„Therapeutic Laziness”, czyli „terapeutyczne lenistwo” to jeden z kierunków, na który zwraca uwagę amerykańska firma WGSN, zajmująca się prognozowaniem trendów konsumenckich. W nowym raporcie analitycy firmy wskazują, że terapeutyczne lenistwo może stanowić antidotum na „rosnący poziom wypalenia i niepokoju”.

Autorzy podsumowania stawiają wspomniany kierunek obok „anty-wellness” czy „gnicia w łóżku” („bed rotting„) – innych trendów skupiających się na odpoczynku jako formie zadbania o siebie. Jak piszą, terapeutyczne lenistwo zamienia spędzanie czas w łóżku i bycie celowo bezproduktywnym w „wyrafinowany rytuał samoopieki”. Podkreślają, że takie spędzanie czasu musi być wolne od poczucia winy.

Terapeutyczne lenistwo i praca w korporacji

Agnieszka od kilku lat praktykuje terapeutyczne lenistwo, choć nie nazywała tego w ten sposób. Po latach intensywnej pracy zrozumiała, jak ważny jest dla niej odpoczynek i nauczyła się to robić bez niepotrzebnych wyrzutów. Jak mówi, zajęło jej to kilka lat. Dziś pracuje jako menadżerka w korporacji i wie, gdzie powinna stawiać granice.

– Pamiętam czasy, gdy przed zbliżającym się wolnym miałam mnóstwo planów, chciałam robić dużo rzeczy. Teraz najbardziej lubię spędzić weekend na kanapie i dosłownie nic nie robić i nie mieć z tego powodu wyrzutu sumienia – podkreśla.

Kobieta przyznaje, że teraz lenistwo to dla niej duży luksus i bardzo je lubi. Jednocześnie intensywnie obserwuje siebie i sprawdza, które rozwiązania są dla niej dobre.

W przeszłości podczas weekendów myślała o tym, że musi zająć się porządkami domowymi, załatwianiem innych spraw. Po dwóch takich dniach łapała się na tym, że wcale nie odpoczywa. – Zaczęłam spędzać weekendy na kanapie, czytając książki, gotując sobie dobre jedzenie i nie robiąc nic więcej. Po pierwszym takim weekendzie odkryłam, że dawno nie czułam się tak odpoczęta i dawno nie miałam tyle chęci do życia – przyznaje.

Nowy trend dla przeciążonych i zapracowanych

Terapeutyczne lenistwo bardzo pozytywnie ocenia dr Agnieszka Mościcka-TeskePsycholożka i interwentka kryzysowa zauważa u wielu osób potrzebę zastanowienia się nad umiejętnością odpoczynku. – Większość z nas jest zdecydowanie przeciążona obowiązkami, godzinami pracy i pewną sztywnością tych godzin, procedur, systemu, w którym pracujemy – mówi Interii.

Terapeutyczne lenistwo nazywa trendem w nauce odpoczywania. Nauka ta może być dla wielu osób szczególnie konieczna w dzisiejszych czasach i w obliczu wielu zmian. – W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat czas pracy się wydłużył. Zazwyczaj pracujemy z dala od domów, w związku z czym w czas pracy wchodzi także czas dojazdu. Z drugiej strony pandemia spowodowała rozpowszechnienie formuły pracy hybrydowej, przez co dla wielu osób ramy godzinowe w pracy nieco się rozmyły. Niektórzy odnaleźli się w tym i potrafią regulować czas pracy, natomiast jest też duża grupa osób, które przez kilkanaście godzin zajmują się służbowymi obowiązkami, co jakiś czas sprawdzają maila itp. – mówi Mościcka-Teske.

Nasze układy nerwowe przeciążone są codziennie ogromną liczbą informacji oraz zaangażowaniem w pracę i jej intensywnością. – Tak jest w kapitalizmie – przez wiele godzin pracy działamy i skupiamy się na niej bardzo intensywnie – podkreśla psycholożka. To ogromne przeciążenie dla organizmu.

