Cała niepewność związana ze stambulskim szczytem trójstronnym od początku sprowadzała się do… jego pomysłodawcy, czyli Władimira Putina. Dopiero na kilka godzin przed rozpoczęciem rozmów, wczesnym rankiem 15 maja, Kreml poinformował, że rosyjski dyktator w Turcji jednak się nie pojawi.
Jego nieobecność może skutkować tym, że z rozmów zrezygnuje również Wołodymyr Zełenski, a z pewnością zrobi to odbywający delegację po krajach Bliskiego Wschodu Donald Trump. Nieobecność Putina oraz niemal pewna nieobecność Trumpa i Zełenskiego oznacza drastyczne obniżenie rangi szczytu i de facto przekreśla szanse na przełom w rozmowach o pokoju w Ukrainie.
Jest to o tyle zastanawiający ruch ze strony Putina, że po wspólnej deklaracji tzw. koalicji chętnych z minionego weekendu, dotyczącej nowych i dotkliwych sankcji na Rosję, to w jego interesie było ugranie potrzebnego czasu i próba wbicia klina między koalicjantów.
Władimir Putin gra na czas, ale popełnił strategiczny błąd
W oficjalnym składzie rosyjskiej delegacji na spotkanie w Turcji nie widnieje nazwisko Władimira Putina. Na jej czele stoi natomiast Władimir Miedinski (doradca prezydenta, kierował negocjacjami pokojowymi z Ukrainą w 2022 roku), któremu towarzyszą Michaił Gałuzin (wiceszef MSZ), Aleksander Fomin (wiceszef MON) oraz admirał Igor Kostiukow (szef głównego zarządu Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Rosji).
Zachowanie Putina jest zagadkowe i niezrozumiałe, bowiem to właśnie on wyszedł z propozycją spotkania z Ukrainą i Stanami Zjednoczonymi. Była to próba wbicia klina zarówno między członków tzw. koalicji chętnych – chodzi o państwa, głównie europejskie, gotowe dać gwarancje bezpieczeństwa Ukrainie już po zawarciu pokoju z Rosją – jak również między „koalicję chętnych” i Stany Zjednoczone.
Jednocześnie miał to być sprytny wybieg, pozwalający uniknąć dotkliwych sankcji ze strony Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, którymi zachodni liderzy zagrozili Kremlowi kilka dni temu. Chodziło o przymuszenie Putina do natychmiastowego zawarcia dyskutowanego od wielu tygodni bezwarunkowego 30-dniowego zawieszenia broni.
Dla Putina wojna to maszyna, która nie ma hamulców. Nie można zatrzymać tej maszyny. Zależy od niej istnienie milionów ludzi. Czerpią z niej benefity i zarabiają pieniądze. Wszystko w Rosji zostało podporządkowane przemysłowi wojennemu, nie można tego ot tak zatrzymać
Rosja kontra USA. Na horyzoncie cła na poziomie 500 proc.
Z kolei administracja prezydenta Trumpa wciąż rozważa bezkompromisowe uderzenie w rosyjski eksport surowców energetycznych. Dokładnie w tym duchu specjalną ustawę przygotowali i złożyli w Kongresie senatorowie Lindsey Graham (Partia Republikańska) i Richard Blumenthal (Partia Demokratyczna). Dokument zakłada, że jeśli Rosja nie zgodzi się na zawieszenie broni i aktywny udział w rozmowach pokojowych, Stany Zjednoczone nałożą m.in. 500 proc. cła na na wszelkie towary importowane z krajów, które kupują rosyjską ropę, gaz ziemny i uran.
Działanie Kremla może wydawać się nielogiczne, czy nawet samobójcze, jednak wpisuje się w szerszy kontekst gry na czas, głównie z administracją Donalda Trumpa. Putin jest świadomy, że aktualna sytuacja na froncie nie gwarantuje Rosji takich zysków z wojny, na jakie liczyła w lutym 2022 roku. Do tej pory prezydent Trump swoje naciski kierował głównie w stronę Kijowa, większość zachowań Moskwy biorąc za dobrą monetę. W ostatnim czasie cierpliwość Trumpa zaczęła się jednak wyczerpywać, a amerykański przywódca kilkukrotnie wyraził wątpliwość co do intencji Kremla i chęci zakończenia wojny w Ukrainie.
Rosyjski dyktator wie też doskonale, że przekształcił Rosję w państwo wojenne, a wprowadzone przez niego zmiany zaszły tak daleko, że nie sposób ich teraz cofnąć bez ryzyka podminowania całego systemu władzy.
