Prezydent Donald Trump poinformował, że Stany Zjednoczone wprowadzą nową stawkę celną dla około 150 małych krajów, z którymi prowadzą niewielką wymianę handlową. Nowe taryfy mają wynieść najprawdopodobniej 10 lub 15 proc. Jak informuje serwis „Money.pl”, decyzja została ogłoszona podczas spotkania w Gabinecie Owalnym z premierem Bahrajnu, księciem Salmanem ibn Hamadem Al-Chalifą.
Trump podkreślił, że dochody z ceł w USA wyniosły w tym roku ponad 100 mld dolarów.
– A taryfy jeszcze tak naprawdę nie zaczęły działać, poza tymi na samochody i stal – dodał prezydent. Zaznaczył również, że od 1 sierpnia, kiedy nowe cła wejdą w życie, do kraju zaczną napływać „duże pieniądze”. Trump zapowiedział także, że wkrótce ogłosi „całkiem niezłe umowy”, w tym potencjalny układ handlowy z Indiami.
Cła Trumpa zamiast rozmów?
Nowa strategia to część szerszej polityki protekcjonizmu, którą Trump zapowiadał od początku swojej kampanii. Wspomniane porozumienie z Indiami miałoby zrównoważyć skutki nowej polityki celnej. Trump przekonuje, że nowe stawki to sposób na wyrównanie szans i przyciągnięcie produkcji z powrotem do USA. Krytycy ostrzegają jednak, że zamiast chronić amerykański przemysł, taryfy mogą osłabić globalne łańcuchy dostaw i podbić ceny dla konsumentów.
Polityka celna Trumpa – wyższe ceny, wolniejszy wzrost
Jak podaje „Money.pl”, powołując się na „Wall Street Journal”, skutki nowych taryf są już widoczne. W czerwcu inflacja w USA wzrosła do 2,7 proc. rocznie, w porównaniu do 2,4 proc. w maju.
Drożeją importowane ubrania, meble, części zamienne. Firmy coraz częściej przerzucają koszty ceł na klientów. Jednocześnie tempo wzrostu zatrudnienia spada, a ekonomiści ostrzegają przed dalszymi konsekwencjami dla rynku wewnętrznego.
Polityka kontra ekonomia
Trump twierdzi, że inflacja „jest niska”, a jego polityka celna przynosi stabilność. Z kolei rzeczniczka Białego Domu, Karoline Leavitt, przekonuje, że cła „stabilizują ceny” i są korzystne dla amerykańskiej gospodarki. Ekonomiści nie są jednak zgodni – niepewność rośnie, a kolejne kraje mogą odpowiedzieć własnymi taryfami. W efekcie światowy handel znów może znaleźć się na celowniku polityki wyborczej USA.