Agnieszka Niesłuchowska, „Wprost”: Gen. Roman Polko uważa, że zestrzelenie dronów nad terytorium Polski to nie powód do paniki, ale dobry znak, ponieważ zdecydowane działanie było konieczne. Podziela pan tę opinię?

Gen. Stanisław Koziej: Zdecydowanie pozytywnie wypada ocenić reakcję na rosyjską operację dronową. Do tej pory podobne incydenty nie spotykały się z mocną odpowiedzią Polski. Cały czas pojawiały się wątpliwości: zestrzeliwać czy nie, były obawy, czy nie doprowadzi to do eskalacji, ale na szczęście dywagacje się skończyły. Inne działania nie wchodziły w grę, ponieważ niosłyby ze sobą negatywne konsekwencje nie tylko dla nas.

Mam nadzieję, że zestrzelenie dronów to wstęp do dalszych decyzji całego Sojuszu Północnoatlantyckiego.

NATO nie traktuje jednak wtargnięcia rosyjskich dronów na terytorium Polski jako ataku, jak wynika z doniesień agencji Reutera, która powołuje się na źródła w Sojuszu. Czym zatem była ta operacja?

Atak byłby wtedy, gdyby drony rzeczywiście zaatakowały obiekty strategiczne na naszym terytorium, np. bazy wojskowe czy lotniska. Wówczas sytuacja byłaby jednoznaczna, mówilibyśmy o rzeczywistym ataku agresji, podlegającym pod artykuł piąty Traktatu Północnoatlantyckiego, który mówi o tym, że każdy atak na któregoś z członków Organizacji Traktatu Północnoatlantyckiego powinien być interpretowany przez pozostałe państwa członkowskie jako atak na nie same. Mieliśmy więc do czynienia z operacją dronową, której cele i intencje mogą być różne.

Udział
Exit mobile version