O katastrofalnym sezonie 2024/25 w przypadku piłkarzy ze stolicy Dolnego Śląska, informowaliśmy na łamach WPROST już kilkukrotnie w trakcie trwania obecnej kampanii. Trudno uwierzyć, że zespołu, który na finiszu odsłony 2023/24 miał tyle samo punktów, co mistrzowska Jagiellonia Białystok, następnie reprezentował Polskę w europejskich pucharach, stworzono ostatecznie… spadkowicza z PKO BP Ekstraklasy.

Koniec marzeń Śląska Wrocław. Wicemistrzowie Polski zdegradowani!

11 maja 2025 roku, to smutny dzień dla piłkarskiego Wrocławia. WKS nieprzerwanie od sezonu 2007/08 grał na ekstraklasowym poziomie. W tym czasie piłkarze Śląska zaliczyli wiele naprawdę godnych uznania historii. Ta najważniejsza, mistrzostwo kraju w sezonie 2011/12, to jeden z czterech medali, po które sięgnął WKS. Do tego trzeba dołożyć brąz z kampanii 2012/13 i dwa srebrne krążki – z odsłon 2010/11 i tej ostatniej, 2023/24.

Jak to możliwe, że z drużyny do końca walczącej o mistrzostwo Polski, pozostały tylko zgliszcza? To w głównej mierze efekt polityki transferowej oraz zarządzania klubem. Nie jest bowiem tajemnicą, że WKS jest klubem w rękach władz miasta Wrocławia. I to być może nie byłoby jeszcze takim problemem, gdyby faktycznie przekładało się na sportowe wyniki – zwłaszcza w ostatnich latach. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że drugie miejsce wywalczone pod batutą trenera Jacka Magiery, to był pozytywny, ale wyjątek. We Wrocławiu zachłyśnięto się nieco wynikami osiąganymi we wspomnianych sezonach, kiedy piłkarze Śląska stawali na ligowych podiach. Żeby daleko nie szukać, bywały również miejsca w czołówce, ale niekoniecznie z medalem – w 2019/20 na piątej, a w 2020/21 na czwartej lokacie.

Kolejne dwa sezony powinny zapalić jednak żółte, a nawet pomarańczowe światło. Dwa razy zajmowanie 15. miejsca w osiemnastozespołowej lidze, to stąpanie po bardzo kruchym lodzie. Ten drugi przypadek to ściągnięcie do klubu wspomnianego trenera Magiery… wcześniej zwolnionego, ale nadal mającego ważny, opłacany kontrakt. Jako „strażak” były szkoleniowiec Legii Warszawa czy młodzieżowej reprezentacji Polski, zdołał uratować WKS na szaleńczym finiszu sezonu 2022/23. Choć oprócz starań wrocławian, swoje dołożyła wówczas fatalnie spisująca się Wisła Płock, która właśnie w miejsce Śląska, dołączyła do zdegradowanego, ligowego tercetu.

Wicemistrzostwo Polski zdobyte w kampanii 2023/24 przyniosło korzyści, ale głównie finansowe. Z klubem pożegnał się kapitan Erik Exposito, król strzelców Ekstraklasy, wiodąca postać Śląska. W jego ślady poszedł również Nahuel Leiva, kreator w ofensywie wrocławian. Zabrakło też Patricka Olsena. Duńczyk, być może nieco z drugiego szeregu za czasów pracy trener Magiery, ale również sporo dawał drużynie.

Przetrącony kręgosłup i zupełnie nietrafione transfery autorstwa – już byłego dyrektora sportowego – Davida Baldy, dopełniły tragizmu sytuacji we Wrocławiu. Następcy Exposito czy Leivy odnaleźli się dopiero w rundzie wiosennej tego sezonu. Rok 2025 piłkarze Śląska zaczynali już jednak w roli „czerwonej latarnii” ligi. Tak jak zimowali na fotelu lidera(!) rozgrywek, na przełomie roku 2023 i 2024, tak musieli liczyć na cud w kolejnym, trzecim – na przestrzeni czterech sezonów – rajdzie po utrzymanie.

Do Wrocławia został sprowadzony Ante Simundza. Słoweński trener wziął się do roboty i udowodnił, że jest jednym z najlepszych fachowców, jacy pracują obecnie w Polsce. Z drużyny pogrążonej w kryzysie zrobił zespół, który rzeczywiście potrafił postraszyć, nawet tych najlepszych. Przykłady? Wygrana 3:1 nad Lechem Poznań czy wyjazdowy triumf z Cracovią aż 4:2. Były jednak też zdecydowanie te gorsze momenty. Zwycięstwo stracone z Radomiakiem w Radomiu, w ostatniej akcji meczu (1:1), katastrofalne błędy z Piastem Gliwice u siebie (1:3), czy bezbarwna porażka z GKS Katowice (0:2) we Wrocławiu.

