Ukraińcy nie odpuścili. Kijów wycofuje się z uderzenia w antykorupcyjne instytucje

W Ukrainie wrze. Pod presją protestów prezydent Wołodymyr Zełenski złożył do Rady Najwyższej projekt ustawy nr 13533, który przywraca niezależność NABU i SAP – instytucji kluczowych dla walki z korupcją w Ukrainie. To wyraźny krok wstecz wobec wcześniejszych działań Kijowa i odpowiedź na silny sprzeciw społeczny. Protestujący nie pozwolili władzy przejść obojętnie wobec decyzji, które zagrażały europejskiemu kursowi kraju.

Ukraiński Centrum Przeciwdziałania Korupcji nie ma wątpliwości: projekt 13533 w peni naprawia szkody wyrządzone przez ustawę nr 12414, uchwaloną błyskawicznie 22 lipca. Ale to jeszcze nie zwycięstwo. Deputowani z partii rządzącej nie kwapią się do głosowania – wielu z nich wyjechało na parlamentarne wakacje. Tymczasem każdy dzień zwłoki może doprowadzić do utraty kluczowych śledztw przeciwko najważniejszym ukraińskim politykom i urzędnikom.

Zobacz wideo Ukraina zaniepokojona wygraną Nawrockiego. „Przed nami trudny czas”

W złożonym przez prezydenta projekcie ustawy przywrócono wszystkie kluczowe zapisy chroniące niezależność NABU i SAP, które zostały zdemontowane 22 lipca. Ale – jak zauważył deputowany Ołeksij Honczarenko – wprowadzono też nowe przepisy, które formalnie mają służyć „zwalczaniu wpływów rosyjskich”. Pracownicy antykorupcyjnych instytucji z dostępem do informacji niejawnych będą musieli co dwa lata przechodzić badania na wykrywaczu kłamstw, a w ciągu sześciu miesięcy od wejścia ustawy w życie Służba Bezpieczeństwa Ukrainy przeprowadzi ich kontrolę pod kątem potencjalnej współpracy z Moskwą. Projekt przewiduje również zakaz wyjazdu pracowników NABU za granicę w czasie stanu wojennego – z wyjątkiem podróży służbowych. Szczegóły tych ograniczeń ma doprecyzować rząd w ciągu miesiąca.

Ukraiński dziennikarz Danyło Mokryk uważa, że nowy projekt ustawy prezydenckiej to nie tylko próba naprawy wcześniejszych błędów, ale też przyznanie się do manipulacji. – To przyznanie się do kłamstwa, że celem poprzedniej ustawy była ochrona przed rosyjskim wpływem. W tamtym projekcie nie było żadnych realnych mechanizmów chroniących przed ingerencją Moskwy. Dopiero teraz, w prezydenckim projekcie, pojawiły się zapisy o kontrolach i badaniach na wykrywaczu kłamstw – pisze Mokryk.

Jednak, jak ostrzegają eksperci z ukraińskiej organizacji Agency for Legislative Initiatives, choć projekt formalnie przywraca niezależność procesową SAP, to równocześnie godzi w instytucjonalną samodzielność NABU i SAP, wprowadzając systematyczne kontrole lojalności przeprowadzane przez SBU lub według jej procedur.

Masowe protesty w Ukrainie trwają

Jednak protesty Ukraińców trwają nawet dziś. To nie tylko reakcja na próbę zniszczenia niezależności służb antykorupcyjnych. To także wybuch frustracji społeczeństwa, które od lat czeka na prawdziwą sprawiedliwość. Obiecano ją w 2019 roku. Od tamtej pory gniew zawiedzionych tylko narastał.

Tysiące ludzi wyszli na ulice w całej Ukrainie, by zaprotestować przeciwko ustawie odbierającej niezależność kluczowym instytucjom antykorupcyjnym. Walka z korupcją poza wojną to najważniejszy temat dla Ukraińców. Demonstracje trwają nie tylko w Kijowie, ale także w wielu innych miastach kraju – od Lwowa po Charków. Protestują również Ukraińcy za granicą. Co wywołało aż tak silne społeczne wzburzenie?

Wielu komentatorów nie ma wątpliwości: podpis prezydenta Zełenskiego pod tą ustawą w czasie wojny to złamanie społecznego kontraktu. To był gest, który może zachwiać zaufaniem Zachodu, zagrozić integracji z Unią Europejską – i, co najgorsze, ucieszyć zarówno Kreml, jak i ukraińskie skorumpowane elity.

Co tak naprawdę zdenerwowało Ukraińców?

Wszystko zaczęło się 22 lipca, kiedy poseł prezydenckiej partii Sługa Narodu, Maksym Bużanski, wniósł do porządku obrad Rady Najwyższej projekt ustawy nr 12414. Oficjalnie dotyczył on zmian w Kodeksie karnym związanych z zaginięciami osób podczas stanu wojennego. Jednak prawdziwy cel ustawy ujawniał się dopiero w szczegółach: dokument zawierał zapisy uderzające w fundamenty niezależności dwóch kluczowych instytucji antykorupcyjnych – Narodowego Biura Antykorupcyjnego i Specjalnej Prokuratury Antykorupcyjnej.

Jeszcze tego samego dnia projekt został błyskawicznie zatwierdzony przez komisję parlamentarną, a po południu przegłosowany przez 263 deputowanych. Wieczorem, mimo ostrzeżeń ze strony środowisk eksperckich, sygnałów płynących z NABU i SAP oraz apeli organizacji społecznych, prezydent Wołodymyr Zełenski podpisał ustawę. Dla wielu obserwatorów i aktywistów był to moment przełomowy. – To katastrofa dla niezależności instytucji budowanych z trudem od 2015 roku – komentowano.

