O zmianie miejsca, do którego trafić mają zapalniki do rakiet, miał poinformować w ubiegłym tygodniu Kongres sekretarz obrony Pete Hegseth. W swojej notatce do senackiej komisji służb zbrojnych, miał on tłumaczyć decyzję o przekazaniu ich jednostkom Sił Powietrznych stacjonującym na Bliskim Wschodzie zapotrzebowaniem, które jak stwierdził było „pilnym problemem zidentyfikowanym przez sekretarz obrony”.
– Odmawianie Ukrainie bardzo potrzebnej broni w tym krytycznym momencie wojny jest nie do pomyślenia. Brak wyjaśnienia tego kroku sugeruje, że może on mieć charakter karny – stwierdził jeden z kongresmenów anonimowo cytowany przez gazetę.
Departament Obrony odmówił komentarza w sprawie. Pojawiają się jednak głosy, że ruch ten odzwierciedla malejące zaangażowanie USA w pomoc Ukrainie.
Ukraińcy tracą ważny sprzęt. Pomagał im w strącaniu dronów
Zapalniki, które zamiast do Kijowa, trafią na Bliski Wschód były przez Ukraińców wykorzystywane do rakiet ziemia-powietrze precyzyjnego naprowadzania używanych do strącania rosyjskich dronów.
Pociski zostały jednak dostosowane również do wystrzeliwania z myśliwców F-16 i F-15E. Takie rozwiązanie jest o wiele tańsze, niż wykorzystywanie do zestrzeliwania dronów pocisków powietrze-powietrze, takich jak Sidewinder czy AMRAAM.
Wysyłka zapalników Ukrainie została zatwierdzona jeszcze przez administrację prezydenta Joe Bidena. Donald Trump zapewniał co prawda, że broń przyznana przez jego poprzednika dalej będzie przekazywana Kijowowi, ale jednocześnie opowiada się on za ograniczeniem pomocy i jak najszybszym zakończeniem konfliktu.