Po intensywnej aktywności umysłowej człowiek potrzebuje, żeby jego układ nerwowy wrócił do stanu wyciszenia. – Przerwa potrzebna jest po około pół godzinie do godziny pracy. I to prawdziwa przerwa. A zazwyczaj nie możemy sobie na to pozwolić w trybie codziennej pracy. To powoduje, że układ człowieka jest cały czas w trybie aktywności, pobudzenia, nakręcania. Bywa, że trudno go wyciszyć – dodaje ekspertka.

Praca była całym jej życiem

Terapeutyczne lenistwo pojawiło się na fali zajmowania się równoważeniem życia prywatnego i zawodowego – uważa dr Agnieszka Mościcka-Teske. Pokrywa się to z podejściem Agnieszki. Przed pracą w korporacji kobieta spędziła kilka lat w innej branży. Choć czas ten wspomina bardzo dobrze przyznaje, że wtedy praca była całym jej życiem.

– Musiałam nauczyć się innego funkcjonowania. Przełomowym momentem było, to gdy zorientowałam się, że przełożeni lubią dzwonić do pracowników, kiedy ci są na urlopach – wspomina. Jeden z jej kolegów z ówczesnej pracy podczas urlopu nadrabiał służbowe obowiązki. Był w ciągłym kontakcie ze współpracownikami, pytał o pracę. Agnieszka zrozumiała, że nie chce zgodzić się na coś takiego.

Gdy zaczęła stawiać granice swoim pracodawcom, zrozumiała, że sama również chce tak traktować innych. Dziś, gdy jej podwładni oferują, że podczas urlopu będą pod telefonem, mówi: – Nie będę dzwonić, to jest twój urlop. Jakby coś się działo, poradzimy sobie.

Dziś jest w stanie odciąć się od pracy o g. 17:05 ostatniego dnia przed tygodniowymi wakacjami. – Ale to jest trochę jak z mięśniem – trzeba to wypracować. W tej chwili mój czas wolny, moje życie i to, kim jestem jako człowiek jest dużo ważniejsze niż to, kim jestem w pracy i co robię. Zaczęło mi to przychodzić naturalnie, ale był to proces, który trwał 5-6 lat – podkreśla.

Choć w definicji i założeniu terapeutyczne lenistwo brzmi świetnie, jest w nim coś, co może kłuć w oczy. Chodzi o samo słowo „lenistwo”, które niesie ze sobą negatywne skojarzenia.

W budowie społeczeństwa, które marzy o wysokim poziomie życia, osoby leniwe są tymi, które nie pracują, zatrzymują rozwój i postęp – mówi dr Mościcka-Teske. Według niej pod tym słowem kryje się opieka nad samym sobą, odpowiadanie na własne potrzeby. – Dopiero podczas wyciszenia i w kontakcie ze sobą, gdy świat nie dostarcza nam nadmiaru bodźców albo sami się nimi nie karmimy, możemy usłyszeć swoje najbardziej indywidualne wewnętrzne potrzeby. Terapeutyczne lenistwo jest dobrym narzędziem uczącym uważności – podkreśla.

Agnieszka również uważa, że słowo „lenistwo” trzeba odczarować. Kilka lat temu miała dwumiesięczną „przerwę w CV”, pomiędzy końcem pracy w jednej firmie, a rozpoczęciem w nowej. – To był najpiękniejszy czas w moim życiu. Nic nie musiałam, była jesień, nie zrobiłam niczego produktywnego. Po prostu byłam sobie Agnieszką – mówi.

Kobieta zauważa jednak delikatne zmiany. Wygląda na to, że młodsze pokolenie Z patrzy inaczej na odpoczynek, niż chociażby millenialsi. – Wydaje mi się, że „zetki” mają dużo zdrowsze podejście do życia. Dla nich oczywiste jest to, że nie żyjesz dla pracy, tylko pracujesz, żeby mieć na życie. To moja największa fantazja – móc zrobić dłuższą przerwę w pracy – przyznaje Agnieszka.

Chcesz porozmawiać z autorką? Napisz: anna.nicz@firma.interia.pl

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?

Udział
Exit mobile version