Prezydent Karol Nawrocki ogłosił weto wobec ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy, którzy od początku rosyjskiej agresji znaleźli schronienie w Polsce. Jak tłumaczył, po trzech i pół roku wojny Polska nadal będzie wspierać Ukrainę, ale konieczne jest – jego zdaniem – zadbanie o stabilność krajowych finansów. Głowa państwa podkreśla, że świadczenia socjalne, takie jak 800 plus czy bezpłatna opieka zdrowotna, powinny przysługiwać jedynie tym Ukraińcom, którzy legalnie pracują w Polsce i podejmują „wysiłek integracji”.

Argumentacja Nawrockiego spotkała się z ostrą krytyką w Kijowie i wśród ekspertów. Ukraińscy migranci – jak wynika z oficjalnych danych – w 2024 roku wpłacili do polskiego budżetu ponad 15 mld zł, wspierając rozwój gospodarki i finansując system, z którego teraz mają zostać częściowo wykluczeni. Publicyści zwracają uwagę, że decyzja prezydenta uderza przede wszystkim w rodziny w najtrudniejszej sytuacji – z dziećmi, starszymi rodzicami i bez stałego dochodu. Weto może też zagrozić legalnemu pobytowi nawet 950 tys. Ukraińców, stawiając pod znakiem zapytania ich pracę, edukację dzieci czy dostęp do leczenia.

Zobacz wideo Rosja chce dać gwarancje bezpieczeństwa… Ukrainie

Ukraińscy eksperci: Decyzja Nawrockiego to krok populistyczny i ryzykowny

Ukraińscy politycy i eksperci nie kryją oburzenia decyzją prezydenta Karola Nawrockiego. Deputowany Mykoła Kniażycki zwrócił uwagę, że weto ignoruje fakty i realny wkład Ukraińców w polską gospodarkę. Jak przypomniał, 70 proc. uchodźców w wieku produkcyjnym pracuje w Polsce, z czego aż 90 proc. to kobiety. Ich wkład w rozwój polskiego PKB sięga 2,7 proc., a do budżetu państwa rocznie trafia od nich ponad 15 mld zł podatków. Tymczasem koszt świadczenia 800 plus dla dzieci uchodźców wynosi 2,4 mld zł. „Ukraińcy znacznie więcej oddają polskiej kasie państwowej, niż z niej otrzymują” – podkreślił Kniażycki w mediach społecznościowych.

Polityk przypomniał też, że dyskusja o odebraniu świadczeń trwa w Polsce od miesięcy i dotyka przede wszystkim samotnych matek wychowujących dzieci w małych miejscowościach, gdzie trudno o legalne zatrudnienie. „To krok populistyczny i sprzeczny z prawem międzynarodowym, bo świadczenia należą się dzieciom, a nie ich rodzicom” – dodał, wskazując na ryzyko naruszenia europejskich standardów ochrony uchodźców.

Z kolei dyrektor ukraińskiego Instytutu Polityki Światowej Jewhen Mahda ocenił, że decyzja prezydenta uderzy w najbardziej bezbronnych – rodziny w trudnej sytuacji, które w Polsce szukają bezpiecznego schronienia. Jego zdaniem kluczowe będzie teraz stanowisko rządu Donalda Tuska, który w systemie parlamentarno-prezydenckim ma realny wpływ na ostateczny kształt prawa. – Między partnerami strategicznymi, jakimi są Polska i Ukraina, zdarzają się tarcia. Ale musimy się porozumieć, bo stawką jest nie tylko polityka wewnętrzna, lecz także solidarność wobec wojny – zaznaczył ekspert w rozmowie z telewizją Espreso.

Ukraina reaguje na weto Nawrockiego. „To jakiś absurd”

W ukraińskiej przestrzeni medialnej decyzja Karola Nawrockiego interpretowana jest przede wszystkim jako polityczny sygnał – przejaw zwrotu części polskich elit w stronę populizmu zbudowanego wokół trudnej wspólnej historii, zwłaszcza pamięci o Wołyniu. Deputowana Sofija Fedyna nazwała weto „pierwszym dokręcaniem śruby ze strony nowo wybranego prezydenta Polski”.

Jeszcze ostrzej skomentował sprawę politolog i oficer Sił Zbrojnych Ukrainy Wiktor Taran. „Sprawia to wrażenie, że dla Polaków Ukraińcy z każdym dniem stają się coraz większym wrogiem. To jakiś absurd” – napisał. Podobne obawy wyraziła reżyserka Iryna Cilyk, która w mediach społecznościowych podkreśliła, że „populizm polityków potrafi rozkręcać spiralę nienawiści i niszczyć to, co między naszymi narodami jest dziś tak kruche”.

Politolog Ołeh Saakian zwrócił uwagę, że fakt, iż Nawrocki zapowiedział alternatywny projekt ustawy dotyczącej uchodźców, dowodzi, że zdaje on sobie sprawę z wagi pracy ukraińskich migrantów. „Populizm populizmem, ale przecież mogą wyjechać do innych krajów. A kto wtedy będzie pracował? Migranci z Azji czy Afryki?” – pytał ekspert na Facebooku i dodał, że to realne ryzyko także dla polskiej gospodarki.

Z kolei szef Centrum Analiz Społecznych „Wieża” Wałerij Kłoczek ostrzegł, że działania Nawrockiego mogą w ostatecznym rozrachunku skutkować masowym powrotem Ukraińców do ojczyzny. „A to oznacza nie tylko cios w integrację, lecz także w polski rynek pracy” – napisał.

„Przyjmujemy was, ale nie okazujcie swojej tożsamości zbyt głośno”

Serhij Stukanow, dziennikarz Ukraińskiego Radia, zwrócił uwagę, że Polska do niedawna była dla Ukraińców naturalnym miejscem do życia – bliskość kulturowa, łatwość językowa i szybka adaptacja sprawiały, że integracja przebiegała płynnie, a w kolejnych pokoleniach proces ten mógł prowadzić nawet do pełnej asymilacji. „Z perspektywy strategicznej Polska powinna być zainteresowana tym, by Ukraińcy pozostawali w kraju. Tymczasem prezydent Nawrocki zdecydował się na krok odwrotny” – napisał Stukanow.

Publicysta podkreśla, że świadczenie 800 złotych miesięcznie na dziecko to nie jest kwota, z której można się utrzymać bez pracy. „Badania pokazują, że większość uchodźców ma stałe zatrudnienie, wynajmuje mieszkania i buduje swoje życie w Polsce. Świadczenie było jedynie uzupełnieniem, a nie podstawą egzystencji” – zaznaczył. Jego zdaniem trudno więc mówić o masowym powrocie Ukraińców do ojczyzny, bardziej prawdopodobne jest, że część z nich przeniesie się dalej – do Niemiec, Francji czy Hiszpanii.

Stukanow ostrzega jednak przed symbolicznym wymiarem decyzji. „Komunikaty wysyłane przez Nawrockiego można odczytać tak: 'przyjmujemy was, ale nie okazujcie swojej tożsamości zbyt głośno, bo to nas drażni’. Nie twierdzę, że większość Polaków rzeczywiście ma taki stosunek do Ukraińców, ale właśnie taki przekaz płynie z polityki obecnej władzy” – zauważył. To, jego zdaniem, może tworzyć długotrwały klimat nieufności.

Udział
Exit mobile version