Do zestrzelenia doszło w sobotę rejonie Konstantynówki w obwodzie Donieckim. Wrak spadł kilkanaście kilometrów od linii frontu, niemal dokładnie na zabudowania wykorzystywane przez ukraińskich żołnierzy. Natychmiast został też sfotografowany przez przebywającego akurat niedaleko fotoreportera Sierhija Nużnenkę. Trudno byłoby o lepsze podarowanie Ukraińcom cennego prezentu.

Próbne bombardowanie z nieplanowanym finałem

Samo zestrzelenie jest sytuacją bezprecedensową. S-70 Ochotnik (ros. „myśliwy”) to pozostający w fazie testów ciężki dron bojowy zbudowany zgodnie z technologią stealth. Ma być po prostu dronem rozpoznawczym i uderzeniowym, albo automatycznym skrzydłowym dla nowych rosyjskich myśliwców Su-57. Jako maszyna bezzałogowa ma móc ryzykowniej używać radaru i wystawiać się na wykrycie, aby pozostający w ukryciu samolot załogowy mógł skuteczniej i bezpieczniej wypełnić misję. Może też służyć jako nosiciel dodatkowego uzbrojenia, pośrednio zwiększając siłę ognia myśliwca, albo po prostu używać go ryzykowniej, podlatując bliżej celu. Pierwszy lot S-70 miał miejsce w 2019 roku i był szeroko wykorzystany propagandowo, aby pokazać, że Rosja też potrafi (na zachodzie trwało już kilka zaawansowanych programów budowy tak zwanych „lojalnych skrzydłowych”).

Seryjną produkcję pierwotnie zapowiadano na 2023 rok, aktualnie na koniec 2024 roku. Katastrofa może to odsunąć. Do tej pory wiadomo o 4 zbudowanych lub planowanych egzemplarzach testowych. Zestrzelony został prawdopodobnie najnowszy, sądząc po oznaczeniach na szczątkach.

Nie ma pewności, co się stało, że S-70 postanowił przelecieć na drugą stronę frontu. Ukraińcy oczywiście żartują już na różne sposoby z tego, że dron po prostu podjął świadomą próbę ucieczkę z Rosji, kiedy zrozumiał, czym ona jest. Rosjanie nieoficjalnie piszą o utracie zdalnej kontroli nad maszyną. Nie byli jej w stanie odzyskać ani z ziemi, ani z powietrza z pokładu Su-57. Kiedy więc dron wleciał już nad Ukrainę, padł rozkaz zestrzelenia. Choć i tak bardzo długo z nim zwlekano, oraz wystawiono na duże ryzyko myśliwiec wykonujący wyrok. Ewidentnie bardzo próbowano uniknąć tego, co ostatecznie się stało.

Z dużym prawdopodobieństwem do wypadku doszło podczas prób S-70 w warunkach bojowych. Maszyna wystartowała z bazy w Achtubińsku, jednego z kilku głównych ośrodków badań i testów rosyjskiego lotnictwa, położonej około 600 kilometrów na wschód od miejsca zestrzelenia. Nie ma pewności, jaki samolot jej towarzyszył, ale według nieoficjalnych twierdzeń Rosjan był to Su-57. Byłoby to logiczne, biorąc pod uwagę, że maszyny tego typu mają głównie współpracować z S-70. Zdjęcia wraku drona pozwalają domyślić się, co testowali Rosjanie. W szczątkach znaleziono bowiem bombę szybującą UMPB D-30. To nowa rosyjska broń, zaprojektowana kompleksowo do wykonywania nalotów z bezpiecznej odległości, w przeciwieństwie do prowizorycznych zasobników UMPK przyczepianych do starych zwykłych bomb. Pierwsze użycie UMPB D-30 zarejestrowano w marcu tego roku w rejonie Charkowa.

Znalezienie jej we wraku S-70 wskazuje, że Rosjanie sprawdzają go pod kątem użycia jako nosiciela bomb szybujących, prawdopodobnie w najlepiej bronionych obszarach. Jako dron z elementami technologii stealth może bowiem podlatywać znacznie bliżej stanowisk ukraińskiej obrony przeciwlotniczej niż wszystkie inne rosyjskie maszyny tego rozmiaru. Najnowsza próba na pewno nie przebiegła zgodnie z planem, ale można przypuszczać, że nie całkowicie. Istotnym faktem jest to, że do zestrzelenia doszło już po ukraińskiej stronie frontu i to na dużej wysokości. Dlatego zostało ono nagrane.

