Numerem 1, przynajmniej w teorii, w oczach federacji był Maciej Skorża. Problem jednak w tym, że polski szkoleniowiec nie miał i nie ma zamiaru się ruszać z ligi japońskiej. PZPN na czele z prezesem Cezarym Kuleszą odkłada również na półkę szanse dotyczące zatrudnienia zagranicznego szkoleniowca.
Adam Nawałka wróci do reprezentacji Polski? Padły wymowne słowa
Grono potencjalnych następców trenera Michała Probierza z tygodnia na tydzień wydaje się zatem coraz mocniej topnieć. A może rozwiązanie pośrednie, czy powrót do któregoś z eks-selekcjonerów? Tego od samego początku medialnej karuzeli nie wykluczał sam prezes Kulesza, właśnie wybrany na kolejną kadencję w poniedziałkowych wyborach.
Jerzy Brzęczek? A może Adam Nawałka? Ten drugi mówi „tak” reprezentacji Polski.
– Rozmawiałem z Adamem Nawałką, jest deklaracja jasna: jeżeli reprezentacja mnie potrzebuje, to „ja jestem” […] trener Nawałka ma coś w sobie i zawodnicy to znają. Byłby idealnym kandydatem, który byłby w stanie wejść i to wszystko poukładać – powiedział na łamach TVP Sport były reprezentant oraz dyrektor polskiej kadry.
Eks-selekcjoner jest bez pracy od 2019 roku, po nieudanej przygodzie w Lechu Poznań. Dodatkowo Nawałka to pomysł sprzed lat prezesa Bońka, co w przypadku sposobu podchodzenia do swojego poprzednika na stanowisku szefa PZPN ze strony Kuleszy, wydaje się dyskwalifikować tę kandydaturę na starcie.
Przykład? Zamiast Nawałki, w 2022 roku lepszy okazał się Czesław Michniewicz – mający przecież dodatkowy ciężar w postaci łączenia go z ciemnymi czasami tzw. afer korupcyjnych – plądrujących przed laty ligową piłkę. Ostatecznie wybór Michniewicza o tyle się obronił, że ten selekcjoner wprowadził reprezentacje na MŚ 2022, utrzymał Polaków w dywizji A Ligi Narodów, a na koniec awansował do 1/8 finału na mundialu. To ostatnie nie udało się żadnemu wcześniejszemu selekcjonerowi, cofając się do wcześniejszego takiego przypadku, czyli roku 1986 i MŚ w Meksyku.
Cóż jednak z tego, skoro z Michniewiczem i tak nie przedłużono kontraktu ze względu na tzw. aferę premiową. Selekcjoner w pewnym momencie został sam w walce z mediami, coraz mocniej naciskającymi na radykalne kroki ze strony PZPN. Tak się faktycznie stało, Michniewicz stracił pracę, a jego następcą został… Fernando Santos. O którego „katastrofalnej” kadencji w roli selekcjonera Polaków nie ma nawet co wspominać.