Agnieszka Niesłuchowska, „Wprost”: Jak ocenia pan kierunek, w którym dziś podąża UE — zarówno politycznie, jak i instytucjonalnie? Czy grozi nam erozja integracji, czy raczej pogłębienie wspólnoty?
Andrzej Olechowski: Jeśli chodzi o geopolityczną strategię UE, to się dopiero rozstrzygnie. Sojusz euroatlantycki jest dziś bardzo niepewny. My, Europejczycy, mamy stosunkowo mało do powiedzenia, ponieważ ostateczna decyzja zapadnie w USA. Trudno sobie wyobrazić, by Stany Zjednoczone chciały kompletnie wycofać się z tego sojuszu, ale zakres ich uczestnictwa będzie miał istotny wpływ na postępowanie Unii.
Istotą kwestią jest dalsze, asertywne postępowanie wobec Rosji. Jak będą kształtowały się relacje Zachodu z Rosją?
Dziś większość Europejczyków jest przekonanych, że Rosja jest zagrożeniem w krótkim i dłuższym okresie, i do tego zagrożenia trzeba się ustosunkować. Konieczne jest wzmocnienie obronności i uzupełnienie luk, które powstaną po ograniczeniu obecności USA.
Relacje gospodarcze z Rosją nie powrócą do poprzedniego poziomu długo albo wcale. To wszystko nie jest łatwe.
UE musi się mierzyć z wieloma wyzwaniami, jak obronność, migracja czy Zielony Ład. Czy jesteśmy jeszcze w stanie mówić jednym głosem w kluczowych sprawach?
Moim zdaniem UE jest teraz bardziej jednomyślna niż kiedykolwiek, pomijając takie aberracje jak Węgry czy Słowacja, Rosja to jedna sprawa, imigracja – druga. Definicja migranta, który potrzebuje opieki i gościnności, bardzo się zawęziła. Sojusz z USA to kolejna kwestia. W przeszłości w tych trzech obszarach nie udawało się uzgodnić jednego stanowiska.
Jakie konsekwencje – w dłuższej perspektywie – może mieć powrót Donalda Trumpa do Białego Domu dla Unii Europejskiej i jej relacji z USA? Czy UE jest gotowa na większą samodzielność geopolityczną?
Pamiętajmy, że UE jest nadal potęgą ekonomiczną. Kiedyś o Niemczech mówiło się, że to gigant gospodarczy, a karzeł polityczny, państwo ograniczone w swojej polityce zagranicznej. Unia nie jest karłem, ale boksuje poniżej swojego potencjału, ponieważ nigdy nie skupiała się na geopolityce, będąc w silnym sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi. To wymaga przede wszystkim realizacji zamierzeń i wysiłków w dziedzinie obronności, co da UE większą asertywność w stosunkach międzynarodowych.
Nadal mamy ambicje i argumenty, by być w trójce rozgrywających – z USA i Chinami.
Zatrzymajmy się przy strategicznych wyzwaniach, które stoją dziś przed Polską w kontekście europejskim. Czy potrafimy wykorzystać nasze położenie i potencjał? Mamy realny wpływ na kształtowanie polityki unijnej?
Myślę, że nasz wpływ jest większy niż kiedykolwiek w przeszłości. Wynika to z konsekwencji i trafności polskiego poglądu na stosunki z Rosją, z wagi i znaczenia Polski na wschodniej flance UE, a także z osobistych walorów i wpływów Donalda Tuska i ministra Sikorskiego. Również polscy politycy i urzędnicy poruszają się z dużo większą odwagą i kompetencją w UE. Ten wpływ jest duży, a stosunki są w wielu przypadkach zaskakująco bliskie.
Wystarczy spojrzeć na kontakty z kanclerzem Niemiec, prezydentem Francji czy z Brytyjczykami. Uważam, że jest bardzo dobrze, więc nie niepokoiłbym się, że Polska zostanie wyślizgana przez wielkich.
Ale są też rażące błędy, które popełnialiśmy w ostatnich latach w relacjach z Brukselą i naszymi partnerami. Które były w pana opinii największe?
Nie widzę istotnych błędów. Są ludzie, którzy uważają, że nasza deklaracja, iż w razie czego nie wyślemy żadnych wojsk na Ukrainę, osłabiła naszą pozycję w geopolitycznych rozważaniach. Ale ona została przyjęta ze zrozumieniem, dlatego nasza pozycja nie ucierpiała.