-
Sekretarz generalny NATO Mark Rutte ostrzega przed scenariuszem światowego konfliktu, w którym Chiny uderzają na Tajwan, a Rosja otwiera drugi front w Europie.
-
Ekspert dr Marceli Burdelski uspokaja, że taki scenariusz jest mało realny, a wypowiedzi Ruttego mają głównie charakter mobilizujący sojuszników NATO do zwiększenia działań.
-
Sytuacja Tajwanu jest złożona – boryka się z problemami wewnętrznymi i politycznymi, a chińsko-tajwańskie powiązania gospodarcze i społeczne zmniejszają prawdopodobieństwo inwazji.
-
Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Interii
Podczas corocznej sesji Zgromadzenia Parlamentarnego NATO w Lublanie Mark Rutte nakreślił scenariusz konfliktu, który miałby charakter nowej wojny światowej. Przede wszystkim podkreślił, że istnieją „uzasadnione powody” ścisłej współpracy Sojuszu Północnoatlantyckiego oraz państw regionu Indo-Pacyfiku. Wymienił Japonię, Koreę Południową, Australię i Nową Zelandię.
– Jeśli chodzi o regiony Indo-Pacyfiku i euroatlantycki, nie można rozróżnić tych dwóch teatrów. Musimy je postrzegać jako jeden, ponieważ jeśli Chiny wystąpią przeciwko Tajwanowi, jest wysoce prawdopodobne, że zmuszą młodszego partnera w tej relacji, czyli Rosję pod przywództwem Władimira Putina, do wystąpienia przeciwko NATO, aby utrzymać nas zajętymi (konfliktem z Rosją – red.) – oświadczył sekretarz generalny NATO.
– Jestem absolutnie przekonany, że to nie będzie wojna jednego frontu – dodał Rutte w wywiadzie dla „The Economist”. W kontekście globalnego starcia wskazał też na współpracę Chin i Rosji z Iranem oraz Koreą Północną.
Politolog dr Marceli Burdelski w rozmowie z Interią uspokaja. – Donald Trump twierdzi, że prezydent Xi mu obiecał, że za jego kadencji Chiny nie dokonają inwazji – mówi nam wiceprezes Towarzystwa Azji i Pacyfiku. Wskazuje też, że Tajwan jest obecnie skupiony na problemach wewnętrznych.
Tajwan i paraliż władzy prezydenta
Wyjaśnijmy najpierw dlaczego Chinom zależy na Tajwanie. To państwo-wyspa w Azji Wschodniej o powierzchni równiej mniej więcej dwóm polskim województwom. Uznawane jest obecnie na arenie międzynarodowej przez 12 krajów. Do większych w tej grupie należą Paragwaj, Gwatemala. Na liście jest również Watykan.
Oficjalną nazwa Tajwanu to Republika Chińska. Kraj jest bezpośrednią kontynuacją państwa, które funkcjonowała w Chinach kontynentalnych od upadku cesarstwa na początku XX wieku. W 1949 ustała trwająca ponad 20 lat wojna domowa. Władzę w Chinach przejęli komuniści. Mao Zedong proklamował powstanie Chińskiej Republiki Ludowej.
Tymczasem rząd Republiki Chińskiej ewakuował się na Tajwan. Wyspa miała być przyczółkiem do kontrataku na komunistów, jednak nigdy do tego nie doszło. W latach 70. tajwański rząd pod wodzą Czang Kaj-szeka utracił miejsce w ONZ, które zajęły komunistyczne Chiny.
Spór między państwami trwa do dzisiaj. Tajwan w konstytucji ma zapisane roszczenia do całego terytorium Chin. Natomiast Pekin uznaje wyspę za swoje terytorium i uważa się za jedynego przedstawiciela Chin na arenie międzynarodowej.
– Realnie patrząc, Tajwan ma w tej chwili inne problemy. Społeczeństwo wcale nie jest zjednoczone wokół prezydenta Lai i Demokratycznej Partii Postępowej – zaznacza dr Burdelski. Wskazuje również, że skomplikowany system prawny kraju.
– To konstytucja jeszcze Republiki Chińskiej, w której na wzór Stanów Zjednoczonych rząd podlega prezydentowi. Ale mamy też parlament, w którym większość stanowią partie opozycyjne. Władza prezydenta jest więc praktycznie sparaliżowana i wszystkie dekrety są blokowane. Do tego musi liczyć się z postawami młodzieży, nastawionej raczej pacyfistycznie – zaznacza nasz rozmówca.
„Azjatycki tygrys” bez międzynarodowego uznania
Ponadto relacje obu państw są skomplikowane również w obszarze gospodarki. – Tajwan zainwestował w Chinach prawie 200 miliardów dolarów, nadal 1,5 mln biznesmenów tajwańskich żyje i pracuje w Chinach kontynentalnych – tłumaczy Burdelski. – W przypadku wojny część tego kapitału pewnie zatrzymałyby władze Chińskiej Republiki Ludowej, część biznesmenów pewnie opowiedziałaby się po stronie Chin kontynentalnych. Powiązania chińsko-tajwańskie są bardzo ścisłe – mówi dalej rozmówca Interii.
