-
Komisja Europejska naciska na przyspieszenie negocjacji akcesyjnych Ukrainy.
-
Węgierski premier Viktor Orban wykorzystuje temat akcesji Ukrainy do wewnętrznej walki politycznej przed krajowymi wyborami.
-
Budapeszt ma do dyspozycji weto, które uniemożliwia kontynowanie procesu akcesyjnego.
-
Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Interii
Debata w Parlamencie Europejskim rozpoczęła się od wystąpienia wiceprzewodniczącej KE i wysokiej przedstawiciel Unii ds. zagranicznych. – Przystąpienie Ukrainy do Unii Europejskiej jest czymś, co daje nadzieję narodowi ukraińskiemu (…). Ukraina już wiele zmieniła na lepsze poprzez swoje reformy pomimo działań wojennych (…). Czas otworzyć negocjacje w ramach pierwszego klastra – podkreśliła Kaja Kallas.
Czym są „klastry”? To sześć etapów negocjacji akcesyjnych z Unią Europejską. Przy czym pierwszy jest najważniejszy, bo dotyczy spraw fundamentalnych jak sądownictwo, bezpieczeństwo i kontrola finansowa. Otwiera drogę do kolejnych rozmów. Komisarz ds. rozszerzenia przedstawiła ocenę KE, według której Kijów jest przygotowany do otwarcia klastra pierwszego.
Co więcej, Marta Kos podkreśliła, że w ciągu „kilku tygodni” możliwe jest rozpoczęcie rozmów w ramach wszystkich klastrów.
Po przejściu przez negocjacje w ramach wszystkich klastrów możliwe jest sformułowanie traktatu akcesyjnego. Ale o otwarciu negocjacji nie decyduje ani Parlament Europejski, ani Komisja. Zatwierdza je Rada UE, czyli reprezentanci rządów wszystkich państw Wspólnoty. Co więcej, Rada musi podjąć decyzję jednomyślnie. By ocenić szansę na taką zgodę, warto przeanalizować wtorkową debatę.
Debata w Parlamencie Europejskim o akcesji Ukrainy. Jasne stanowisko Fideszu
Zacznijmy od polskich europarlamentarzystów. Michał Dworczyk z PiS stwierdził, że „członkostwo Ukrainy leży w strategicznym interesie całego kontynentu”. Michał Szczerba z KO w czasie debaty deklaracji ws. akcesji nie wyraził. Chwalił za to Donalda Tuska. Z kolei Adam Bielan z PiS chwalił Karola Nawrockiego. Natomiast deklaracji ws. akcesji też nie było. Nasi europosłowie za to zgodnie podkreślali znacznie ekshumacji na Wołyniu.
Bardziej kategoryczna w ocenach była Ewa Zajączkowska-Hernik z Konfederacji. Mówiła, że mimo ogromnego zaangażowania Polski w pomoc Ukrainie Polacy spotkali się z „niewdzięcznością ze strony ukraińskiej”. Wskazała na sprawę Wołynia, politykę historyczną i problemy rynku spożywczego i transportowego.
– Czas najwyższy, by Europa dowiedziała się, jak niewdzięcznym i skorumpowanym państwem jest Ukraina. Zdecydowane „nie” dla obecności Ukrainy w Unii Europejskiej – zaznaczyła.
W podobnym tonie wypowiadała się Kinga Gál z Węgier. – To nie jest polityka rozszerzeniowa, to błąd polityczny, który będzie miał druzgocące konsekwencje. To szczególnie cyniczne w kontekście państw kandydujących na Bałkanach Zachodnich. W interesie Unii Europejskiej leży, żeby takie decyzje były podejmowane tylko jednomyślnie – podkreśliła.
Między Gál i Zajączkowską-Hernik jest jednak zasadnicza różnica. Węgierska europosłanka z jest partii, która na Węgrzech rządzi. Reprezentuje Fidesz Viktora Orbana. To właśnie od węgierskiego premiera będzie zależało, co dalej z ukraińską akcesją.
Ukraina i Viktor Orban. „Zakładnik sytuacji, którą sam stworzył”
Szansa na przerwanie impasu ws. akcesji była w lutym 2025 roku, ale Orban zawetował propozycję.
