– Google od razu mówił, że będzie działać w tej sprawie w Senacie – mówi Interii posłanka Daria Gosek-Popiołek, współautorka poprawek do ustawy wprowadzającej unijną dyrektywę.

– Na początku utrzymywali, że sprawa ich nie dotyczy, bo YouTube to nie streaming, ale kiedy ustawą zaczęli interesować się dziennikarze, to Google również mocno wszedł w temat. Ludzie z Google’a przyznawali, że w Sejmie już nie zdążyli zadziałać, ale w Senacie będą mocno pracować nad tą ustawą – dodaje polityczka Lewicy.

Google ostrzega senatorów. „Lobbing już działa”

Z informacji Interii wynika, że wspomniany list trafił nie tylko do kierownictwa izby wyższej polskiego parlamentu, ale do całej setki senatorów i senatorek. To dwustronicowy dokument, którego autorką jest Marta Poślad, dyrektorka ds. polityki publicznej Google’a w Europie Środkowo-Wschodniej.

Większość listu to zapewnienia, że Google zawsze sprawiedliwie wynagradza wszystkich twórców, respektuje obowiązujące przepisy prawne i współpracuje na rzecz utrzymania równych szans w przestrzeni cyfrowej. W roli „złego policjanta” obsadzone zostają natomiast media i wydawnictwa. „W ostatnich tygodniach, wydawcy, wykorzystując swoją uprzywilejowaną pozycję w dostępie do mediów, budują fałszywą narrację o negatywnej roli, którą Google i inne platformy rzekomo odgrywają w ekosystemie medialnym. Straszą m.in. rychłym bankructwem polskich wydawców, jeśli ustawodawca nie spełni ich żądań” – czytamy w liście skierowanym do przedstawicieli polskiego Senatu.

Dla uwiarygodnienia tezy o nieuzasadnionych roszczeniach polskich mediów Google przytacza też kilka kwot, dotyczących podziału zysków z reklam w kolejnych latach. „W latach 2021-2023 wypłaciliśmy z tego tytułu pięciu największym polskim wydawcom informacyjnym kwotę ponad 1 mld zł, co jest znaczącym wzrostem w stosunku do lat 2018-2020, kiedy ta kwota wynosiła ponad 700 mln zł” – pisze przedstawicielka technologicznego giganta.

Nie dodaje jednak ani ile wydawcy w tych okresach stracili, ani jakie zyski Google wygenerował dzięki materiałom wydawców, ani jakie zyski reklamowe koncern z Menlo Park miał na wspomnianych materiałach. A przecież treści tworzone przez wydawców są jeszcze wykorzystywane chociażby do doskonalenia coraz powszechniejszej sztucznej inteligencji. Tę wyliczankę można by kontynuować.

Mówi Dorota Olko, posłanka Lewicy i współautorka poprawek do ustawy: – Lobbing już działa. Narracja Google’a jest taka, że treść poprawek w ogóle nie jest przedmiotem wdrażanej przez parlament unijnej dyrektywy, a Google umie się ze wszystkimi dogadać, bo w innych krajach się udało. Tyle że w tych innych krajach to dogadywanie się szło jak po grudzie, a w Polsce wciąż mają wielce uprzywilejowaną pozycję.

Ustawa o prawach autorskich. „Propozycja” nie do odrzucenia

Najciekawszy wątek listu Google’a do polskich senatorów i senatorek wybija jednak dopiero w ostatnim akapicie. Przypomina przestrogę albo wręcz propozycję nie do odrzucenia. Chodzi o wprowadzenie arbitrażu Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK) między wydawcami i gigantami cyfrowymi. Właśnie tego dotyczy bowiem jedna ze złożonych przez Lewicę poprawek do ustawy.

Jeśli nie wyrównamy sił w tej relacji, jeśli nie wzmocnimy mediów odpowiednim prawodawstwem, ten proces będzie postępować i w końcu media znikną zupełnie

~ Dorota Olko, posłanka Lewicy

„Przestrzegamy przed pochopnym przyjmowaniem przepisów, które jedynie pozornie poprawiając pozycję wydawców, mogą uniemożliwić nam zawarcie umów licencyjnych, jak to wydarzyło się m. in. w Czechach, gdzie w wyniku implementacji wykraczającej poza ramy prawne Dyrektywy, byliśmy zmuszeni usunąć krótkie fragmenty treści wydawców z wyników wyszukiwania i zamknąć już funkcjonujące programy licencyjne” – czytamy w liście.

Google przekonuje, że „w kilku innych państwach, które uległy podobnym naciskom i przyjęły kontrowersyjne mechanizmy, ingerujące w rynek i odbiegające od treści Dyrektywy, toczą się już spory prawne w krajowych sądach konstytucyjnych (Belgia) i przed Trybunałem Sprawiedliwości UE (Włochy)”. „Przyjęcie tych przepisów mogłoby być uznane przez Komisję Europejską za nieprawidłową implementację Dyrektywy, podważyć zasadę pewności prawa unijnego i narazić Polskę na niepotrzebne ryzyka prawne” – ostrzega polskich polityków Google.

List Google’a do senatorów i senatorek/Interia.pl/INTERIA.PL

– Treść tego listu pokrywa się z reklamami sponsorowanymi Google’a, które zaczęły się teraz pojawiać zwłaszcza na portalu X – zauważa w rozmowie z Interią posłanka Daria Gosek-Popiołek. Polityczka Lewicy dodaje, że „bez wątpienia Google poczuł, że traci naturalną przewagę lobbysty i kogoś, kto podporządkował sobie znaczną część rynku”. – Teraz podejmuje działania i robi PR-owe zagranie: patrzcie, płacimy twórcom, szanujemy obowiązujące umowy. Do tego miękki lobbing w postaci prób dotarcia do senatorów – mówi posłanka.

