Twitterowe starcie szefa polskiego MSZ z najbogatszym człowiekiem świata i szefem amerykańskiej dyplomacji to najnowszy dowód na szybko pogłębiające się pęknięcia w relacjach transatlantyckich. Tym razem przyczyną kłótni między Ameryką i Europą okazały się, dostarczane Ukrainie przez należącą do Elona Muska firmę, satelity Starlink.

Dwaj bliscy współpracownicy Donalda Trumpa nie przebierali w słowach, próbując ustawić do pionu Radosława Sikorskiego. Musk nazwał go „małym człowieczkiem” i kazał „być cicho”, natomiast Marco Rubio domagał się od polskiego polityka podziękowań, że Ukraina jeszcze nie przegrała wojny, a rosyjskie wojska nie są pod granicą z Polską.

Sikorski nie pozostawał dłużny swoim rozmówcom, ale w odróżnieniu od nich powstrzymał się od ataków ad personam i oskarżycielskiego tonu. Zaznaczył jednak, że polskie Ministerstwo Cyfryzacji płaci za ponad połowę dostarczanych Ukrainie Starlinków, a jeśli Musk i jego firma okażą się niewiarygodnym partnerem, strona polska będzie zmuszona poszukać innego dostawcy usług.

Starlinki (rzeczywiście) na wagę złota

Cała awantura zaczęła się zaś od odpowiedzi Muska na wpis jednego z internautów. Najbogatszy człowiek świata stwierdził, że „mój system Starlink jest kręgosłupem ukraińskiej armii. Gdybym go wyłączył, cała ich linia frontu by się załamała”.

W tezie pochodzącego z RPA biznesmena jest dużo racji. Po rosyjskiej inwazji na Ukrainę w lutym 2022 roku tamtejszy system sieci stacjonarnych oraz komórkowych został bardzo poważnie uszkodzony w wyniku permanentnych ostrzałów artyleryjskich, ataków dronowych oraz bombardowań.

Radosław Sikorski, szef polskiego MSZMATEUSZ SLODKOWSKI / AFPEast News

Z tego powodu zapewniany przez satelity Starlink dostęp do szybkiego internetu – zarówno, jeśli chodzi o korzystanie z sieci, jak również o komunikację głosową – jest absolutnie kluczowy. Nie tylko dla łączności ukraińskich oddziałów, ale również dla funkcjonowania ukraińskiej gospodarki, usług publicznych (zwłaszcza administracji czy ochrony zdrowia), a także dla potrzeb ludności cywilnej.

Jeśli chodzi o działania ukraińskich sił zbrojnych, system Starlink nie tylko pozwala utrzymać łączność między walczącymi zgrupowaniami a dowództwem. Ze względów technologicznych – internet satelitarny dużej prędkości nadawany do naziemnych terminali – utrudnia też stronie rosyjskiej zakłócenie sygnału czy przechwytywanie komunikatów.

Fortuna za internet. Liczby się zgadzają

O ile Elon Musk ma rację w znaczeniu Starlinków dla działań ukraińskiej armii, a także całego ukraińskiego państwa, o tyle mija się z prawdą, twierdząc, że to od niego zależy, czy Ukraina będzie mogła z satelitarnego internetu korzystać. Myli się też, poprawiając Radosława Sikorskiego, że Polska „płaci tylko nieznaczną część kosztów”.

Elon Musk, właściciel m.in. SpaceX, Tesli i Twittera

Elon Musk, właściciel m.in. SpaceX, Tesli i TwitteraAFP

Około 50 mln dol., o których wspomniał minister Sikorski, odpowiada za utrzymanie 25 tys. z mniej więcej 42. tys. terminali Starlink, funkcjonujących w Ukrainie. Jego słowa znajdują potwierdzenie w prostych rachunkach, dotyczących internetowego biznesu Muska. W Ukrainie udostępniane są dwa rodzaje terminali Starlink – ich cena to 1,5 albo 2,5 tys. dol. – a miesięczny koszt zapewnienia usług dla jednego urządzenia to 60 dol.

Reasumując: koszt sprzętu wynosiłby, w zależności od zakupionego modelu terminala, od 37,5 do 62,5 mln dol., natomiast roczny koszt dostępu od usług to 18 mln dol. (12x 60 dol. miesięcznie dla jednego urządzenia – red.). Co więcej, pod koniec lutego polski rząd zobligował się do wysłania Ukrainie kolejnych 5 tys. terminali Starlink.

Co z pozostałymi 17 tys. Starlinków i ich miesięcznym funkcjonowaniem? Otóż nie jest prawdą, że Musk albo produkująca Starlinki firma SpaceX dotują to z własnej kieszeni. Tak rzeczywiście było przez mniej więcej pierwszy rok wojny. Później ciężar finansowanego utrzymania, przeznaczonych dla Ukrainy Starlinków, wzięły na siebie kraje sojusznicze. Prym wiedzie tu, co pokazują powyższe wyliczenia, Polska, ale swój udział mają też Stany Zjednoczone, Niemcy, Wielka Brytania, Francja czy Czechy. Dostęp Ukrainy do dostarczanego przez Starlinki internetu wspierają też liczne organizacje pozarządowe i akcje crowdfundingowe.