– Węgry są obecnie jedynym państwem, które blokuje otwarcie klastrów z Ukrainą. Orban uczynił z tej kwestii temat polityki wewnętrznej i od kilku miesięcy prowadzi antyukraińską kampanię – wskazuje w rozmowie z Interią Andrzej Sadecki, kierownik Zespołu Środkowoeuropejskiego w Ośrodku Studiów Wschodnich.
Nasz rozmówca wskazuje też horyzont czasowy, do którego Orbanowi trudno będzie zmienić obrany kurs.
– Wiosną odbędą się kluczowe dla Orbana wybory parlamentarne. Sprawę wejścia Ukrainy do Unii Europejskiej wykorzystuje jako instrument do atakowania opozycji. Kampania Fideszu opiera się na tym, że integracja z Ukrainą będzie zagrożeniem dla Węgier, szczególnie dla węgierskiej gospodarki. Według Orbana opozycja to popiera, a on przedstawia siebie jako jedyny gwarant, że do akcesji nie dojdzie. Swojego głównego rywala – Pétera Magyara – oskarża wręcz, że jest na pasku Ukrainy i Unii jednocześnie – podkreśla Sadecki.
Nie spodziewam się, żeby Węgry swoje weto zdjęły, przynajmniej w najbliższych kilku miesiącach
Rozmówca Interii dodaje też, że na Węgrzech nie ma bardzo silnych emocji antyukraińskich. – Są bardziej wygenerowane przez samego Orbana i jego władzę. W czerwcu odbyły się konsultacje narodowe. To taka formuła, którą Fidesz stosuje od lat. Wyborcy otrzymują formularze z pytaniami, w dużej mierze pod tezę. Czerwcowe konsultacje miały wydźwięk w dużej mierze antyukraiński – wyjaśnia analityk OSW.
Premier Węgier publicznie podkreśla, że „nie zamierza rewidować” swojego stanowiska w sprawie ukraińskiej akcesji. Mimo doniesień o naciskach na Węgry.
– Orban jest zakładnikiem sytuacji, którą sam stworzył. Oczywiście nie można wykluczyć skutecznej presji na Węgry ze strony państw unijnych, również Stanów Zjednoczonych. Wiemy z przecieków opublikowanych przez Bloomberga, że po spotkaniu europejskich przywódców i Zełenskiego z Trumpem prezydent USA miał zadzwonić do Orbana i przekonywać go, by zdjął blokadę na otwarcie klastrów negocjacyjnych z Ukrainą – wskazuje dalej Sadecki.
– Natomiast nie spodziewam się, żeby Węgry swoje weto zdjęły, przynajmniej w najbliższych kilku miesiącach – podsumowuje nasz rozmówca.
Argumentacja Budapesztu. Zakarpacie i gospodarka
W lutym Orban tłumaczył weto w sprawie otwarcia klastrów ukraińską polityką wobec mniejszości węgierskiej. – Przez wiele lat kwestia mniejszości była bardzo mocno podnoszona, ale w grudniu 2023 roku Ukraina poszła na ustępstwa i zmieniła prawo, które Budapeszt krytykował najbardziej. Dotyczyło stopniowego zwiększania udziału języka ukraińskiego w edukacji – tłumaczy Andrzej Sadecki.
– Ukraińcy odstąpili od kwestii, która była najbardziej wrażliwa z punktu widzenia Węgier. To była ta słynna sytuacja, kiedy Orban nie wziął udziału w głosowaniu i ostatecznie zapadła decyzja o otwarciu negocjacji akcesyjnych – wskazuje dalej.
– Natomiast Węgry ciągle domagają się zwiększenia praw mniejszości węgierskiej na Zakarpaciu i blokują otwarcie klastrów. Według mnie kwestia mniejszości jest bardziej pretekstem, niż powodem blokowania ścieżki Ukrainy do Unii Europejskiej. Teraz ważniejsze wydają się kwestie gospodarcze, które Orban przedstawia demagogicznie. Tak, jakby Ukraina miała dołączyć do Unii już teraz, choć wiemy, że proces zajmuje co najmniej kilka lat – podsumowuje rozmówca Interii.
Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz na jakub.krzywiecki@firma.interia.pl