-
Film „Szczęki” Stevena Spielberga wywołał światową obsesję na punkcie rekinów, początkowo prowadząc do wzrostu polowań i negatywnego wizerunku tych zwierząt.
-
Z czasem jednak film zainspirował całe pokolenia naukowców do badania rekinów i przyczynił się do znaczącego wzrostu wiedzy na ich temat.
-
Choć twórcy żałowali wpływu filmu na populację rekinów, współczesne dane pokazują, że świadomość znaczenia rekinów dla oceanów jest obecnie znacznie większa, a liczba ataków na ludzi maleje.
- Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej serwisu
Wstrząs był ogromny. Film Stevena Spielberga stał się wielkim kinowym hitem i to wbrew zapowiedziom, bowiem wielu odradzało mu nakręcenie filmu o atakach rekinów na plażowiczów. Uważali, że to się nie nadaje na historię kinową. Steven Spielberg uważał inaczej. Oparł się na prawdziwej historii takich ataków z 1916 r.
Wówczas u atlantyckich brzegów Stanów Zjednoczonych doszło do ataków żarłacza i to zmasowanych, jakby kompleksowych i metodycznych. Duży rekin przez pierwszych 12 dni sezonu letniego atakował kąpiących się ludzi. Pożarł trzy osoby, zmarł też próbujący ratować zaatakowanego 11-letniego chłopca czwarty mężczyzna. Piąta ofiara została wyciągnięta ze szczęk rekina i ciężko ranna, straciła nogę.
Nie wiadomo, który gatunek rekina odpowiadał za te ataki. Z punktu obwiniono żarłacza białego jako rybę znacznych rozmiarów, ale ichtiologowie zwracali uwagę, że ponieważ drapieżnik wpływał do ujścia rzeki i polował też w wodzie słodkiej (ta scena też jest w „Szczękach”), to raczej wskazuje to na żarłacza tępogłowego, który potrafi podążać nawet ponad 1000 km w głąb rzek takich jak Mississippi.
„Szczęki” Spielberga to opowieść o nieuchronnym wyzwaniu
Po prawie 60 latach nie wszyscy o tym pamiętali, ale legendy o tych atakach i notatki prasowe oraz ustne przekazy się zachowały. Steven Spielberg na nie trafił i zafascynował się opowieścią o starciu człowieka z wielką rybą. O wyzwaniu, któremu ktoś musi sprostać np. szeryf nadmorskiej miejscowości, który nie był szkolony do walki z rekinami, ale staje pod ścianą. W „Szczękach” ta sytuacja jest czystą metaforą. Człowiek staje przed wyzwaniem, które go w teorii przerasta i na które nie był gotowy. Dojrzewa do niego, także poprzez popełniane wcześniej błędy. I wie, że musi się z nim zmierzyć, bo nikt go nie wyręczy.
Te szerokie kadry w filmie „Szczęk”, w których widać tylko bezkres oceanu, są niemal symboliczne na tym gruncie. Stanowią rodzaj wyzwania czy wezwanie. Film zmienia zupełnie swoją strukturę i optykę, gdy śmiałkowie wypływają w morze, zostawiając na brzegu całe swoje poczucie bezpieczeństwa. Zwróćmy uwagę, że reprezentują trzy zupełnie odmienne ludzkie archetypy – speca, który (nomen omen) zęby na rekinach zjadł, naukowca z głową pełną informacji i stróża prawa, który jest tu amatorem i dopiero doświadcza nowych rzeczy. I tam, na morzu mierzą się z rekinem, a przy okazji toczą niezapomniany pojedynek na blizny. W przenośni: pojedynek na ludzkie doświadczenia.
Steven Spielberg wplótł w tę scenę opowieść o amerykańskim krążowniku USS „Indianapolis”, który w lipcu 1945 r. (a nie w czerwcu, jak błędnie pada w filmie) płynął na Tinian z bombą atomową, zrzuconą potem na Hiroszimę. W drodze powrotnej z tajnej misji został storpedowany przez japoński okręt podwodny I-58 i zatonął koło Palau, na wschód od Filipin. Z 1196 członków załogi zginęło od razu 300, reszta znalazła się w wodzie. Zanim udzielono im pomocy, przeżyło 316 z nich. Resztę pożarły rekiny.
To największy w dziejach atak zwierząt na ludzi, mocno działający na wyobraźnię i szalenie mocno umiejscowiony w kulturze. Historia USS „Indianapolis” latami kształtowała postrzeganie rekinów i Steven Spielberg po nią sięgnął. Stworzył kinowy hit, jeden z pierwszych tak wielkich i o takiej skali międzynarodowego oddziaływania.

Rekin jak Terminator. Nie można z negocjować
W 1975 r. film „Szczęki” wszedł do kin i – jak uważa wielu – zmienił kino raz na zawsze, zmienił także nasz stosunek do rekinów raz na zawsze. Opowieść o wielkim żarłaczu ludojadzie, który raz za razem powraca na plaże, by porywać i pożerać kolejne ofiary aż ktoś go nie powstrzyma, robił wrażenie. Zwierzę było pozbawione emocji znanych ludziom. Parafrazując „Terminatora”, nie można było zdać się na jego litość, negocjować z nim ani liczyć na podobne odruchy. Było jak maszyna. Pokazywało jak okrutnie i bezlitośnie działa natura, która wykorzystuje nadarzające się możliwości do skutku.
