– Jeśli wybuchnie wojna, to prawdopodobnie przed 2035 rokiem – ostrzega w opublikowanej we wtorek rozmowie z „Sueddeutsche Zeitung” Landsbergis.
Jego zdaniem zagrożenie największe ma być przez kolejne trzy do pięciu lat. To jest „okienko, w którego okresie Putin może podjąć decyzję” o agresji na Europę.
W późniejszym terminie – jak przekonuje były szef MSZ Litwy – możliwe będzie skuteczne odstraszanie Rosji. Stanie się tak „dzięki niemieckim i polskim inwestycjom oraz krajom Europy Północnej i Bałtom, którzy nadrabiają zaległości”.
Wydatki na obronność. „Europejczycy mają wiele wymówek”
W rozmowie z „SZ” Landsbergis wyraża jednocześnie powątpiewanie, że kraje zachodu i południa Europy do 2035 roku wydawać będą 5 proc. swojego PKB na obronność.
– Od Europejczyków słyszy się wiele wymówek (w sprawie wydatków na zbrojenia – red.). Dopóki żaden kraj UE nie zostanie bezpośrednio zaatakowany, to wątpię, by doszło do jakiejkolwiek zmiany – mówi były litewski minister.
Nadzieję Landsbergis wiąże z Niemcami. – Jeśli rzeczywiście zainwestują pół biliona euro (…), to powstanie realna siła militarna. To może działać odstraszająco. Niemcy są rdzeniem europejskiej struktury obronnej. Zwłaszcza jeśli Amerykanie się wycofają – przekonuje.
Były szef MSZ Litwy: Przygotowujemy Europę na wielką porażkę
W ocenie Landsbergisa „obecne położenie Ukrainy jest konsekwencją decyzji sprzed trzech lat”, gdy „z obawy przed klęską Rosji zdecydowaliśmy, że Ukraińcy nie mogą wygrać„.
Teraz natomiast „przygotowujemy Europę na wielką porażkę„.
Były szef MSZ Litwy krytycznie podchodzi do europejskiej polityki względem Ukrainy. – Wobec zmian w Ameryce nie potrafimy znaleźć własnej drogi wsparcia dla Ukrainy – stwierdza.