Jak podkreślił, „można wynegocjować zawieszenie broni w Ukrainie, albo nawet podpisać traktat pokojowy, ale rosyjska machina wojenna nie przestanie działać”. – Będzie gromadzić ludzi, sprzęt i technologię potrzebną do kolejnego uderzenia. Pytanie, czy będzie to atak na Przesmyk Suwalski, Litwę, Polskę, Mołdawię czy ponownie na Gruzję. Tego jeszcze nie wiemy – ocenił prof. Miedwiediew.
Ukraina. Putin wyświadczył przysługę Zełenskiemu
Paradoksalnie, obecne zamieszanie ze szczytem w Stambule jest korzystne dla Ukrainy. Co prawda, Kijów nie może liczyć na 30-dniowe zawieszenie broni, nie mówiąc już o rozejmie czy pokoju. Osiąga jednak inny, być może nawet ważniejszy cel – krok po kroku uświadamia administrację Donalda Trumpa co do tego, jaki naprawdę jest Putin i jakie intencje mu przyświecają.
Administracja Wołodymyra Zełenskiego pokazuje też, że wbrew temu, co wielokrotnie w ostatnich miesiącach mówił Trump i jego współpracownicy, to Ukrainie zależy na osiągnięciu pokoju i zakończeniu rozlewu krwi. To prezydent Zełenski od razu zgodził się na uczestnictwo w stambulskim szczycie pokojowym. Zastrzegł jednak, że chce rozmawiać osobiście z Władimirem Putinem.
Wobec absencji Putina, ale również Trumpa, udział Zełenskiego, który przebywa aktualnie w Turcji, w negocjacjach stoi pod dużym znakiem zapytania. – Prezydent rozpoczyna swoją wizytę w Ankarze i dopiero potem zdecyduje o następnych etapach – tak plany ukraińskiej głowy państwa skomentował wysoki rangą ukraiński urzędnik w rozmowie z francuską agencją AFP.
W rozmowach na pewno wezmą za to udział Andrij Jermak (szef biura prezydenta), Ihor Żowkwa (doradca prezydenta), Andrij Sybiha (szef MSZ) oraz Rustem Umierow (szef MON).
Ostateczna decyzja co do udziału Zełenskiego zapadnie więc po jego spotkaniu z prezydentem Recepem Tayyipem Erdoganem. Spotkaniu, które będzie dobrą okazją do przekonania tureckiego partnera, żeby ten mocno zaangażował się w działania „koalicji chętnych” i gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy już po zawarciu pokoju z Rosją.
Stany Zjednoczone. Cierpliwość Trumpa dobiega końca, nadchodzi kluczowa decyzja
Decyzja Władimira Putina o wystawieniu do wiatru liderów Ukrainy i Stanów Zjednoczonych przypieczętowała to, że w Stambule nie pojawi się Donald Trump, który aktualnie odbywa kilkudniową wizytę w krajach Bliskiego Wschodu. Biały Dom przy stole negocjacyjnym będą reprezentować Marco Rubio (sekretarz stanu), Steve Witkoff (specjalny wysłannik Białego Domu ds. Bliskiego Wschodu, prywatnie przyjaciel prezydenta Trumpa) oraz gen. Keith Kellogg (specjalny wysłannik Białego Domu ds. Ukrainy i Rosji).
Reset z Ameryką to dla Kremla cenne narzędzie wpływu, ale nic więcej. Rosjanie wykorzystają to przeciwko Ameryce i przeciwko administracji Trumpa
Dla Amerykanów zachowanie Putina może być momentem przebudzenia. Wystawienie do wiatru Stanów Zjednoczonych, Ukrainy, a pośrednio również „koalicji chętnych” to jasny sygnał, że Putin myśli wyłącznie o realizacji swoich wojennych interesów, a administracja Trumpa to dla niego jedynie użyteczne narzędzie.
Bardzo klarownie mówił o tym swego czasu na łamach Interii Michał Kacewicz.– Reset z Ameryką to dla Kremla cenne narzędzie wpływu, ale nic więcej. Rosjanie wykorzystają to przeciwko Ameryce i przeciwko administracji Trumpa. Będą sukcesywnie dążyć do izolacji Stanów Zjednoczonych i skłócenia ich z dotychczasowymi, domyślnymi sojusznikami – przekonywał dziennikarze Biełsatu i ekspert od polityki wschodniej.
Jak mówił, „Kreml na pewno będzie starał się wyjść z izolacji międzynarodowej. Relacje ze Stanami Zjednoczonymi i negocjacje pokojowe z Ukrainą będą wehikułem do powrotu na światowe salony, ale też do wyjścia z kluczowych sankcji”.
