Warto przypomnieć, że w I rundzie eliminacji Legia Warszawa skromnie, ale uporała się z kazachskim FK Aktobe, wygrywając 1:0 – zarówno u siebie, jak i na wyjeździe. Kolejne wyzwanie było już jednak trudniejsze. Drużyna trenera Edwarda Iordanescu musiała bowiem pojechać do Ostrawy na mecz z miejscowym Banikiem.

Czeska drużyna, jak pokazało już samo spotkanie, okazała się rywalem, z którym Legia w pierwszym starciu dwumeczu wyciągnęła remis. Co więcej, goście dwukrotnie doprowadzili do remisu, to z pewnością godne docenienia.

Liga Europy UEFA: Legia Warszawa z cennym remisem w Ostrawie

Pierwszy gol dla Legii był autorstwa Bartosza Kapustki. Kapitan warszawskiej drużyny trafił w 32. minucie spotkania.

Goście mogą mieć sobie jednak sporo do zarzucenia. Gospodarze potrafili bowiem zadawać ciosy, które mocno zachwiały organizacją gry po stronie klubu PKO BP Ekstraklasy. Legia miała zresztą też sporo szczęścia, bo choć popełniała błędy, ostatecznie wywiozła z Ostrawy w miarę pozytywny wynik, patrząc na to, co działo się pod obiema bramkami.

Trudno też będzie zapomnieć o… pudle Kacpra Chodyny. Piłkarz Legii pewnie jeszcze długo będzie się zastanawiał, jakim cudem piłka nie wpadła do siatki, a sam nie zamknął akcji jeszcze przy remisie 1:1, w pierwszej połowie.

W drugiej części dramaturgia była jeszcze większa niż w pierwszej. Znowu na prowadzenie wyszedł Banik, tym razem za sprawą kuriozalnego błędu warszawskiej drużyny. Co ciekawe, trafienie dla gospodarzy zaliczył… Michal Frydrych. Piłkarz, który w przeszłości występował w barwach Wisły Kraków.

Trudno się jednak dziwić, że Kacper Tobiasz, bramkarz Legii, miał sporo pretensji do swoich kolegów o to, co zrobili przy tym trafieniu dla gospodarzy.

To nie było ostatnie trafienie w meczu. Gola na wagę remisu zdobył bowiem w Jean-Pierre Nsame. Piłkarz, którego raczej z Legii najchętniej by się pozbyli w letnim okienku transferowym. Pracuje nad tym dyrektor sportowy Michał Żewłakow. Tym razem napastnik… pokazał, że może być przydatny.

Gola na 3:2 zdobyli jeszcze gospodarze, po stałym fragmencie gry, w doliczonym czasie spotkania. Ostatecznie sędzia słusznie, po konsultacji z asystentami oraz VAR, trafienia jednak nie uznał. Strzelec znajdował się bowiem na pozycji spalonej. Tym samym Legia wywiozła z Ostrawy remis, całkiem cenny w perspektywie rewanżu.

Dodatkowo na trybunach nie zabrakło głośnych kibiców gości, którzy będąc w zdecydowanej mniejszości, potrafili być jednak – co akurat nie jest specjalnym zaskoczeniem – mocno słyszalni na stadionie. Fani gospodarzy również zasługują na uznanie, w kontekście atmosfery, jaka panowała na terenie Banika. Gorąco było jednak po obu stronach.

Udział
Exit mobile version