Oczy całego świata znów zwracają się na Arabię Saudyjską, która raz jeszcze zamienia się w platformę dialogu między stronami wojny w Ukrainie. W połowie lutego w Rijadzie Amerykanie usiedli do stołu z Rosjanami i przez 4,5 godziny rozmawiali zarówno o pokoju z Ukrainą, jak również o sprawach globalnych. Tym razem Amerykanie zasiadają do rozmów z Ukraińcami, ale już nie w Rijadzie, tylko w Dżuddzie. Dla obu stron lista celów na ten szczyt jest zupełnie różna. Jak różna, o tym poniżej.

Stany Zjednoczone: Ukraińskie surowce i wysoka cena za wsparcie wojskowe

Na czele amerykańskiej delegacji stoi sekretarz stanu Marco Rubio, a razem z nim na Bliski Wschód udali się też Michael Waltz (doradca prezydenta Stanów Zjednoczonych ds. bezpieczeństwa narodowego) oraz Steve Witkoff (specjalny wysłannik Białego Domu ds. Bliskiego Wschodu). Najbliżsi współpracownicy Donalda Trumpa chcą uzyskać podczas tych rozmów kilka rzeczy.

Po pierwsze, zależy im na powrocie do tzw. umowy surowcowej, która zakładałaby przekazanie Amerykanom 50 proc. praw do eksploatacji ukraińskich złóż metali ziem rzadkich. O szczegółach tej umowy pisaliśmy w Interii kilkukrotnie. Prezydent Trump liczy na krociowe zyski, z czym zresztą zupełnie się nie kryje.

– Powiedziałem im (Ukrainie – przyp. red.), że chcę metali ziem rzadkich o równowartości 500 mld dol. Co więcej, oni wstępnie się na to zgodzili, żebyśmy przynajmniej nie czuli się głupio – stwierdził wprost w wyemitowanym 10 lutego wywiadzie dla telewizji Fox News. – Jeśli tego nie zrobimy, to będziemy głupi. Powiedziałem im wprost: musimy coś dostać, nie możemy dalej wyrzucać pieniędzy – podkreślił.

Do podpisania umowy miało dojść 28 lutego w Białym Domu. Miało, bo zanim Wołodymyr Zełenski i Trump złożyli stosowne podpisy, zdążyli pokłócić się w Gabinecie Owalnym na oczach całego świata. A dla Trumpa dostęp do ukraińskich złóż ma podwójne znaczenie. Z jednej strony, pozwala mu pokazać się wyborcom jako człowiek czynu i świetny negocjator, który do wojny w Ukrainie nie tylko nie dopłaca z pieniędzy amerykańskich podatników, ale wręcz czerpie zyski. Z drugiej – zmniejsza uzależnienie Ameryki od Chin w zakresie tzw. surowców krytycznych, co w obliczu zaostrzającej się wojny handlowej jest wartością nie do przecenienia.

Donald Trump, prezydent Stanów ZjednoczonychAFP

Kiedy koniec wojny w Ukrainie? Amerykański „scenariusz wielkanocny”

Po drugie, Amerykanie chcą uzyskać od strony ukraińskiej jasne deklaracje dotyczące chęci i planów zakończenia wojny z Rosją. Dotychczas głównym zarzutem Waszyngtonu wobec Kijowa było to, że prezydent Zełenski stawia mnóstwo żądań (m.in. o gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy), dużo mówi o tym, czego na pewno nie zrobi (np. nie uzna rosyjskich praw do okupowanych terenów), ale nie mówi, że priorytetem dla niego jest zakończenie wojny z Rosją.

To o tyle ważne, że dla Waszyngtonu priorytetem jest zakończenie wojny. – Trumpowi zależy wyłącznie na tym, żeby walki w Ukrainie ustały. Tu i teraz. Szczegóły i cena go nie interesują ocenił niedawno w rozmowie z Interią dr Marcin Terlikowski, kierownik Biura Badań i Analiz Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (PISM).

Z nieoficjalnych informacji amerykańskich mediów wynika, że celem administracji amerykańskiej jest zakończenie wojny w Ukrainie w ciągu pierwszych 100 dni drugiej kadencji Trumpa, a więc do 1 maja. Optymalnym scenariuszem jest zaś dopięcie wszelkich ustaleń jeszcze przed Wielkanocą, a więc przed 20 kwietnia. To stąd tak duży pośpiech w działaniach Amerykanów. A także stąd, że otoczenie Trumpa nie robi tajemnicy z jego ambicji sięgnięcia po Pokojową Nagrodę Nobla właśnie za zakończenie wojny w Ukrainie.

