula. W niektórych przypadkach ceny oferowane rolnikom na skupach są tak niskie, że sam transport plonów staje się nieopłacalny.
W efekcie część osób decyduje się rozdawać plony za darmo, np. organizując tzw. samozbiory, jak w przypadku rolnika z Gałkowic w woj. świętokrzyskim, któremu w skupie oferowano 40 groszy za kilogram papryki. Właściciel plantacji zapowiedział w internecie, że każdy może przyjechać i zebrać tyle warzyw z jego pola, ile zdoła unieść. – Wolę oddać komuś, mam satysfakcję, a zwrócimy uwagę na problemy, z jakimi mierzą się rolnicy – mówił w rozmowie z Interią.
40 gr w skupie, 10 zł w sklepie. Rolnicy apelują o wsparcie
Lista wyzwań, z jakimi mierzą się w tym sezonie rolnicy, jest długa. – Wielu rolników dotknęła sytuacja, w której ktoś nie odebrał zamówienia z pola na czas. Plon taki jak np. papryka za chwilę nie będzie nadawał się do sprzedaży, stąd m.in. takie akcje – mówi o darmowych samozbiorach w rozmowie z Interią Agata Stachowiak, rolniczka, doradca rolny, znana w sieci jako Księgowa Rolnika. Jej zdaniem kolejnym poważnym problemem rolników są tegoroczne wczesne przymrozki, które dotknęły w październiku wielu upraw. Powodów trudnej sytuacji jest więcej.
– Pogoda szaleje niemal cały czas. Od dawna walczymy z suszą. Do tego chodzą obwarowania geopolityczne – wymienia rolniczka i zauważa, że położenie plantatorów, którzy pozyskali na swoją działalność dotacje unijne, może być jeszcze trudniejsze. – Nie wywiązując się z umów w skrajnych przypadkach trzeba liczyć się z koniecznością zwrócenia pozyskanych środków – przyznaje.
Kuriozalna w oczach rolników jest też marża narzucana na warzywa w sklepach. Agata Stachowiak zwraca uwagę, że za kilogram papryki, która w skupie wyceniana jest na około 40 groszy, w sklepie zapłacimy około 10 zł. – Dlatego zachęcam, by robić zakupy u lokalnych rolników – mówi, podkreślając, że część konsumentów nie jest nawet świadoma, jak duży koszt ponosi za wygodę kupowania wszystkich produktów w jednym miejscu. Tym, którzy nie wiedzą, jak dotrzeć do plantatorów z okolicy, rolniczka poleca np. aplikację Food Farmer, na której ogłaszają się lokalni producenci rolni.
Rolnicy liczą straty. Ministerstwo rozkłada ręce
Niektórzy rolnicy wciąż walczą o poprawienie swojej sytuacji. Dla innych ten sezon spisany jest już na straty. Z prośbą o podjęcie pilnej interwencji na rynku ziemniaków zwróciła się na przełomie września i października do szefa resortu rolnictwa Stefana Krajewskiego Izba Rolnicza Województwa Łódzkiego. Ceny hurtowe ziemniaków w powiecie sieradzkim wahały się na początku miesiąca w granicach 0,25 zł/kg, a w skrajnych przypadkach spadają nawet do 0,05 zł/kg, czyli 50 zł za tonę.
Plantatorzy ziemniaków z województwa łódzkiego domagają się przede wszystkim działań stabilizujących rynek, rozważenia interwencyjnego skupu ziemniaków lub dopłat do ich przechowywania. Zwracają uwagę na konieczność zwiększenia przejrzystości w łańcuchu dostaw i monitorowania marż handlowych. Odpowiedź ministerstwa nie pozostawia złudzeń.
– Jeżeli do wszystkich chcielibyśmy dopłacać z budżetu państwa, to te wypłaty musiałyby wynieść nawet kilkadziesiąt miliardów złotych. Wiemy, na czym skupiamy się dzisiaj, największe pieniądze są wydatkowane na uzbrojenie polskiej armii i na zabezpieczenie Polski – wyjaśnił minister Krajewski w rozmowie z PAP.
– Pod pewnymi względami rolnicy zostali na lodzie – skwitowała Agata Stachowiak.