Dzisiaj zadanie tego wehikułu jest inne: uniknąć miażdżących sankcji, które odcięłyby Kreml od dopływu funduszy z eksportu surowców energetycznych. Funduszy, na których wisi aktualnie nie tylko cała machina wojenna Putina, ale wręcz cała rosyjska gospodarka. Ta, zdaniem analityków rynkowych, dławi się coraz mocniej i mimo tytanicznych wysiłków banku centralnego ma coraz większe problemy z powstrzymaniem wzrostu inflacji, zapewnieniem płynności finansowej, a w konsekwencji uniknięciem recesji.

Dla Trumpa i jego ludzi to kluczowy moment. W ostatnich tygodniach słychać było rosnące zniecierpliwienie brakiem efektów w rozmowach z Rosją i Ukrainą. – Stany Zjednoczone w ciągu kilku dni zrezygnują z prób doprowadzenia do pokoju między Rosją i Ukrainą, jeśli nie będzie sygnałów, że porozumienie w tej sprawie jest do osiągnięcia – mówił jeszcze w połowie kwietnia sekretarz stanu Marco Rubio.
Dotychczasowa strategia rozmów z Rosją zawiodła. Chyba nikt w Białym Domu nie ma już złudzeń, że Putin i jego ludzie rozgrywają Amerykanów. Możliwości są zatem dwie.
Pierwsza: faktycznie umyć ręce, zostawić wojnę w Ukrainie Europejczykom, odejść na tarczy i skoncentrować się na konfrontacji z Chinami. Rzecz w tym, że dla sojuszników Ameryki, którzy i tak przez pierwsze 100 dni drugiej kadencji Trumpa znieśli wiele, byłby to jasny znak, że dla Trumpa liczą się tylko osobiste sukcesy i poleganie na nim to polityczne samobójstwo.
Druga: docisnąć Putina i Rosję, ale nie retorycznie, tylko poprzez konkretne działania. Putinowi szybko kończą się czas oraz zasoby. Wzmożona aktywność Ameryki po stronie Ukrainy mogłaby przechylić szalę na korzyść Kijowa. Bez tej pomocy Ukraina nie ma szans na wyjście z tej wojny zwycięsko. Ta opcja to dla Trumpa potencjalne polityczne koszty, bo obiecał swoim wyborcom zakończenie wojny w ciągu doby, a już po powrocie do Białego Domu – w pierwsze 100 dni kadencji. Nagroda jest jednak warta zachodu – złamanie Putina i zakończenie wojny mogłoby dać Trumpowi miejsce w podręcznikach historii, a jest to jedno z jego największych marzeń.
„Koalicja chętnych”. Najwyższy czas pokazać Putinowi siłę
Rozmowy w Stambule to także arcyważny moment dla tych, który przy stole negocjacyjnym nie będzie, a więc tzw. koalicji chętnych, której przewodzą Francja, Wielka Brytania, Niemcy i Polska. Grupa tych państw, wraz z Hiszpanią i Włochami, zaczęła być już potocznie nazywana „dyrektoriatem Europy”, bowiem to właśnie w tym gronie, największych i najsilniejszych państw Starego Kontynentu, podejmowane są kluczowe decyzje w zakresie bezpieczeństwa, obronności i polityki zagranicznej.
To właśnie wyprawa przywódców tych państw do Kijowa i ultimatum postawione Władimirowi Putinowi sprawiły, że ten ratował się propozycją rozmów w Stambule. „Koalicja chętnych” swoje ultimatum przełożyła do 15 maja. Putina jednak w Stambule nie ma, a intencje Rosji stają się jaśniejsze niż kiedykolwiek wcześniej.
Jeśli rozmowy w Turcji nie przyniosą przełomu – wobec braku Putina i Trumpa, a także niepewnej obecności Zełenskiego na przełom niewiele wskazuje – Unia Europejska, a zwłaszcza „koalicja chętnych” musi zareagować ostro i zdecydowanie. Putin uznaje tylko siłę, więc dalsze ultimata i grożenie palcem pokaże mu, że „koalicji chętnych” nie musi się obawiać.
A Europa ma w swoim ręku narzędzia, które pozwoliłyby dotkliwe skrzywdzić Kreml. Nie chodzi tylko o 17. pakiet sankcji, nad którym prace kończy UE. To również blisko 300 mld dol. „zamrożonych” w europejskich bankach rosyjskich funduszy, które w końcu można by przekazać do dyspozycji Ukrainie. To również tzw. sankcje drugiego rzędu, czyli uderzające we wszystkie kraje skupujące rosyjskie surowce energetyczne. „Koalicja chętnych” może też poważnie zaszkodzić Putinowi w jego strefach wpływów – na Kaukazie czy w Azji Centralnej.
Karty na ręku „koalicja chętnych” ma zatem dużo mocniejsze, niż wiele osób sądzi. Rzecz w tym, żeby przestać dzielić włos na czworo i pasować w każdym rozdaniu. Najwyższy czas wejść do gry za wszystko.