Nowe przepisy dają Prokuratorowi Generalnemu szerokie uprawnienia ingerowania w pracę NABU i SAP. Może on teraz przejmować śledztwa prowadzone przez NABU i przekazywać je innym służbom, żądać dostępu do materiałów z dowolnego postępowania, a także dowolnie przenosić sprawy między prokuratorami – niezależnie od ich specjalizacji. Co więcej, szef Specjalnej Prokuratury Antykorupcyjnej traci realny wpływ na pracę swoich podwładnych. O tym, kto będzie nadzorował konkretne śledztwa NABU, decydować będzie teraz Prokurator Generalny.

To pierwszy raz od początku wybuchu pełnoskalowej inwazji Rosji, gdy Ukraińcy wyszli tak licznie protestować. Co ważne, to młode pokolenie stoi na czele tych demonstracji. To oni organizują akcje, tworzą plakaty, skandują hasła. Na kartonowych tabliczkach – ręcznie pisane slogany, często pełne sarkazmu, ale i głębokiego gniewu. Dla wielu z nich państwo to coś więcej niż granice i flaga – to wspólna odpowiedzialność. Dorastali w cieniu Rewolucji Godności, a dziś ich ojcowie walczą na froncie. Dlatego właśnie korupcja, zwłaszcza teraz, gdy Ukraina toczy walkę o przetrwanie, jest dla nich nie do zaakceptowania.

Na demonstracjach wybrzmiewają hasła: „Korupcja to wróg przyszłości”, „Wszyscy, którzy są przeciw dyktaturze – wstańcie”, „Ręce precz od NABU”, „Wycofaj ustawę”, „Hańba”, „Po co mi system, który działa przeciwko mnie?”.

Warto zauważyć, że nie wszystkie slogany dotyczą wyłącznie walki z korupcją. Jeszcze do niedawna wielu Ukraińców wstrzymywało się od otwartej ostrej krytyki Wołodymyra Zełenskiego – w końcu jest głównodowodzącym w czasie wojny. Dziś coraz więcej obywateli nie ukrywa już oburzenia. Nie chcą dopuścić do sytuacji, w której władza ogranicza demokrację, ponieważ obawiają się, że po wojnie nie wszystko wróci do demokratycznej normy. Dla nich demokracja to nie puste hasło. Wielu zapłaciło za nią najwyższą cenę – najpierw na Majdanie, potem na froncie.

Demontaż niezależnych NABU i SAP to element szerszej, systemowej kampanii niszczenia demokratycznych instytucji w Ukrainie. To odwrót od Zachodu, od cywilizacyjnego wyboru, jakiego dokonaliśmy jako społeczeństwo. To coś w rodzaju zamachu stanu

– pisze Witalij Sycz, redaktor naczelny ukraińskiego portalu NV. W jego opinii obecna władza konsekwentnie marginalizuje wolne media, atakuje organizacje obywatelskie, politycznych przeciwników i całą infrastrukturę antykorupcyjną. Wszystko, co ogranicza jej swobodę działania, musi zostać wyeliminowane. Pluralizm jest postrzegany jako zagrożenie, krytyka – jako zdrada, a każdy głos niezależny – jako prorosyjski.

– Zadziwiająca była szybkość, z jaką ustawa co do NABU i SAP – jak przeszła przez Radę, została podpisana przez prezydenta. To nie pozostawia wątpliwości: cała inicjatywa miała swoje źródło na samej górze. Ironią jest to, że to właśnie te demokratyczne instytucje, które teraz są demontowane, umożliwiły Zełenskiemu dojście do władzy – dodaje Sycz.

„Została przekroczona czerwona linia”

Demonstranci zapowiedzieli, że nie przestaną wychodzić na ulice, dopóki władza naprawdę ich nie usłyszy. – Naród, który walczy o wolność, zasługuje na to, by być wysłuchanym – przypomina znany ukraiński wolontariusz Serhij Sternenko.

Komentatorzy nie mają złudzeń, że protesty wywarły presję na administrację prezydenta Zełenskiego. Już w czwartek 24 lipca prezydent ogłosił, że zgodził się na nowy projekt ustawy dotyczący NABU i SAP, mający zastąpić kontrowersyjną ustawę nr 12414, przeciwko której protestowano.

– Wszyscy usłyszeli to, co mówią ludzie – w mediach społecznościowych, na ulicach, w rozmowach między sobą – powiedział wtedy Zełenski.

Ekspert i publicysta Wałerij Pekar przestrzega, że władza niebezpiecznie zbliżyła się do punktu, z którego powrót byłby trudny. – Została przekroczona czerwona linia. Teraz każda decyzja niesie ryzyko: dalsze ignorowanie społeczeństwa może tylko wzmocnić protesty, a ustępstwa uruchomią kolejne żądania – napisał na Facebooku. – To byłby błąd o katastrofalnych konsekwencjach – dodaje.

Pekar apeluje do władz o otwarcie systemu na nowych, kompetentnych ludzi, ograniczenie wpływów oligarchicznych partnerów i odejście od myślenia w kategoriach kampanii wyborczej. Ale czy taki zwrot jest możliwy? – Teoretycznie tak, ale tylko pod wpływem silnego stresu i głębokiego poznawczego wstrząsu. Na razie tego nie widać – dodaje ekspert.

Udział
Exit mobile version