Cenny podarunek dla Ukraińców i NATO

Zobaczenie w rejonie frontu dwóch samolotów lecących prosto i na dużej wysokości to anomalia, która natychmiast powodowała wyjęcie telefonów i nagrywanie. Siły powietrzne obu stron zdecydowanie tego unikają. Rosjanie zrzucają bomby szybujące najczęściej z odległości kilkudziesięciu kilometrów, aby właśnie nie pojawiać się nad frontem i nie narażać się na spotkanie z ukraińską obroną przeciwlotniczą. Ewentualnie samoloty szturmowe i śmigłowce podlatują blisko na minimalnej wysokości, aby tak uniknąć wykrycia i zestrzelenia. W tym wypadku S-70 i domniemany Su-57 nieniepokojone doleciały na wysokim pułapie na kilkanaście kilometrów za front. Choć widać, że po odpaleniu rakiety maszyna załogowa natychmiast wykonała ostry zwrot i skierowała się ku swojemu terytorium. Pilot na pewno nie czuł się pewnie w tej sytuacji. Jednak znalazł się w niej i nie nadział się na ukraińskie rakiety znacznie wcześniej.

Można z tego wyciągnąć trzy wnioski. Po pierwsze ukraińska obrona przeciwlotnicza w obwodzie Donieckim jest bardzo słaba i nie otworzyła ognia do celów pozornie wystawionych na widelcu. Po drugie ten wcześniejszy, o gotowości poniesienia poważnego ryzyka, aby odzyskać kontrolę i nie zestrzelić drona nad głowami Ukraińców. Po trzecie może to wskazywać, że rosyjskie technologie stealth w jakimś stopniu działają. Być może Ukraińcy po prostu nie wykryli intruzów, albo nie byli pewni, co widzą na ekranach radarów, wobec czego nie otworzyli ognia.

Incydent na pewno da dużo interesujących informacji na temat tego, jak rzeczywiście zaawansowana jest rosyjska technologia stealth. Choć S-70 został trafiony rakietą i się rozbił, ulegając znacznemu zniszczeniu, to nawet w takim stanie jest kopalnią wiedzy. Choć według nieoficjalnych twierdzeń miejsce upadku wraku zostało szybko przez Rosjan potraktowane rakietą balistyczną Iskander, a potem jeszcze bombami szybującymi. Niezależnie od tego jedno ze skrzydeł oderwało się podczas spadania i wylądowało dalej od głównej części wraku. Ono samo może dużo powiedzieć na temat zastosowanych materiałów i jakości wykonania. Technologia stealth to nie jest bowiem sam kształt samolotu. Nie wystarczy zrobić go w układzie latającego skrzydła. Bardzo duże znaczenie ma też to, z jakich materiałów został wykonany, jaką specjalistyczną farbą (a raczej powłoką) został pokryty, jak dokładnie spasowano wszystkie elementy i ukryto wszystkie nierówności.

Do oceny tego nie jest potrzebny cały wrak. Fragmenty wystarczą. Choć oczywiście im większe, tym lepsze. Nie wiadomo czy i ile szczątków Ukraińcy wywieźli, choć można spokojnie zakładać, że kiedy tylko zorientowano się, co spadło z nieba, to natychmiast zainteresował się tym wywiad techniczny. W Ukrainie działają nie tylko własne służby, ale też przedstawicielstwa tych zachodnich, a nawet żołnierze sił specjalnych krajów NATO, których zadaniem jest między innymi pozyskiwanie takich fantów. Pod tym względem ta wojna jest żniwem cennych danych wywiadowczych na temat rosyjskiej technologii wojskowej. Kawałki S-70 na pewno będą jednymi z cenniejszych zdobyczy. Dron ma być zbudowany z użyciem wielu technologii zastosowanych w Su-57, czyli jego szczątki powinny dać dużo wiedzy na temat samego najnowszego rosyjskiego samolotu piątej generacji. Nie tylko samych rosyjskich technologii stealth.

Sama strata jednego egzemplarza S-70 nie jest na tym tle czymś katastrofalnym i nie musi oznaczać, że są jakieś kardynalne problemy z rosyjskim dronem. Choć oczywiście jego zestrzelenie jest poważną wpadką wizerunkową i dowodem na to, że wymaga jeszcze dopracowania. Jednak ewidentnie Rosjanie są już na etapie realistycznych testów w warunkach wojennych, a sama utrata kontroli mogła być spowodowana usterką, która nie oznacza nieprzydatności S-70. Utrata jednego egzemplarza najpewniej nie storpeduje też programu prób, choć najpewniej go opóźni. Największe konsekwencje tego zdarzenia to możliwość dostania się fragmentów drona w ręce Ukraińców i zachodnich służb. Nie bez powodu Rosjanie długo zwlekali z zestrzeleniem, a potem mieli szybko zareagować atakiem cennym Iskanderem na wrak.

Udział
Exit mobile version