
W skrócie
-
Dwóch amerykańskich żołnierzy i tłumacz zginęli w ataku ISIS na konwój wojskowy w syryjskiej Palmyrze.
-
Napastnik został zabity przez siły sojusznicze, a rannych przetransportowano do bazy al-Tanf.
-
USA kontynuują stopniowe wycofywanie wojsk z Syrii, gdzie od lat walczą z terroryzmem.
„Dzisiaj w Palmyrze w Syrii zginęło dwóch żołnierzy Stanów Zjednoczonych i jeden cywil, będący tłumaczem. Trzy osoby zostały ranne” – przekazał w sobotę rzecznik prasowy Pentagonu Sean Parnell.
Według amerykańskiego wojska żołnierze zostali zaatakowani przez terrorystę należącego do Państwa Islamskiego, podczas misji w ramach operacji skierowanej przeciwko ISIS. W wyniku wymiany ognia, napastnik został zabity. Ranni żołnierze mieli zostać przetransportowani śmigłowcami do bazy al-Tanf znajdującej się w pobliżu granic z Irakiem i Jordanią – poinformowała agencja Associated Press. Część z nich jest poważnie ranna.
„Barbarzyńca, który przeprowadził ten atak został zabity przez siły sojusznicze” – przekazał sekretarz wojny USA Pete Hegseth.
„Jeśli bierzesz za cel Amerykanów, gdziekolwiek na świecie, spędzisz resztę swojego krótkiego i niepewnego życia wiedząc, żeStany Zjednoczone będą cię ścigać, znajdą cię, a następnie bezwzględnie zabiją” – dodał.
Amerykanie stopniowo wycofują się z Syrii
Jak informuje Fox News jeszcze latem tego roku w Syrii stacjonowało około 1500 amerykańskich żołnierzy. Pentagon nakazał jednak ich stopniowe wycofywanie. Do końca roku ma ich w kraju pozostać kilkuset.
Od 2014 roku USA posiadały w Syrii również osiem baz wojskowych. Celem Amerykanów było zwalczanie organizacji terrorystycznych funkcjonujących w tym kraju. Od tego czasu co najmniej trzy bazy zostały jednak zlikwidowane lub przekazane siłom syryjskim, po upadku reżimu Baszara al-Asada, do którego doszło rok temu.
W poniedziałek tysiące Syryjczyków wyszło na ulice Damaszku, by świętować pierwszą rocznicę upadku reżimu Asada, który rządził krajem 2000 roku.

