Grzegorz G. sprawiał wrażenie miłego i zabawnego. Potrafił być opiekuńczy i czuły. Miał jednak drugą twarz. Bywał agresywny, impulsywny, łatwo wpadał w złość, był chwiejny emocjonalnie. Jego małżeństwo skończyło się rozwodem, bo jego żona doświadczała fizycznej i psychicznej przemocy. Wielokrotnie wpadał w konflikty z prawem. W połowie 2009 r. wyszedł z więzienia po kilkunastu miesiącach. Zamieszkał z matką.

W 2009 r. zdiagnozowano u niego przewlekłą białaczkę szpikową. Zaczęto przygotowywać go do przeszczepu. W 2010 r. na oddziale onkologicznym Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego poznał 23-letnią Kamilę B., studentkę i wolontariuszkę. Kamila miała chłopaka, marynarza, którego często nie było w Polsce. Mieszkała z rodzicami i siostrą, znajomi określali ją jako skrytą osobę.

Zobacz wideo Fajbusiewicz o tematach, które musiał odpuścić przez pogróżki. „Sprawdzałem lusterkiem, czy mi nie podłożyli bomby”

Między Kamilą a Grzegorzem narodziła się bliższa więź. 23-latka zaczęła odwiedzać mężczyznę w szpitalu coraz częściej i wspierała go w walce z chorobą. W marcu 2011 r. Grzegorz G. przeszedł udany zabieg transplantacji szpiku.

Kontakty trwały także po tym, gdy opuścił szpital. Grzegorz przedstawiał bliskim Kamilę jako swoją dziewczynę. Relacja przerodziła się z przyjaźni w romans. Zdarzało się, że Kamila nocowała u Grzegorza, z kolei gdy jej rodziców nie było, Grzegorz nocował u niej. Później na komputerze mężczyzny znaleziono nagrywane przez niego z ukrycia filmy.

Pobicie i wtargnięcie do domu

W czerwcu 2011 r. para pojechała do wynajętego domku letniskowego na Mazurach. W tym czasie do kraju wrócił partner Kamili. Gdy próbował dodzwonić się do kobiety, odebrał Grzegorz i przedstawił się jako jej chłopak. Po skończonej rozmowie G. wpadł w furię. Pobił Kamilę i zażądał, by ta przekazała marynarzowi, że z nim zrywa. Gdy Kamila wróciła do domu, powiedziała rodzicom, co się wydarzyło. Na jej ciele były widoczne siniaki.

Tego samego dnia partner Kamili zabrał ją do szpitala na obdukcję. Rodzina namówiła kobietę do zerwania kontaktu z Grzegorzem. Poskutkowało, ale na krótko. Po kilku tygodniach pogodzili się i znów zaczęli się spotykać. W tym czasie chłopak Kamili był na kolejnym kontrakcie za granicą. Kobieta powiedziała Grzegorzowi, niezgodnie z prawdą, że definitywnie zrywa kontakty z marynarzem.

W sierpniu 2011 r. spotkała się ze swoim partnerem, gdy ten wrócił do Polski. Tego samego dnia przed drzwiami domu natknęła się na Grzegorza. Miał pretensje, że go okłamuje, że spotyka się drugim mężczyzną za jego plecami. Połknął przy niej tabletki, twierdził, że jeśli umrze, to będzie to wyłącznie jej wina. Kamila zawiozła go do szpitala.

W nocy Grzegorz wyszedł z placówki na własne życzenie i znów pojechał do Kamili. Zaczął wydzwaniać do jej drzwi wejściowych. Kamila była wtedy w domu ze swoim chłopakiem. Gdy nie otworzyli, Grzegorz wyważył okno piwniczne i dostał się do środka. Kobieta i mężczyzna schronili się w sypialni, wezwali ochronę. Grzegorz G. próbował sforsować drzwi do pokoju, ale potem zaczął miotać się po domu. Rozrzucił pieniądze, które znalazł w szufladzie. Ochrona przekazała mężczyznę policji. Powiedział funkcjonariuszom, że przyszedł tylko odebrać swój rower.