UE nie ufa Muskowi. Szykuje plan B dla Starlinków

Awantura Elona Muska z Radosławem Sikorskim to nie pierwsza sytuacja, gdy multimiliarder odmawia użyczenia Starlinków albo grozi ich wyłączeniem. Do pierwszego poważnego zgrzytu na linii Musk – Ukraina doszło jeszcze w lecie 2023 roku, gdy biznesmen odmówił Kijowowi technologicznego wsparcia ukraińskiej ofensywy w kierunku okupowanego przez Rosję Krymu.

W ostatnich tygodniach narosło natomiast wiele spekulacji – informacje na ten temat podawała w lutym m.in. agencja Reutera – że dostęp strony ukraińskiej do satelitów ma być jedną z kart atutowych Waszyngtonu podczas negocjacji dotyczących podpisania tzw. umowy surowcowej między Stanami Zjednoczonymi a Ukrainą. Tej samej, do podpisania której miało dojść 28 lutego w Białym Domu, ale kłótnia Wołodymyra Zełenskiego z Donaldem Trumpem i J. D. Vance’em przekreśliła szanse na zawarcie porozumienia. Obie strony mają wrócić do tematu w tym tygodniu podczas dwustronnych rozmów w Arabii Saudyjskiej.

Ursula von der Leyen, przewodnicząca Komisji EuropejskiejJean-Francois BadiasEast News

Już po kłótni z Sikorskim i wobec wielu krytycznych komentarzy ze strony użytkowników Twittera/X, Musk zapewnił, że nie zamierza szantażować Ukrainy wyłączeniem dostępu do Starlinków. „Żeby być maksymalnie precyzyjnym: nie ważne, jak bardzo nie zgadzam się z polityką Ukrainy, Starlink nigdy nie odłączy im terminali. Nigdy nie zrobilibyśmy czegoś takiego ani nie użylibyśmy tego jako karty przetargowej” – zapewnił na Twitterze/X najbogatszy człowieka świata.

Słowa Muska to jednak zdecydowanie zbyt mało dla Unii Europejskiej, która nie ufa dobrym intencjom multimiliardera. Jego wpływ na funkcjonowanie Starlinków jest postrzegany jako strategiczne zagrożenie dla stabilności ukraińskiego państwa i zdolności sił ukraińskich do dalszego prowadzenia walk z agresorem. Dlatego od wielu tygodni europejscy liderzy myślą i dyskutują nad znalezieniem możliwej alternatywy dla Starlinków. Jest to zadanie o tyle trudne, że amerykański koncern jest w tym obszarze bezsprzecznym globalnym liderem. Mimo tego, wydaje się, że UE znalazła już plan B i ma szanse uniezależnić się od Muska.

Otóż swój zakres działania na rynku ukraińskim ma znacząco rozszerzyć francuski operator satelitarny Eutelsat. Rozmowy między unijnymi władzami a kierownictwem spółki trwają i są na zaawansowanym etapie. – Aktywnie współpracujemy z instytucjami europejskimi i partnerami biznesowymi, żeby umożliwić szybkie wdrożenie dodatkowych terminali na potrzeby misji o znaczeniu krytycznym – przekazał rzecznik prasowy koncernu w rozmowie z telewizją Euronews. Eutelsat zapewnia, że jeśli otrzyma wsparcie finansowe ze strony UE, jest w stanie dostarczyć Ukrainie 40 tys. swoich terminali w okresie mniej więcej dwóch miesięcy.

Chociaż SpaceX dysponuje liczbą około 7 tys. satelitów na niskiej orbicie okołoziemskiej, a Eutelsat tylko 630, wspieranymi przez 35 satelitów na znajdującej się wyżej orbicie geostacjonarnej, francusko-niemiecki koncern zapewnia, że jest w stanie zapewnić bardzo podobną jakość usług. Jak twierdzą, Starlink dostarcza internet o prędkości 200 MB/s, natomiast Eutelsat 150 MB/s. Rzecz w tym, że terminale Eutelsatu są zdecydowanie droższe od tych dostarczanych przez Starlink – 10 tys. dol. wobec 1,5-2,5 tys. dol. Do tego, jak w przypadku amerykańskiego koncernu, należy doliczyć miesięczną opłatę za użytkowanie.

Poza Eutelsatem jest jeszcze kilka możliwych alternatyw – luksemburski SES albo koordynowane przez Unię Europejską IRIS² i GOVSATCOM – jednak z powodów technologicznych, operacyjnych i przede wszystkim czasowych w ich przypadku nie ma możliwości zastąpienia Starlinka tu i teraz. A na tym zależy zarówno Brukseli, jak i Kijowowi.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?

Udział
Exit mobile version