W skrócie
-
Rosyjski okręt podwodny został zauważony przez szwedzkie siły zbrojne podczas wpływania na Morze Bałtyckie i był monitorowany we współpracy z sojusznikami.
-
Zdarzenie uznano za rutynową operację, jednak pojawiły się kolejne sygnały o aktywności rosyjskiej floty na innych akwenach, w tym na Morzu Śródziemnym.
-
Pojawiły się doniesienia o problemach technicznych rosyjskiego okrętu podwodnego Noworosyjsk i potencjalnym zagrożeniu wybuchem, jednak rosyjska Flota Czarnomorska zdementowała te informacje.
„Wczoraj (we wtorek – red.) rosyjski okręt podwodny wpłynął na Morze Bałtyckie poprzez Wielki Bełt. Nasze jednostki morskie i myśliwce spotkały go w cieśninie Kattegat i obserwowały jego trasę. To rutynowa misja realizowana z naszymi sojusznikami. Szwedzkie siły zbrojne uważnie kontrolują sytuację” – przekazano we wpisie opublikowanym w środę rano w mediach społecznościowych.
Szwedzki nadawca publiczny SVT przekazał, że rosyjski okręt to jednostka z napędem diesel-elektrycznym w kodzie NATO klasy „Kilo”. To ten okręt miał ulec awarii w Kanale La Manche.
Z tego incydentu żartował w poniedziałek szef NATO Mark Rutte. – Co za zmiana w porównaniu z powieścią Toma Clancy’ego „Polowanie na Czerwony Październik”. Dziś to raczej poszukiwanie najbliższego mechanika – mówił.
Rosyjskie okręty rozpychają się na morzach. NATO pełne niepokoju
Wtorkowy incydent jest kolejnym już tego typu zdarzeniem z udziałem Rosji w ostatnim czasie. Jak przekazywaliśmy w poniedziałek, 9 października dowództwo morskie NATO wydało komunikat, w którym poinformowało o obserwacji okrętu podwodnego Noworosyjsk na Morzu Śródziemnym.
„Francuska fregata marynarki wojennej prowadzi obserwację podejść morskich Sojuszu, zaznaczając obecność rosyjskiego okrętu podwodnego operującego na powierzchni u wybrzeży Bretanii” – relacjonowano.
Jednocześnie w mediach zaczęły pojawiać się informacje o problemach technicznych jednostki, która miała doznać „uszkodzenia układu paliwowego”, co z kolei spowodowało „wyciek paliwa bezpośrednio do ładowni”.
Kanał na Telegramie opisywał, że paliwo zgromadzone w ładowni stanowi zagrożenie wybuchem, a w ocenie źródła, na które się powołano, jedynym wyjściem było „odpompowanie paliwa do morza”.
Biuro prasowe Floty Czarnomorskiej skomentowało doniesienia dopiero po kliku dniach, zaprzeczając im.