Przez jakiś czas Kamila i Grzegorz nie rozmawiali ze sobą, ale niedługo potem po raz kolejny wznowili kontakty.

Śmierć Kamili B.

6 listopada 2011 r. G. pojechał do lasu pod miastem i wykopał w ziemi dół. Potem wrócił do Gdaska i umówił się z Kamilą na spotkanie na parkingu przed sklepem.

Kamila jadła wtedy z rodzicami i babcią obiad. Gdy dostała wiadomość od Grzegorza, oświadczyła nagle bliskim, że idzie spotkać się ze znajomym (nie ujawniła, że chodzi właśnie o G.). Wzięła dwa kawałki pizzy i wyszła z domu. Z Grzegorzem spotkała się ok. godz. 14. Poczęstowała go pizzą. Mężczyzna zaproponował przejażdżkę. Zawiózł kobietę do lasu. Tam udusił Kamilę, następnie umieścił ciało we wcześniej wykopanym dole, zasypał i przykrył porzuconym starym tapczanem, który stał nieopodal.

W drodze powrotnej do Gdańska G. zatrzymał się jeszcze w sklepie, gdzie kupił grejpfruta, słodycze i paczkę papierosów. Sprzedawczyni dobrze go zapamiętała, bo to był ostatni grejpfrut, który sama chciała kupić po skończonej zmianie.

Mężczyzna miał przy sobie dwa telefony komórkowe należące do Kamili. Swój wyłączył. Po południu wysłał jeszcze z jednego z telefonów kobiety SMS-a na swój numer telefonu: „Dla czego masz tel off i proszę cię spotkaimy się”. Następnie oba aparaty wyrzucił do pustych wagonów towarowych.

Nieobecność Kamili zaniepokoiła jej rodzinę. Wieczorem rodzice i babcia kobiety przyjechali przed blok, w którym mieszkał Grzegorz. Mężczyzna przekazał im bez śladu zdenerwowania, że rzeczywiście spotkał się tego dnia z Kamilą na parkingu, bo musiał jej oddać 40 zł, które pożyczyła mu na leki. Wtedy jednak, jak twierdził, mieli się rozstać i już więcej nie zobaczyć.

Grzegorz G. do prokuratora: Pomidor

Mężczyzna został zatrzymany przez policję już następnego dnia. Funkcjonariusze apelowali w mediach o zgłaszanie się świadków, którzy mieliby informacje o ostatnich godzinach życia Kamili. Po kilku dniach odnaleziono zakopane w lesie ciało. Policjantom w wytypowaniu miejsca pomogli m.in. leśnicy. W trakcie oględzin auta mężczyzny stwierdzono obecność rozmazanych śladów ludzkiej krwi. To była krew Kamili, najprawdopodobniej pozostawiona wtedy, gdy kobieta próbowała się bronić. Jej krew znajdowała się także na rękawie bluzy Grzegorza.

Na rękawicach Grzegorza i na lewym tylnym nadkolu samochodu znaleziono ślady gleby podobnej do tej, która była na miejscu zbrodni.

Mężczyzna miał pecha, bo jego auto, wjeżdżające w leśną drogę, zauważyli w dniu zabójstwa świadkowie. Ktoś widział też Kamilę i Grzegorza w aucie na trasie Żukowo-Kościerzyna. Samochód został zarejestrowany również na kamerach monitoringu. Z Kamilą w środku, a potem bez niej.

Wyjaśnienia mężczyzny były dość zaskakujące. Odnosząc się do wtargnięcia do domu Kamili, mężczyzna tłumaczył, że dostał się tam przypadkiem, bo chciał odzyskać swoją bluzę. Twierdził, że poślizgnął się i przypadkiem otworzył okno w piwnicy. Zapewniał, że tylko usiadł w saloniku i tam zatrzymała go ochrona.

Początkowo Grzegorz G. nie przyznawał się do zabójstwa Kamili B. „Pomidor” – tak odpowiedział na pytanie prokuratora o to, to zrobił. Jego wyjaśnienia były niespójne. Raz powiedział, że feralnego dnia mieli jechać z Kamilą do domku letniskowego, ale nie pojechali, a za kolejnym razem wymsknęło mu się, że jednak wyruszyli razem spod sklepu. Szybko przerwał wypowiedź i już tego wątku nie kontynuował. 

