-
Chiny i Indie, mimo zachodnich sankcji, wspierają rosyjską gospodarkę poprzez masowe zakupy ropy naftowej, co pozwala Kremlowi kontynuować działania wojenne.
-
Waszyngton wprowadza drastyczne cła na import rosyjskiej ropy, aby zniechęcić azjatyckie kraje do współpracy z Moskwą, lecz Chiny i Indie różnie reagują na naciski USA.
-
Brak jednoznacznych deklaracji Pekinu oraz potężne rezerwy strategiczne ropy pokazują, że Chiny nie zamierzają szybko zrezygnować z rosyjskich surowców.
-
Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Interii
Do 21 listopada amerykańskie władze dały firmom na całym świecie czas na zakończenie współpracy z dwoma największymi rosyjskimi producentami ropy – Łukoilem i Rosnieftem. Prezydent Donald Trump zagroził krajom, które nie będą przestrzegać amerykańskich sankcji, wysokimi cłami. Karna taryfa celna wynosić ma 500 proc.
To horrendalna stawka, która wszelki eksport będzie czynić nieopłacalnym. Na celowniku Waszyngtonu znalazły się głównie dwa potężne kraje – Indie i Chiny. I o ile premier Narendra Modi w rozmowie z amerykańskim prezydentem deklarował, że Indie będą respektować amerykańskie sankcje, to w przypadku Chin sytuacja nie jest już tak jasna. Choć przywódcy Chin i USA spotkali się w południowokoreańskim Pusan, to jedna z najważniejszych kwestii relacji dwustronnych nie została poruszona. Przynajmniej wynikami rozmowy na ten temat nie chwalił się mediom Donald Trump.
Indie pompują do ostatniej chwili
Pomimo deklaracji szefa indyjskiego rządu, sytuacja na razie nie jest optymistyczna. Z najnowszych danych firm monitorujących spedycję morską ropy naftowej na świecie wynika, że indyjski import rosyjskiej ropy w październiku nieznacznie wzrósł. Z 1,44 mln baryłek we wrześniu do 1,48 mln w październiku. Według analityków Indie będą starały się zaimportować maksymalną ilość ropy przed rozpoczęciem obowiązywania amerykańskich sankcji.
W szerszej perspektywie wyraźnie widać dokąd popłynęła rosyjska ropa po przykręceniu kurków w Europie. W latach 2021-22 Indie importowały 4 mln ton rosyjskiej ropy. W trakcie trzech wojennych lat wolumen ten zwiększył się o ponad 20 razy do 87 milionów w latach 2024-2025.
Indie kupiły już 2 mln ton ropy naftowej od kontrahentów na Bliskim Wschodzie. Z dokumentów, do których dotarła agencja Reutera wynika, że indyjskie władze chcą pozyskać 26 mln ton czarnego złota od amerykańskich dostawców w pierwszym kwartale przyszłego roku. Rosyjska ropa płynąć będzie jednak do Indii do ostatniej chwili zanim zacznie obowiązywać embargo.
Chiny chomikują rosyjską ropę
Wygląda na to, że tak jak i na amerykańską wojnę celną związaną z deficytem handlowym USA, tak i na sankcje dotyczące zakupu rosyjskiej ropy dobrze przygotowały się chińskie władze. W 2025 Chiny znacząco zwiększyły swoje zapasy ropy naftowej. Szacunkowo Pekin dysponuje od 1,2 do 1,3 miliarda baryłek rezerw strategicznych. To dane szacunkowe, gdyż w Państwie Środka takie dane uznawane są za tajemnicę państwową. Zapasy to poduszka bezpieczeństwa, która przynajmniej w pierwszym okresie obowiązywania amerykańskich sankcji złagodzić ma ich skutki dla chińskiej gospodarki.
Jak Chiny poradzą sobie długofalowo bez rosyjskich dostaw, trudno spekulować. Tak jak w sferze spekulacji pozostaje główna kwestia – czy Pekin będzie respektować ostrzeżenie Waszyngtonu. Zaledwie kilka dni temu oba super-mocarstwa zawarły kruche porozumienie dające obydwu gospodarkom rok na złapanie oddechu. Chińskie władze tak jednoznacznie jak zrobił to Narendra Modi nie zadeklarowały jednak gotowości całkowitego zakręcenia kurka. W scenariusz całkowitego odejścia od kupna przez Chiny rosyjskich paliw energetycznych wątpią też analitycy.
Robienie przez Chiny zapasów wywindowało też w tym roku ceny ropy na światowych rynkach.
Informacje o tym, że największe chińskie koncerny naftowe Sinopec, PetroChina i CNOOC wstrzymały zakup rosyjskiej ropy, do mediów trafiają od analityków rynku a nie samych zainteresowanych.
Na razie jesteśmy zdani na spekulacje, czy kurki zostały w rzeczywistości przykręcone. Niepokój potęguje brak deklaracji ze strony chińskich władz. Być może to kolejna runda rozgrywki z cyklu „jak Chiny chcą być postrzegane vs. rzeczywistość”. Wszak Państwo Środka, które nie tylko jest odbiorcą 40 proc. rosyjskiej ropy, ale Rosji dostarcza także materiały podwójnego zastosowania, ba – nawet przemyca silniki do dronów wykorzystywanych do ataków na Ukrainę, jednocześnie deklaruje chęć negocjacji pokojowych między agresorem i zaatakowanym. Tylko dla chińskich władz Ukraina nie jest ofiarą.
Jakie są konsekwencje zarabiania na wojnie Chińczykom pokazała już Unia Europejska i Wielka Brytania. Niespełna miesiąc temu sankcjami objęto małą – w porównaniu do chińskich państwowych gigantów – firmę Shandong Yulong Petrochemical. Za wspieranie rosyjskiego sektora energetycznego wykluczono ją z możliwości współpracy z unijnymi podmiotami.
Rzecznik chińskiego MSZ grzmiał wówczas, że Chiny są przeciwne jednostronnym sankcjom „nieautoryzowanym przez Radę Bezpieczeństwa ONZ”. W ślad za tym poszedł tradycyjny „przekaz dnia” Pekinu – że w kwestii „kryzysu ukraińskiego Pekin zawsze zaangażowany był w promowanie pokoju i rozmów”. Tak jak w Rosji agresja na Ukrainę to „specjalna operacja wojskowa” tak chińskie władze nazywają ją „kryzysem ukraińskim”.
Tym bardziej trudno wyobrazić sobie, że 21 listopada do Chin przestanie rosyjska ropa, jeśli wziąć pod uwagę jak wielki parasol ochronny nad Kremlem roztaczają chińskie władze.
O tym czy przyjaźń Moskwy i Pekinu to sojusz na dobre i złe upewnia się obecnie w Chinach premier Rosji Michaił Miszustin. Od swojego chińskiego odpowiednika, premiera Li Qianga usłyszał to co Kreml chciał usłyszeć – że Chiny chcą zacieśnić współpracę z Rosją i bronić wspólnych interesów bezpieczeństwa. Podczas spotkania z Xi Jinpingiem Miszustin przekazać ma chińskiemu przywódcy – jak spekulują media – przesłanie od Władimira Putina. W kontekście ostatnich wydarzeń można oczekiwać, że będzie ono dotyczyło zakupów rosyjskiej ropy.
Nie można oczekiwać, że Chiny oddadzą w prezencie Amerykanom kroplówki Putina. Ile są jednak w stanie zaryzykować nie narażając się na powrót do ostrej fazy wojny celnej z Ameryką pokażą najbliższe tygodnie.
Dla Interii z Dżakarty Tomasz Sajewicz