Powiedziałem im (Ukrainie – przyp. red.), że chcę metali ziem rzadkich o równowartości 500 mld dol. Co więcej, oni wstępnie się na to zgodzili, żebyśmy przynajmniej nie czuli się głupio. (…) Jeśli tego nie zrobimy, to będziemy głupi. Powiedziałem im wprost: musimy coś dostać, nie możemy dalej wyrzucać pieniędzy

Amerykański prezydent Donald Trump w wywiadzie dla telewizji Fox News z 10 marca

Po trzecie, Amerykanie wydłużają swoją listę żądań wobec Kijowa o kilka nowych pozycji. Wiedzą, że priorytetem Kijowa jest uzyskanie wznowienia amerykańskiej pomocy wojskowej oraz wymiany informacji wywiadowczych. Cena za to może być bardzo wysoka. Telewizja NBC News, powołując się na swoje źródła w administracji amerykańskiej, informuje, że Waszyngton będzie domagać się gotowości do ustępstw terytorialnych na rzecz Rosji, rozpisania nowych wyborów prezydenckich pomimo trwającej wojny, a być może nawet rezygnacji samego Zełenskiego ze stanowiska.

Ukraina: Naprawa relacji i przeforsowanie „planu ramowego”

Ukraina do Dżuddy przyjeżdża w składzie: Andrij Jermak (szef kancelarii prezydenta), Andrij Sybiha (szef ukraińskiego MSZ), Rustem Umierow (szef ukraińskiego MON) oraz Pawło Pawlisa (zastępca szefa kancelarii prezydenta). Co ciekawe, w Arabii Saydyjskiej w tym samym czasie jest także sam Wołodymyr Zełenski, jednak ukraiński prezydent nie będzie brać udziału w rozmowach ukraińsko-amerykańskich. Spotkał się natomiast z saudyjskim następcą tronu – księciem Muhammedem bin Salmanem – a niewykluczone jest również jego późniejsze spotkanie z sekretarzem stanu Marco Rubio. O co Ukraińcy będą grać w Dżuddzie?

Po pierwsze, nadrzędnym celem jest naprawa relacji z administracją Trumpa po awanturze w Białym Domu i, co za tym idzie, odzyskanie amerykańskiego wsparcia wojskowego, a także wymiany danych wywiadowczych. Chociaż Ukraina usilnie współpracuje z państwami europejskimi na rzecz uniezależnienia się od amerykańskich dostaw, jest to zadanie niezwykle trudne i długoterminowe. Aktualna sytuacja ukraińskich wojsk na froncie w ogromnej części zależy właśnie od dostaw amerykańskiego sprzętu i danych amerykańskiego wywiadu.

Po drugie, a wiąże się to poniekąd z punktem pierwszym, delegacja ukraińska chce przekonać swoich amerykańskich partnerów, że jej nadrzędnym celem również jest zakończenie wojny. Miałoby to wybić Donaldowi Trumpowi argument w postaci tego, że to rzekomo Rosji, a więc agresorowi, zależy bardziej na pokoju niż napadniętej Ukrainie. „Mamy nadzieję na praktyczne rezultaty. Pozycja Ukrainy w tych rozmowach będzie w pełni konstruktywna” – zapewnił przed startem rozmów ukraiński prezydent we wpisie na Twitterze/X.

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski

Prezydent Ukrainy Wołodymyr ZełenskiUkrainian Presidential Press Service/HandoutAFP

Po trzecie, Ukraina chce „uciec do przodu” i sama zaproponować pewne rozwiązania na drodze do pokoju. Cel jest prosty: przejąć inicjatywę w rozmowach i postawić Kreml w niedogodnej pozycji, w której Rosjanie będą musieli albo ustąpić, albo zdradzić swoje prawdziwe intencje wobec Ukrainy. Początkowo taktyka negocjacyjna Kijowa była taka, żeby najpierw zdobyć od Amerykanów i państwa Zachodu gwarancje bezpieczeństwa, a dopiero potem rozmawiać o zawieszeniu broni i jego warunkach. Po fatalnym w skutkach spotkaniu Trump-Zełenski w Gabinecie Owalnym ta strategia zostanie odwrócona.

Administracja prezydenta Zełenskiego przygotowała w tym celu tzw. plan ramowy, który ma być wstępem do dalszych, bardziej szczegółowych, rozmów z Amerykanami o „umowie surowcowej” i gwarancjach bezpieczeństwa. Docelowo wspomniane szersze porozumienie, którego kluczową częścią byłoby zawieszenie broni w wojnie z Rosją, obejmowałoby m.in. dwustronne zaprzestanie ataków powietrznych i operacji na morzu, zakończenie uderzeń na obiekty infrastruktury energetycznej oraz cywilnej, dalszą wymianę jeńców, a także odzyskiwanie ukraińskich dzieci uprowadzonych z okupowanych terenów przez rosyjskie wojska.

Kijów chciałby też, żeby Stany Zjednoczone były gwarantem przestrzegania ustaleń pokojowych. W tym celu mogłyby wykorzystać swój zwiad satelitarny, a także dane wywiadowcze.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?

Udział
Exit mobile version