Wrocławianie w trakcie pracy Simundzy otrzymali jednak dodatkowy, bardzo mocny cios. Po wygranym wspomnianym spotkaniu w Krakowie, prawdziwą walkę o życie stoczył Petr Schwarz. Kapitan WKS, najlepszy piłkarz drużyny na przestrzeni całego sezonu 2024/25, był naprawdę w katastrofalnej sytuacji – ale szczęście w nieszczęściu – jego życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo. A ze względu na uszanowanie prywatności piłkarza, nie będziemy wdawać się w szczegóły. Fakty są jednak takie, że tego typu historia odcisnęła spore piętno na drużynie. Widać to było we wspomnianym meczu z beniaminkiem z Katowic, gdzie Śląsk obudził się zbyt późno, żeby dogonić GKS. Sportowo brak Schwarza również okazał się bardzo dużym problemem. Sprawa była na tyle poważna, że na środku zaczął grać nominalny skrzydłowy, Piotr Samiec-Talar.

Ostatecznie jednak WKS – pomijając rzecz jasna sytuację losową Schwarza – sam jest sobie winien. We Wrocławiu wydarzyło się za dużo złego, żeby raz jeszcze oszukać los i zapewnić sobie utrzymanie. Przykłady? Poza wspomnianym zarządzaniem, które obecnie i zapewne w kolejnych miesiącach – będzie chciał poukładać nowy prezes klubu Michał Mazur, podjęto kilka nietrafionych decyzji. Transfery Baldy, nieco naprawione przez późniejszego dyrektora sportowego Rafała Grodzickiego, to kolejny argument. Może gdyby piłkarze pokroju Jose Pozo czy Assada Al Hamlawiego, pojawili się wcześniej, to inaczej wyglądałaby sytuacja WKS.

Trudno też wyjaśnić ruch z przekazaniem drużyny z Wrocławia w ręce niedoświadczonego duetu trenerów, Michała Hetela i Marcina Dymkowskiego. Ostatecznie stery przejął ten pierwszy, w pięciu meczach gromadząc jeden remis i cztery porażki. Co gorsza, były to przegrane: u siebie z Puszczą Niepołomice (0:1) i Radomiakiem (1:2), na wyjeździe z Lechią Gdańsk (0:1) a do tego jeszcze wyeliminowanie z Pucharu Polski z Piastem Gliwice (po rzutach karnych). Ten ostatni z wymienianych przypadków akurat najmniej istotny w kontekście całego sezonu, ale jak ważne były przegrane ligowe, pokazała na finiszu tabela.

Dwa gwoździe do wrocławskiej trumny to piątkowa porażka Śląska z Górnikiem w Zabrzu (0:2) – choć sytuacji podbramkowych przyjezdni mieli mnóstwo – oraz niedzielne zwycięstwo Lechii Gdańsk z Koroną Kielce (3:2). Dzień wcześniej byt uratowało również zamieszane w utrzymanie Zagłębie Lubin, wygrywając z Widzewem Łódź (2:1). Drużynie Simundzy zabrakło czasu i punktów do wydostania się z czerwonej strefy.

Cóż. Stało się zatem jasne, że finał Ligi Konferencji UEFA odbędzie się na obiekcie… nowego pierwszoligowca. Tarczyński Arena to przecież jedna z aren zbudowanych z okazji Euro 2012. Z pewnością obiekt, który ma wiele argumentów „za” dużą, europejską piłką. Ale na taką we Wrocławiu trzeba będzie trochę poczekać. Ile dokładnie? To trudno określić, bo zapewne szykuje się spore trzęsienie ziemi – zwłaszcza pod względem personalnym.

Jedyne pocieszenie? Kibice. Ci, nawet kiedy WKS wycierał o dno tabeli, byli z drużyną, wykręcając świetne liczby pod względem frekwencyjnym. Tym bardziej szkoda, że taki ośrodek jak Wrocław, znika z ekstraklasowej mapy. To jednak przykład i przestroga dla pozostałych – że kiedy przestajesz się rozwijać – to zaczynasz się cofać. Oby spadek Śląska był też oczyszczający dla samego zainteresowanego.

Choć trzeba zaznaczyć, że pierwszoligowe realia, to naprawdę twardy kawałek chleba. O czym przekonuje się od kilku ładnych lat m.in. Wisła Kraków. Biała Gwiazda miała przecież zniknąć tylko na chwilę – patrząc na markę krakowskiego klubu. Jak pokazała jednak rzeczywistość, piłkarzom Wisły łatwiej niż awansować do elity, było zagrać… w finale Fortuna Pucharu Polski.

Dodajmy, że w niedzielne popołudnie – za sprawą wyniku w Gdańsku – z piłkarską elitą w kraju obok Śląska Wrocław, pożegnała się również Stal Mielec.

Udział
Exit mobile version