Senat już zadecydował. Mówi mediom „nie”

Teraz kluczowe będą prace nad ustawą w senackiej komisji kultury i środków przekazu. Izba wyższa parlamentu zbiera się na dwudniowe posiedzenie 10 i 11 lipca. Ustawa o prawach autorskich znajduje się w harmonogramie prac Senatu.

– Złożymy ponownie nasze poprawki w Senacie i będziemy za nimi lobbować. Długa droga, którą przeszła ta ustawa, pokazuje, że presja ma sens – zapowiada w rozmowie z Interią posłanka Dorota Olko z Lewicy. Jej partyjna koleżanka, Daria Gosek-Popiołek, dodaje: – Stawka jest bardzo wysoka. To nie tylko kwestia wynagrodzeń, które może uda się wynegocjować przedstawicielom prasy i wydawcom. To przede wszystkim test, w którym sprawdzamy odporność polskiego państwa i jego instytucji na działalność i stale rosnące wpływy big-techów.

Posłanka Gosek-Popiołek dodaje, że efekt sporu o kształt ustawy o prawach autorskich będzie mieć ogromny wpływ na kolejne kroki państwa polskiego wobec technologicznych gigantów z Doliny Krzemowej. Przykład pierwszy z brzegu – implementacja unijnej dyrektywy o sztucznej inteligencji. – Nie możemy wywiesić białej flagi już na samym początku. Musimy podejmować odpowiedzialne działania, bo big-techy z czasem będą tylko rosnąć w siłę – podkreśla parlamentarzystka Lewicy.

Z informacji Interii wynika jednak, że poprawki Lewicy zostaną odrzucone również w Senacie. Takie ustalenia zapadły na spotkaniu większości senackiej z marszałkinią Małgorzatą Kidawą-Błońską. – Ale do 10 lipca jeszcze kilka dni i może się to zmienić, bo w polityce dynamiczne zmiany sytuacji to nic nowego – zaznacza w rozmowie z Interią senator Jerzy Fedorowicz, przewodniczący senackiej komisji kultury i środków przekazu.

Jak dowiadujemy się u przedstawicieli większości senackiej, senatorowie i senatorki nie chcą iść na zwarcie z rządem i premierem Donaldem Tuskiem. Raz, że byliby w tym starciu skazani na porażkę, bo nawet gdyby wprowadzili jakieś zmiany w ustawie, to w Sejmie większość rządząca byłaby w stanie wszystkie te poprawki uchylić. Drugi powód to przekonanie, że nadal nie wiadomo, co z ustawą zrobi prezydent Andrzej Duda, więc kształt dokumentu ma – zdaniem większości rządzącej – drugorzędne znaczenie.

Ludzie z Google’a przyznawali, że w Sejmie już nie zdążyli zadziałać, ale w Senacie będą mocno pracować nad tą ustawą

~ Daria Gosek-Popiołek, posłanka Lewicy

Wreszcie argument trzeci: zmiany trzeba wprowadzić tu i teraz, żeby uniknąć kar ze strony Komisji Europejskiej, a później będzie można na spokojnie zastanowić się nad zmianą przepisów. Politycy koalicji rządzącej mówią o jesiennym „okrągłym stole” medialnym, po którym ruszą prace nad tzw. dużą ustawą medialną. – Dzisiaj mówimy wyłącznie o implementacji unijnej dyrektywy, którą musimy natychmiast wprowadzić, żeby uniknąć kar. Przez PiS mamy w tym zakresie kilka lat zaległości – słyszymy od jednego z senatorów obozu władzy.

Na takie postawienie sprawy zżyma się Lewica, która nie wierzy w jakiekolwiek dalsze prace jesienią. – Jeśli sprawa poprawek w Senacie upadnie, to będzie sygnał dla Google’a i innych big-techów, że państwo robi przed nimi krok w tył – ostrzega posłanka Gosek-Popiołek. I dodaje: – A jeśli ustawa zostanie przyjęta w obecnej formie, to później nie będzie już zapału i determinacji do pracy nad nowym prawem, a jeśli nawet zostaną one podjęte, to będą trwać miesiącami albo latami, podczas gdy kiepska ustawa będzie już obowiązywać.

– Ustawa w obecnym kształcie to ogromne zagrożenie, bo wielkie cyfrowe korporacje zagarniają kolejne obszary i media stają się od nich w zasadzie całkowicie zależne – mówi z kolei posłanka Olko. 

Jej zdaniem, cyfrowi giganci już teraz tworzą kolejne narzędzia, które sukcesywnie wypierają media i ograniczają ich wpływy. Koronnym przykładem jest stale rozwijana sztuczna inteligencja, która uczy się m.in. na treściach przygotowywanych przez wydawców. – Jeśli nie wyrównamy sił w tej relacji, jeśli nie wzmocnimy mediów odpowiednim prawodawstwem, ten proces będzie postępować i w końcu media znikną zupełnie – nie ma wątpliwości posłanka Lewicy.

Emocje stara się tonować senator Fedorowicz z Koalicji Obywatelskiej. – Zapewniam, że jeśli zapisany w ustawie podział środków z reklam nie jest uczciwy, mimo konsultacji społecznych przeprowadzonych przez Ministerstwo Kultury, to rząd z pewnością to skoryguje – mówi Interii. Na koniec podkreśla: – Żaden rząd świadomie nie będzie działać na szkodę krajowych mediów, zwłaszcza krajowego kapitału. Mogę to zagwarantować.

Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage – polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!

Udział
Exit mobile version