O inwestowaniu, wyzwaniach i perspektywach na rynku kapitałowym w rozmowie z Dawidem Pałką, inwestorem i założycielem funduszu Gravier Investment.

Beata Anna Święcicka, „Wprost”: Inwestowanie w wieku 16 lat nie jest normą, przynajmniej na razie. Tymczasem Pan właśnie w tak młodym wieku stawiał swoje pierwsze inwestycyjne kroki. Co na to wpłynęło?

Dawid Pałka, Gravier Investment: Moje zainteresowanie rynkiem kapitałowym zaczęło się w okresie kryzysu na rynku nieruchomości w Stanach Zjednoczonych. W domu temat inwestowania był obecny – moi bliscy inwestowali w akcje, choć robili to raczej ostrożnie, z niską tolerancją na ryzyko i ograniczoną wiedzą ekonomiczną. Pamiętam, że w naszym domu telewizje biznesowe były codziennością. To zrodziło moją ciekawość. Z czasem zacząłem samodzielnie zgłębiać temat, czytać raporty, śledzić spółki i uczyć się mechanizmów rynkowych. Od tamtej pory inwestowanie i analiza rynkowa stały się moją pasją – czymś, co rozwijam do dziś, zarówno jako inwestor indywidualny, jak i zarządzający funduszem.

Mamy zatem start w wieku 16 lat, kolejnym krokiem była już „dorosła” praca w instytucjach finansowych, m.in. bankach. W jaki sposób te doświadczenia ukształtowały Pańskie spojrzenie na rynek kapitałowy i zarządzanie inwestycjami?

Pracując w takich instytucjach jak Bank BPH S.A. i Getin Bank, nauczyłem się, jak ważne jest uważne słuchanie, które przekłada się na realne zrozumienie potrzeb klienta czy partnera. To umiejętność, która do dziś procentuje – zarówno w relacjach z inwestorami, jak i z zespołami spółek, w które inwestujemy. Następnie z czasem zacząłem współpracować z takimi podmiotami jak m.in. TU Aegon czy SuperFund. Te doświadczenia pozwoliły mi lepiej zrozumieć mechanizmy działania dużych instytucji finansowych oraz wagę indywidualnego podejścia w biznesie. W Gravier Investment szczególnie mocno stawiamy właśnie na relacje – nie tylko formalne, ale przede wszystkim partnerskie. To podejście wywodzi się bezpośrednio z moich pierwszych zawodowych lat w sektorze finansowym.

Przyszedł zatem czas na Gravier Investment. Założony przez Pana fundusz działa w niestandardowej, elastycznej strukturze. Jakie są przewagi takiego modelu działania w kontekście obecnej niepewności makroekonomicznej i zmienności rynkowej?

Na początek warto podkreślić, że Gravier Investment od samego początku funkcjonuje jako prywatny podmiot o elastycznej i lekkiej strukturze organizacyjnej. To jedna z naszych największych przewag – szczególnie w czasach zmienności makroekonomicznej i dynamicznych trendów rynkowych. Podstawą naszej strategii od zawsze było wyszukiwanie spółek, które mają potencjał do ponadprzeciętnego wzrostu. We wcześniejszych latach koncentrowaliśmy się głównie na spółkach z branży gier i nowych technologii. Dzisiaj w naszym portfelu pojawia się coraz więcej podmiotów, które możemy określić jako stabilne biznesy i bliżej im do statusu spółek „value”.

Geopolityka i zawirowania rynkowe pokazują, że stabilny segment w naszym portfelu inwestycyjnym odgrywa i odgrywał będzie coraz istotniejszą rolę. Oczywiście nie rezygnujemy ze startupów, jednak stawiamy na dużo większą selekcję i minimalizowanie ryzyka związanego z inwestowaniem na wczesnym etapie rozwoju.

Wspomina Pan o zawirowaniach rynkowych, a tych w ostatnich latach nie brakowało — od pandemii COVID-19, przez rosnącą inflację, po zmiany geopolityczne. Jak te czynniki wpływają na strategie inwestycyjne Gravier Investment? Czy był jakiś moment przełomowy dla funduszu?

Trudno wskazać jeden przełomowy moment – rynek finansowy to żywy organizm, który nieustannie się zmienia i ewoluuje. Podobnie jest z biznesami tworzonymi od podstaw czy ze spółkami na wczesnym etapie rozwoju. W ich przypadku trzymanie się tabelek, wykresów i Excela nie zawsze wystarcza. Kluczowe znaczenie mają wizja, zespół i realna możliwość skalowania projektu.