Pokrętne tłumaczenia i genetyczny chimeryzm

To, że wyjechał 6 listopada z Gdańska, podejrzany przyznał dopiero wtedy, gdy znaleziono u niego paragon ze sklepu. Tłumaczył, że wcześniej temu zaprzeczał, bo wstydził się przyznać, że… świadczy usługi seksualne za pieniądze. Podał policjantom numer telefonu do swojej rzekomej klientki. Ów numer był w rzeczywistości jego własnym numerem.

Grzegorz G. domagał się dowodów, które świadczyłyby o jego sprawstwie. Krew w aucie? Grzegorz G. tłumaczył to tym, że kiedyś dziewczyna zmieniała tam podpaskę. Krew na jego ubraniu? Kamila miała, jak przekonywał, krwotok z nosa.

Mężczyzna zaprzeczał też temu, że latem pobił Kamilę na Mazurach. Mówił, że sama potknęła się na pomoście. Sam wcześniej mówił innym osobom, że Kamila sama się uderzyła w umywalkę lub w sedes.

U Grzegorza G. nie stwierdzono niedorozwoju ani zaburzeń psychicznych, w chwili zabójstwa był poczytalny.

Zastanawiające było jednak to, że nie udało się bezsprzecznie wykazać, że na odzieży Kamili B. i rękawicy znalezionej w aucie mężczyzny znajdowały się ślady DNA Grzegorza G. Biegli wyjaśnili potem, że jedną z przyczyn może być to, że w związku z przebytym przeszczepem szpiku kostnego od niespokrewnionej osoby u Grzegorza G. wystąpił chimeryzm genetyczny.

– Chimeryzm jest dobrze znany po transplantacji szpiku czy nawet po transplantacji narządów takich jak wątroba. U profesora Starzla w Pittsburghu nagle okazało się, że pacjenci wykazują chimeryzm po dwudziestu latach od przeszczepu wątroby. Chimeryzm to egzystencja dwóch genetycznie różnych populacji komórek w tym samym organizmie – tak to zjawisko opisywała przed dwoma laty podczas konferencji „Choroby rzadkie i ultrarzadkie: stan obecny, wyzwania i perspektywy” w Senacie transplantolożka prof. dr hab. n. med. Maria Siemionow.

Sąd: Kamila stała się ofiarą osoby, której zawierzyła

W listopadzie 2015 r. przed Sądem Okręgowym w Gdańsku zapadł wyrok. Grzegorz G. za zabójstwo Kamili B. oraz wdarcie się do jej domu został skazany na karę łączną doywocia. Sąd orzekł, że mężczyzna mógłby ubiegać się o zwolnienie z więzienia najwcześniej po upływie 25 lat.

„Praktycznie do końca Kamila B. nie przewidywała tego, że może stać się ofiarą osoby, której zawierzyła i od której oczekiwała szczerości – od osoby, z którą pozostawała w bardzo bliskiej relacji. Zaakcentować należy, iż również samą czynność pozbawienia życia pokrzywdzonej można określić jako okrutną” – wskazał sąd.

„Obecna postawa i zachowanie oskarżonego nie dają podstaw, w ocenie Sądu, do zastosowania wobec niego kar o charakterze wychowawczym. Również względy ogólnoprewencyjne czynią tę karę jak najbardziej sprawiedliwą. W odczuciu społecznym dopiero wymierzenie kary eliminacyjnej będzie stanowiło odpowiednią odpłatę za czyn, którego dopuścił się wielokrotnie karany Grzegorz G., wobec osoby, która bardzo pomagała mu w chorobie nowotworowej, wspierała i obdarzyła uczuciem” – czytamy w uzasadnieniu.

Mężczyzna złożył apelację od wyroku. Nie doczekał jednak jej rozpoznania. Zmarł w areszcie niecały rok później, we wrześniu 2016 r.

Udział
Exit mobile version