-
W XIX wieku ogromne stada bizonów przemierzały prerie Ameryki Północnej, co miało istotny wpływ na krajobraz i ekosystem.
-
Masowa eksterminacja bizonów przez białych osadników doprowadziła do niemal całkowitego ich wyginięcia, a prerie zamieniono w pola uprawne.
-
Obserwacje z Parku Narodowego Yellowstone pokazują, że powrót bizonów sprzyja odradzaniu się prerii i odbudowie naturalnych obiegów azotu.
- Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej serwisu
Podbój Dzikiego Zachodu w XIX wieku to także zagłada istniejącego wówczas świata przyrody i jej związków z ludźmi. Kształtowały się one od tysięcy lat, odkąd Paleoindianie dotarli do Ameryki Północnej z Azji przez lądowy pomost zwany Beringię. Kiedyś polowali na stada mamutów, a po ich wymarciu – na ogromne stada bizonów.
Niektóre z nich podczas migracji liczyły miliony sztuk. W zupełności wystarczały Indianom do zapewnienia ich potrzeb na cały rok. Dostarczały mięsa, skór, tłuszczu, kości, ale stanowiły też kluczowy element krajobrazu i północnoamerykańskiej przyrody. Tak ogromne skupiska wielkich ssaków działały na nią w sposób bardzo silny.
Wraz z podbojem Dzikiego Zachodu znikały jednak bizony i znikał świat Indian, którzy na nie polowali. Jeszcze na początku XIX wieku liczbę stad przemierzających prerie szacowano na 30 do 70 milionów sztuk. Masowe zabijanie tych zwierząt przez białych osadników z użyciem broni palnej spowodowało, że w 1890 r. zostało ich zaledwie mniej niż 1 tys. Osadnicy strzelali do bizonów dla rozrywki, nie dla zaspokojenia głodu. Tępili je również dlatego, by pozbyć się w ten sposób Indian i odzyskać prerię pod uprawy i linie kolejowe.
Bizon znalazł się na krawędzi wymarcia
W pierwszych latach XX wieku bizon amerykański znalazł się na krawędzi wymarcia tak jak jego bliski krewniak z Europy – żubr. W 1902 r. mieliśmy ostatnie 100 zwierząt i wtedy dopiero ruszyła kompleksowa ochrona gatunku.
Po ponad 100 latach bizonów w USA i Kanadzie żyje na wolności 30 tys. Znajdują się w rezerwatach i parkach narodowych, nie przemierzają już tysięcy kilometrów prerii. Zwłaszcza że nie za bardzo jest już co przemierzać. Preria została zamieniona w pola uprawne, niemal zanikła.
Te ostatnie enklawy bizonów to chociażby Park Narodowy Yellowstone, najstarszy na świecie i utworzony już w 1872 r. Ten obszar chroniony szybko stał się ważnym miejscem przetrwania bizonów i pozostaje nim do dzisiaj. I to właśnie z tego parku pochodzą dość zaskakujące obserwacje związane z tymi ssakami.
Badania opublikowane w „Science” wskazują na to, że wpływ bizonów na roślinność Yellowstone jest ogromny. Tam, gdzie się one pojawiają, pojawia się też preria. Naukowcy przeprowadzili eksperyment związany z porównaniem sytuacji, w której na jednym obszarze pasły się bizonów z tą, gdy ich nie było. Tereny, na których pasły się bizony, znacząco różniły się od tych niedotkniętych i ich kopytami. Rosła liczba mikroorganizmów mieszkających w glebie, rosła zawartość azotu zarówno w glebie, jak i roślinach. Okazuje się, że powrót największych ssaków lądowych Ameryki Północnej na ich dawne tereny występowania wskrzesza ekosystemy trawiaste i pobudza sieć pokarmową. Powstaje nowa sieć obiegu azotu, rośliny stają się bogatsze w białko o 150 procent.

Bizony stymulują powstawanie prerii i obieg azotu
Wyniki badań pokazują, że wędrujące bizony przyczyniają się do utrzymania niskich, gęstych i bogatych w białko traw i ziół. Po ich przejściu rośliny silnie wydzielają do gleby dawki węgla, co pobudza mieszkające w glebie mikroorganizmy. One z kolei zwiększają ilość amoniaku i azotanów, niezbędnych do wzrostu nowych roślin. Powstaje obieg, który działa korzystnie na przyrodę, a mówimy jedynie o samym przejściu zwierząt przez prerię. Dodajmy do tego jeszcze nawóz w postaci odchodów i moczu bizonów.
Preria po prostu wraca tam, gdzie już jej nie było, a wraca właśnie dzięki bizonom. To działa na wyobraźnię, gdyż pozwala łatwo sobie wyobrazić, jak ogromny musiał być wpływ wielkich stad tych ssaków na dawne ekosystemy Ameryki Północnej.