Jednym z najbardziej znaczących momentów był dla mnie okres tzw. „hossy covidowej”, a właściwie „hossy gamingowej”. Rynek zalał wtedy kapitał prywatny, a debiuty giełdowe – szczególnie spółek z branży gier często kończyły się spektakularnymi wzrostami już na otwarciu. Wydawało się, że każde IPO kończy się sukcesem. To był czas dużych zysków, ale też wartościowych lekcji.

Ten okres nauczył mnie, że nawet najlepszy sentyment rynkowy kiedyś się kończy i przychodzi moment „sprawdzam”. Premiera „Cyberpunka” była tego symbolicznym punktem zwrotnym – nie zdołała uratować entuzjazmu wokół całej branży. Dziś widać, że nawet dojrzałe, rentowne spółki mogą tylko wspominać wyceny, jakie osiągały wtedy. Co ciekawe: fundamenty tego sektora się nie zmieniły – nadal daje on szansę na ponadprzeciętne zyski. To wciąż jedna z niewielu branż, gdzie przy ok. 30 proc. prowizji można dotrzeć do niemal całego światowego rynku zbytu. Z dzisiejszej perspektywy tamten czas był z pewnością jednym z najbardziej przełomowych momentów na mojej drodze jako inwestora.

Jak zmieniła się strategia funduszu na przestrzeni lat — zarówno w zakresie doboru sektorów, jak i podejścia do ryzyka? Jak ocenia Pan obecny potencjał inwestycyjny branży nowych technologii i startupów?

Jak wspomniałem, aktualnie koncentrujemy się na spółkach o charakterystyce „value” – stabilnych, rozwijających się systematycznie biznesach, które potrafią generować przewidywalne i trwałe wzrosty. To kierunek, który w naszej ocenie – będzie dominował w najbliższych latach. Zmienne otoczenie makroekonomiczne i geopolityczne zwiększa premię za przewidywalność i odporność modelu biznesowego. Nie ograniczamy się jednak do jednej branży. Nasz zespół analityczny monitoruje wiele sektorów równolegle. Już dziś w naszym portfelu mamy spółkę działającą w obszarze magazynowania energii – głównie dla przemysłu. Przyglądamy się również innowacyjnym zakładom produkcyjnym, a także rosnącemu segmentowi technologii militarnych, który ostatnio zyskuje coraz większą uwagę inwestorów. Jesteśmy obecnie w trakcie przemodelowania naszego portfela – zmniejszamy ekspozycję na aktywa typu „high risk, high return”, na rzecz bardziej zrównoważonych i odpornych projektów. Startupy wciąż są dla nas interesujące, ale podchodzimy do nich z większą selektywnością.

Porozmawiajmy o wyzwaniach i kluczowych aspektach, które mają znaczenie dla nowych biznesów. Jakie są najczęstsze błędy popełniane przez młode firmy w pierwszych latach działalności i które z nich bywają najbardziej kosztowne?

Młode firmy często funkcjonują w świecie idealnych historii z artykułów czy książek o startupach, gdzie rozwój przebiega etapami, a kapitał pojawia się niemal automatycznie z rundy na rundę. Niestety rzeczywistość rynkowa jest znacznie bardziej wymagająca i nie zawsze można liczyć na nieustanne wsparcie finansowe. Wielu founderów zapomina, że na końcu dnia spółka powinna przede wszystkim zarabiać pieniądze.

Oczywiście marzenia o statusie „unicorna” i szybkim wzroście są naturalne, zwłaszcza inspirując się rynkiem amerykańskim. Jednak kluczowe jest, aby pamiętać o podstawach prowadzenia biznesu – o rentowności i zdrowych fundamentach finansowych. Na rynku mogą pojawić się trudniejsze momenty, konkurencja może nas wyprzedzić, a dostęp do kapitału może być utrudniony. Założyciele powinni zawsze mieć realistyczny plan na osiągnięcie rentowności i tzw. break-even point – czyli moment, kiedy przychody pokrywają koszty działalności. To jest fundament stabilnego rozwoju i przetrwania w zmiennych warunkach rynkowych.

Na co zwraca Pan uwagę jako inwestor, gdy analizuje młode, innowacyjne firmy? Jakie cechy zespołu i wskaźniki finansowe są dla Pana kluczowe?

W każdej analizie zaczynamy oczywiście od podstaw: rozpoznania rynku, w którym działa firma, oceny branży, stopnia rozwoju projektu, jak i przeprowadzenia szczegółowego due diligence – prawnego, finansowego i technologicznego. To jednak tylko jedna strona medalu. Zdecydowanie bliższe jest nam podejście, w którym największy nacisk kładziemy na ludzi – founderów, zespoły zarządzające i kluczowych interesariuszy. Uważamy, że to właśnie oni w największym stopniu decydują o powodzeniu danego projektu. Powtarzamy często, że „biznes to ludzie” i trzymamy się tego konsekwentnie.