Zamieszanie na świecie było ogromne. Rekiny stały się symbolem okrucieństwa przyrody, utożsamiano je z zagrożeniem i niszczycielską siłą. Wielu po tym filmie się ich bało, wielu nienawidziło. Wrażenie grozy potęgował fakt, że film nie stworzył wyimaginowanego potwora. To było prawdziwe zwierzę.
Steven Spielberg sam był oszołomiony skalą działania swego filmu, który wyniósł go do miana czołowych reżyserów Hollywood. Rekiny stały się najpopularniejszymi najgroźniejszymi zwierzętami świata, rzutującymi na masową wyobraźnię. Twórca pożałował tego, gdy zdał sobie sprawę, że „Szczęki” zagrażają bezpieczeństwu nie ludzi, ale właśnie rekinów. Mordowanie ich jako krwiożerczych bestii, których zawczasu trzeba się pozbyć, stało się częste, a amerykański twórca nie mógł tego przeżyć.
„Naprawdę, szczerze przepraszam za to, co zrobiłem. Za to, że populacja rekinów została zdziesiątkowana z powodu filmu. Żałuję tego bardzo” – mówił jeszcze kilka lat temu i zarzucał sobie wyrządzenie krzywdy rekinom. Do przeprosin dołączył Peter Benchley, który dodał, iż jest świadomy tego, że swoją książką (zekranizowaną przez Stevena Spielberga) rozpętał falę nienawiści wobec rekinów i przyczynił się do ich wyginięcia.
Naukowcy uspokajają: „Szczęki” pomogły rekinom
Rzeczywiście, polowania na rekiny wzrosły. Chwytano je nie tylko ze strachu, ale także dla adrenaliny. „Szczęki” spowodowały emocje, które pociągały ludzi do zmierzenia się z drapieżnymi rybami na pełnym morzu. George Burgess, były dyrektor Florida Program for Shark Research, powiedział w 2015 r. w BBC, że „Szczęki ” zapoczątkowały „zbiorowy wylew testosteronu” wśród rybaków na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych, co doprowadziło tysiące ludzi do polowań na rekiny dla sportu. Po premierze filmu liczba dużych rekinów na tych wodach spadła o połowę, a trofea zapełniły ściany myśliwych.
Minęło jednak 50 lat i pół wieku po premierze filmu i sensacji, jaką wówczas wzbudził, ichtiologowie próbują realnie ocenić znaczenie dzieła Stevena Spielberga dla ochrony rekinów. Istotnie, jest ich mniej niż pół wieku temu, ale to nie tak, że „Szczęki” przyczyniły się do ich wybicia. Zdaniem badaczy morskiego życia, wręcz przeciwnie!
Film „Szczęki” spowodował bowiem gwałtowny wzrost zainteresowania rekinami. Nie w kwestii ich połowu i zabijania, ale poznawania. To w zasadzie lawina, która doprowadziła ostatecznie do tego, że przez pół wieku od premiery filmu dowiedzieliśmy się o nich więcej niż przez cały poprzedni okres. Dzieło Stevena Spielberga doprowadziło do wysypu ludzi, którzy rekinami zaczęli zajmować się naukowo i profesjonalnie. „Rzadko spotyka się kogoś, kto zajął się biologią rekinów, nie inspirując się tym filmem. Nie ma znaczenia wiek czy pokolenie. Film działa cały czas i produkuje ludzi, których rekiny fascynują” – powiedział John Mandelman, główny naukowiec i wiceprezes Centrum Życia Oceanicznego im. Andersona Cabota w New England Aquarium. Cytuje go „US Today”, który taką analizę w półwiecze premiery filmu publikuje.
Liczba ataków rekinów na świecie spada
Ichtiologów badających rekiny jest więcej niż kiedykolwiek, a świat po okresie wielkiego strachu wszedł w fazę realnej oceny zagrożenia ze strony tych ryb i oceny ich znaczenia dla mórz. Dzisiaj tylko skrajny ignorant uważałby, że rekiny trzeba usunąć jako groźne. Jesteśmy świadomi tego, jak ważne są w oceanach. To też pokłosie tego filmu. Nie jesteśmy nawet do końca świadomi, w jakich powijakach była wiedza o rekinach w 1975 r. w porównaniu z czasami obecnymi.
Jak informowaliśmy w Zielonej Interii, liczba ataków rekinów na ludzi spada. W 2024 r. mieliśmy na świecie 47 potwierdzonych niesprowokowanych ataków rekinów na ludzi (88 ataków w ogóle, w tym sprowokowanych). Ludzie zapytani o to, w którym państwie ataków rekinów jest najwięcej, pewnie wymieniliby Australię. Tymczasem listę otwierają Stany Zjednoczone z 28 takimi atakami, czyli przeszło połową – na Florydzie, a także u brzegów Kalifornii, Teksasu, Karoliny Południowej i Karoliny Północnej, z zaledwie jednym przypadkiem na Hawajach. Z drugiej strony – 50 proc. ataków miała miejsce podczas zwykłych kąpieli, nawet brodzenia w wodzie. 34 proc. wydarzyło się podczas surfingu, a 8 proc. podczas nurkowania i snorkelingu, które są relatywnie dość bezpieczne.