Wskazuje też, że o ile władze w Pekinie są skrajnie krytyczne wobec państwowości Tajwanu, to inaczej odnoszą się do obywateli kraju. Kiedy Tajwańczyk przyjeżdża do Chin kontynentalnych, dostaje dokument dla „obywatela chińskiego z Hongkongu, Tajwanu i Makao”.
– Chiny raczej będą dążyły do tego, by przejąć Tajwan w sposób pokojowy, oczywiście stosując presję, środki dopuszczone przez prawo międzynarodowe – ocenia Burdelski.
Jednak Tajwanem jest zainteresowany nie tylko Pekin. Kraj uważany jest za jednego z „azjatyckich tygrysów” – wysoko rozwiniętych państw o silnej gospodarce.
– Stany Zjednoczone mają specjalne stosunki z Tajwanem, który jest jednym z największych na świecie producentów mikrochipów, w tym tych najbardziej zaawansowanych. Prezydent Trump chciał, żeby Tajwańczycy większość takich zakładów przenieśli do USA. Prezydent Lai odmówił. Minister, która odpowiada za tajwański sektor IT potwierdziła, że Tajwan nie mówi o niepodległości politycznej, ale stara się utrzymać niezależność – tłumaczy nasz rozmówca.
Chiny raczej będą dążyły do tego, by przejąć Tajwan w sposób pokojowy
Tajwańskie firmy pokrywają 60 proc. światowego zapotrzebowania na produkcję układów scalonych, procesorów, chipów i technologii kwantowych. Dla USA wyspa ma też znaczenie strategiczne, w kontekście ograniczania chińskiej ekspansji w rejonie Morza Południowochińskiego.
Podsumowując, Tajwan to olbrzymi kapitał, nowoczesne technologie i terytorium uznawane przez Pekin za integralną część Państwa Środka. Do tego zmaga się z politycznymi podziałami w polityce krajowej. Zatem scenariusz inwazji na wyspę i przejęcie jej potencjału przez Chiny wydaje się logiczny? Jednak zdaniem dr. Burdelskiego zajęcie Tajwanu byłoby skrajnie trudne.
USA zaangażowane w sprawy Tajwanu
– Jest bardzo trudny do zdobycia pod względem wojskowym, sama nazwa Tajwan oznacza „wysoki brzeg”. Taka inwazja jak Rosji na Ukrainę, byłaby bardzo trudna do przeprowadzenia z wojskowego punktu widzenia. Jeden z wariantów mówi po prostu o okrążeniu Tajwanu i całkowitej blokadzie dostaw lotniczych czy morskich. Czytałem analizy, według których Tajwan wtedy podobno po dwóch tygodniach musiałby się poddać – mówi Marceli Burdelski.
Przed nieskutecznością takiej blokady mają przestrzegać amerykańskie demonstracje w rejonie wyspy. Rozmówca Interii wskazuje, że przez międzynarodowe wody Cieśniny Tajwańskiej regularnie przepływają amerykańskie okręty. Natomiast na wyspie nie ma liniowych wojsk Stanów Zjednoczonych. Za to Tajwan kupuje znaczne ilości amerykańskiej broni.
Zdaniem Burdelskiego obecnie dla tajwańskich władz najbardziej realne jest utrzymanie statusu quo. Prowadzenie wymiany handlowej i rozwój stosunków ekonomicznych, które Tajwan prowadzi konsekwentnie, bez formalnego uznania na arenie międzynarodowej. Również z Polską.
Trzecia wojna światowa? „Nie wierzę w to”
Gdyby jednak – tak jak twierdzi Mark Rutte – doszłoby do ataku Chin na wyspę, czy Xi Jinping byłby w stanie zmusić Władimira Putina do otwarcia drugiego frontu w Europie i w ten sposób zmusić NATO i USA do skupienia się na Starym Kontynencie, zamiast na sprawach azjatyckich?
– Nie wierzę w to. Tak jak nie wierzę w szybką inwazję Chin na Tajwan. Chińczycy są bardzo pragmatyczni. W Pekinie normalnie lądują samoloty z Tajpej, nikogo to nie dziwi. Chińczycy zresztą bardzo przyjaźnie odnoszą się do przyjezdnych Tajwańczyków, określając ich rodakami – uważa dr Burdelski.
Nie wierzę w szybką inwazję Chin na Tajwan
Wskazuje przy tym na trudności gospodarcze Rosji i straty poniesione na froncie. Skoro tak, dlaczego sekretarz generalny NATO otwarcie zdecydował się powiedzieć o potencjalnej wojnie dwóch frontów?
– Oczywiście szef NATO musi mobilizować wszystkie państwa europejskie do zwiększenia wydatków na obronność – odpowiada krótko politolog. Istotnie, podczas wystąpienia w Lublanie oraz we wspomnianym wywiadzie w ślad za sugestią nowego konfliktu, Rutte podkreślał nie tylko potrzebę zwiększenia wydatków, ale również przyspieszenia procesu inwestycyjnego w siłach zbrojnych państw Sojuszu.
Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz na jakub.krzywiecki@firma.interia.pl
-
NATO reaguje na sojusz Chin i Rosji. „Beczka prochu”
-
„Jest pod ścianą, nie ma wyboru”. Sojusz z Chinami coraz mocniej uwiera Putina