W młodych, innowacyjnych spółkach kryzysy i wyzwania są nieuniknione. Kluczowe pytanie brzmi: czy założyciele potrafią zarządzać nie tylko porażką, ale również sukcesem? Czy w momentach wzrostu nie osiadają na laurach, a w sytuacjach trudnych potrafią podjąć odpowiedzialne, choć często niepopularne decyzje?

Podsumowując – uczciwość, determinacja i konsekwentne zaangażowanie zespołu to cechy, które w naszej ocenie stanowią fundament każdego rokującego projektu.

Czego, Pańskim zdaniem, młoda spółka powinna unikać, jeśli chce przyciągnąć zewnętrznych inwestorów?

Nie ma jednej idealnej rady – każda młoda spółka jest inna, każdy inwestor może mieć nieco inne podejście. To, co dla jednego będzie „czerwoną flagą”, dla innego może być oznaką odwagi czy niezależności. Mimo wszystko są pewne powtarzające się błędy, których warto unikać. Jednym z najczęstszych jest przecenianie formy nad treścią.

Często niedoświadczony, introwertyczny founder w „starym garniturze” bywa pomijany na rzecz charyzmatycznego przedsiębiorcy z drogim zegarkiem i mocnym „pitch’em”. A potem okazuje się, że ten pierwszy ma przełomowy projekt i determinację, a po drugim zostają tylko faktury leasingowe i puste obietnice. Dlatego – pierwsza rada – autentyczność zawsze wygrywa w dłuższej perspektywie.

Druga rzecz to brak planu. Nawet najbardziej innowacyjna technologia nie obroni się, jeśli nie wiadomo, jak ją zmonetyzować i rozwijać dalej. Inwestorzy zadają konkretne pytania: co będzie za rok, za dwa, za pięć lat? Jakie są cele – nie tylko technologiczne, ale też biznesowe i komercyjne? Kiedy i w jaki sposób planujecie generować przychody? Co chcecie osiągnąć z pomocą inwestora – i kiedy on może oczekiwać zwrotu? Zaskakująco często młode spółki o tym nie myślą – są skupione na produkcie, technologii, idei. To dobrze, ale do pozyskania kapitału potrzebny jest spójny plan biznesowy i inwestycyjny – z wizją i konkretną propozycją dla inwestora.

Zamykając naszą rozmowę klamrą czasową. Jak bardzo zmieniło się spojrzenie na rynek kapitałowy i podejście do inwestowania 16-letniego Dawida a dorosłego Dawida? Co z perspektywy tych lat spędzonych w tak wymagającym środowisku zrobiłby Pan inaczej?

To wbrew pozorom trudne pytanie. Moje podejście do nowych inwestycji ewoluowało z biegiem czasu, jednak trudno jednoznacznie wskazać konkretne momenty czy zmiany. Działam na rynku już kilkanaście lat, więc raczej mówimy o ciągłym dostosowywaniu się do zmieniających się warunków niż o radykalnych zwrotach. Na pewno dziś większy nacisk kładę na stabilność i niezależność biznesu od czynników zewnętrznych — to chyba jedna z kluczowych różnic w porównaniu do początków. Od zawsze istotne było dla mnie budowanie długofalowej wartości, a nie szybki, jednorazowy zysk i w tym aspekcie niewiele się zmieniło. Jeśli chodzi o to, co zrobiłbym inaczej, to na poziomie operacyjnym z pewnością znalazłoby się kilka takich rzeczy. Jednak patrząc szerzej, każde rozwiązane wyzwanie przynosi nowe doświadczenia i kontakty, więc trudno wskazać coś, czego żałuję. Poza tym być może błędy popełnione wcześniej przełożyły się na uniknięcie większych problemów później, kiedy skala biznesu i odpowiedzialność były znacznie większe. Jestem zadowolony z drogi, którą przebyłem oraz ze współpracy z ludźmi, którzy mi na tej drodze towarzyszyli i towarzyszą.

Dziękuję za rozmowę.

BIO: Dawid Pałka –doświadczony inwestor i przedsiębiorca, który skutecznie łączy wiedzę ekonomiczną z praktyką biznesową. Od ponad dekady aktywnie działa na rynku finansowym. W trakcie swojej kariery zasiadał w zarządach prywatnych spółek, które z sukcesem rozwijał, doprowadzając je do pozycji liderów w swoich segmentach. Absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego na kierunku ekonomia międzynarodowa. Obecnie, jako założyciel i CFO Gravier Investment odpowiada za strategiczny rozwój grupy kapitałowej, zarządzając finansami, inwestycjami oraz ekspansją na rynkach krajowych i zagranicznych.

Udział
Exit mobile version