Sekwencja wydarzeń wydaje się prosta. 4 września nepalski rząd nakazuje dostawcom internetu odciąć dostęp do kilkudziesięciu platform i komunikatorów internetowych – m.in. Facebooka, YouTube’a, Twittera, Reddita, Signala, WhatsAppa, LinkedIna czy Snapchata. Powód? Oficjalnie: ponieważ nie dopełniły wymogów, które postawił przed nimi rząd (m.in. wyznaczenia przedstawicieli w kraju). Według krytyków: władza chce uciszyć ludzi, bo w kraju wrze. Młode nepalskie społeczeństwo ma dość korupcji i nepotyzmu, a wyraz temu daje głównie w mediach społecznościowych. Na kolejnych platformach trendują hasztagi, takie jak #PoliticiansNepoBabyNepal, #NepoKids czy #NepalCorruptionExposed. To wszystko odniesienia do rodzin elit politycznych, które na tych samych platformach chwalą się, w jakim żyją przepychu.
Te luksusy i pałace nie są bynajmniej codziennością dla zwykłych Nepalczyków. Mediana wieku w kraju wynosi 25 lat. Bezrobocie wśród młodych sięga 20 proc. A ci Nepalczycy, którzy pracują, średnio zarabiają ok. 1400 dolarów rocznie. Tymczasem krajem od lat rządzą ci sami politycy w wieku senioralnym. Przez ostatnią dekadę na stanowisku premiera w zasadzie wymieniało się trzech przywódców: KP Sharma Oli, Sher Bahadur Deuba i Pushpa Kamal Dahal. Ich polityczna afiliacja nie miała w protestach wielkiego znaczenia. W Nepalu wszystkie główne partie są – przynajmniej teoretycznie, z nazwy – mocno lewicowe. Dość powiedzieć, że obalony premier Oli reprezentował Komunistyczną Partię Nepalu (Zjednoczeni Maoiści i Leniniści), zaś protesty przeciw niemu poparła Komunistyczna Partia Nepalu (Maoistyczne Centrum). W protestach liczyły się nie etykietki, tylko kondycja klasy politycznej. Tak mówili młodzi ludzie, z którymi w czasie protestów rozmawiały zachodnie media (cytuję za „Guardianem” i BBC):
- „Chcemy zobaczyć w Nepalu koniec korupcji” (Binu KC, 19-letnia studentka).
- „Ludzi nie trzeba specjalnie motywować. Politycy z chciwości rozsprzedają nasz kraj. Tak nie może być” (Saurav, 18-latek, ranny podczas protestów).
- „Rząd wydawał pieniądze, żeby poprawić sobie życie, ale w egzystencji zwykłych ludzi nic się nie zmieniało” (Sujan Dahal, kolejny młody Nepalczyk).
No właśnie, co z tą rewolucją? Protesty przeciwko rządowi – zorganizowane głównie, a jakże, w internecie – wybuchły w Nepalu w poniedziałek 8 września. W zamyśle są pokojowe, ale szybko dochodzi do eskalacji. Jeden z organizatorów protestu twierdzi, że policja użyła broni, ponieważ uczestnik rzucił kamieniem w kamerę monitoringu. Demonstranci próbują się wedrzeć do budynku parlamentu, służby powstrzymują ich przy pomocy ostrej amunicji, a także armatek wodnych, gumowych kul czy gazu pieprzowego. Bilans dnia to 51 zabitych i ponad 300 rannych. W wielu miastach wprowadzona zostaje godzina policyjna. Ale protestujący odnoszą pierwsze sukcesy: do dymisji podaje się minister spraw wewnętrznych, a ban na social media zostaje zdjęty.
Na tym się nie kończy. Protesty trwają nadal. We wtorek 9 września demonstranci podpalili budynek parlamentu i inne siedziby państwowych instytucji, ale też prywatne rezydencje rządzących – ministry spraw zagranicznych czy byłych premierów. Ten aktualny, KP Sharma Oli, podał się do dymisji i schronił w koszarach. Mniej szczęścia ma minister finansów. Kiedy próbuje uciekać przed protestującymi, ci przepędzają go rozebranego przez rzekę, smagając kijem.
W tym czasie do gry wkracza wojsko. We wtorek wieczorem nepalska armia ogłasza, że przejmuje władzę nad krajem, by zapewnić utrzymanie „prawa i porządku”. Tego samego wieczoru Ashok Raj Sigdel, głównodowodzący wojska, apeluje do rewolucjonistów o rozmowy na temat przyszłości kraju. Już następnego dnia, w środę 10 września, protesty tracą impet. Wieczorem na platformie Discord, na której dyskutują protestujący (serwer nazwany „Nepalski parlament” w szczytowym momencie miał blisko 150 tys. członków), odbyło się głosowanie nad tym, kto powinien tymczasowo objąć stery w państwie. Wygrywa prawniczka Sushila Karki, która potwierdza, że jest gotowa zostać premierką. Następnego ranka spotkanie na ten temat odbywają rewolucjoniści, wojsko i – nieobalony – prezydent Ram Chandra Poudel. Zaproponowana kandydatura przechodzi. W piątek 12 września następuje inauguracja Karki.
Kim jest Sushila Karki? Nowa tymczasowa premierka Nepalu jest prawniczką. Była prezeską nepalskiego Sądu Najwyższego. Sprawowała to stanowisko krótko – zaledwie rok – zanim rząd doprowadził do jej usunięcia. Jako prezeska SN zyskała opinię osoby, która ostro, zdecydowanie walczy z korupcją. Ten wybór to kompromisowe rozwiązanie: rewolucjoniści z pokolenia Z nie wybrali osoby spoza polityki czy kogoś z młodego pokolenia (a coś takiego nie jest w Nepalu nie do pomyślenia: burmistrz stolicy to 35-letni raper), tylko kandydatkę akceptowalną i dla innych sił w kraju, i dla partnerów na arenie międzynarodowej. Jednocześnie jej zalety w oczach ludzi, którzy urządzili rewolucję przeciwko korupcji i nepotyzmowi, są oczywiste. Sama nowa premierka także ma doświadczenie w protestach. Była więźniarką polityczną, w 1990 r. brała czynny udział w rewolucji, która doprowadziła do obalenia monarchii w Nepalu.
Jak sytuacja wygląda dziś? Już spokojnie. Nowa data regularnych krajowych wyborów została wyznaczona przez prezydenta na 5 marca 2026 r. Premierka odwiedza w szpitalach ludzi, którzy odnieśli obrażenia podczas protestów – w sumie rannych zostało ponad tysiąc osób, a życie straciły (według obecnych danych) 72 osoby. Godzina policyjna przestała obowiązywać. W kraju od weekendu panuje już spokój. Media społecznościowe obiegają filmy, na których Nepalczycy sprzątają ulice po protestach. Nepalska rewolucja Gen Z zaczęła się, przetoczyła i skończyła w zaledwie kilka dni.