Elon Musk po raz kolejny zapowiada przełom w lotach kosmicznych. Po sukcesie dziesiątego lotu testowego rakieta Starship ma w nowej wersji osiągnąć zdolność wynoszenia aż 100 ton ładunku na orbitę. Według planów SpaceX ma to nastąpić już w 2026 roku.
Udany powrót
Ostatnia próba przyniosła pierwszy w historii udany powrót pojazdu do atmosfery i otwarcie ładowni. Starship zrzucił makiety satelitów Starlink, udowadniając, że może być w przyszłości wykorzystywany do komercyjnych i naukowych misji kosmicznych.
Nowa wersja rakiety – Starship V3 – to gruntowna przebudowa całego systemu. Pojazd ma być większy, lżejszy i bardziej pojemny, a jego najważniejszym elementem będą silniki nowej generacji Raptor. Mają one zapewnić większy ciąg przy jednocześnie mniejszym zużyciu paliwa, co ma przełożyć się na lepszą efektywność i wytrzymałość systemu.
Musk przyznaje, że początki mogą nie być łatwe i pierwsze starty V3 mogą wiązać się z problemami. Wersja V2 ma polecieć jeszcze w tym roku, a kolejne próby będą należały już do nowej odsłony systemu. SpaceX planuje również testy słynnych ramion Mechazilli, które mają łapać wracające na Ziemię elementy rakiety. Próby tego rozwiązania przewidziano w lotach testowych oznaczonych numerami od 13 do 15.
Podczas ostatniego lotu szczególną uwagę poświęcono powłoce termicznej. Inżynierowie celowo uszkodzili jej fragment, aby sprawdzić wytrzymałość podczas wejścia w atmosferę. Skutkiem było nadpalenie instalacji i charakterystyczna pomarańczowa blizna na kadłubie, jednak test uznano za cenną lekcję. To właśnie osłona termiczna jest obecnie jednym z największych wyzwań dla pełnej ponownej używalności rakiety.
Duże ambicje
Musk podkreśla, że idealnego materiału wciąż nie udało się znaleźć. Musi on być lekki, odporny na temperatury sięgające 1500°C, wytrzymały na przeciążenia i jednocześnie nieprzenoszący ciepła do wnętrza pojazdu.
Choć ambicje są ogromne, SpaceX wielokrotnie przesuwało terminy. Starship miał już lecieć na Marsa, a obecnie dopiero testuje loty orbitalne i ponowne wejście w atmosferę. Kluczowe będzie nie tylko wyniesienie ładunku, lecz także seria bezbłędnych misji potwierdzających sprawność całego systemu. To przesądzi, czy rok 2026 faktycznie stanie się przełomem w historii lotów kosmicznych, czy też kolejnym punktem na liście ambitnych, lecz opóźnionych planów Muska.