– Dzisiaj mamy reakcję premiera, która jest histeryczna, ad hoc i bardzo niebezpieczna w kontekście uznawania narzędzi, po które sięga skrajna prawica. To legitymizacja takich metod – mówi Interii senatorka Lewicy Anna Górska. – Trudno mi się na to zgodzić – podkreśla.
Krytycznie o decyzji szefa rządu wypowiada się też lewica będąca w opozycji. – Timing jest ewidentnie reaktywny. Widać, że agendę polskiego rządu dyktują bojówkarze od Bąkiewicza – irytuje się poseł Razem Maciej Konieczny. Rządowi Tuska zarzuca, że „charakteryzuje się reakcyjnością, a nie inicjatywą”. – To nie Donald Tusk dyktował tutaj warunki i decydował, w którą stronę potoczy się ta sytuacja. W oczywisty sposób jest to reakcja na to, co robi prawica i skrajna prawica – przekonuje rozmówca Interii.
Cierpliwość Polski się wyczerpała
Donald Tusk swoją decyzję ogłosił podczas otwartej dla mediów części posiedzenia rządu. – Podjęliśmy decyzje o przywróceniu czasowej kontroli na granicy z Niemcami i Litwą – ogłosił zebranym szef rządu. Zapowiedział, że „odpowiednie rozporządzenie przygotowuje MSWiA”.
Decyzja wejdzie w życie 7 lipca. – Do tego czasu odpowiednie służby zostały zobowiązane do logistycznego przygotowania tej operacji. Przywrócenie kontroli to bardzo poważne działania – wyjaśnił premier.
Tusk zaznaczył też, że o podjętej decyzji rząd poinformował stronę niemiecką i litewską. Jak podkreślił, wcześniej rozmawiał z kanclerzem Niemiec Friedrichem Merzem zarówno o problemie z przerzucaniem nielegalnych migrantów przez niemieckie służby na polską stronę granicy, jak i o arbitralnym wprowadzeniu jednostronnej kontroli na granicy przez stronę niemiecką.
– Od mniej więcej miesiąca praktyka działania na granicy polsko-niemieckiej uległa znaczącej zmianie i spowodowała napięcia, o czym uprzedzałem stronę niemiecką w marcu – relacjonował szef rządu. Zaznaczył też, że w ostatnim czasie cierpliwość strony polskiej wyczerpała się, czego efektem jest podjęta właśnie decyzja.
To jest totalna anarchizacja państwa i problem, którym powinniśmy zająć się w pierwszej kolejności
Przypomnijmy, że w ostatnich dniach polsko-niemiecką granicę zaczęły patrolować samozwańcze grupy powiązane z nacjonalistycznym politykiem Robertem Bąkiewiczem. Z kolei politycy Prawa i Sprawiedliwości oraz Konfederacji wywierali w mediach tradycyjnych i społecznościowych presję na rząd w celu niezwłocznego uregulowania sytuacji na granicy z Niemcami.
Lewica alarmuje: premier ustępuje przed skrajną prawicą
Dla polityków lewicy, z którymi rozmawiała Interia, decyzja Donalda Tuska to kapitulacja wobec skrajnej prawicy i legitymizacja ich metod, na czele z samozwańczymi patrolami granicznymi.
– Jeśli ktoś powinien stać na granicy, to Straż Graniczna a nie prowokatorzy. To Polska, a nie Ubu kraj – irytuje się posłanka Nowej Lewicy Anita Kucharska-Dziedzic. – Mieszkam w granicznym województwie, tu ludzie są wściekli nie na nielegalnych migrantów, których raczej nie widzieli, a na utrudnienia na granicy, przez które stoją w korkach, czy na wyskakujących im przed maskę samochodu samozwańczych bojówkach tworzonych na kształt ORMO – kontynuuje.
Zgadza się z nią Anna Górska, senatorka Lewicy. Także jej zdaniem strach mieszkających na terenach przygranicznych Polaków wywołują przede wszystkim skrajnie prawicowe bojówki, a brak reakcji władz na ich działalność kładzie się cieniem na autorytet państwa. – To jest totalna anarchizacja państwa i problem, którym powinniśmy zająć się w pierwszej kolejności – podkreśla senator Górska.
– To pokazuje naszą słabość jako państwa, bo pozwalamy grupom, które nie są w żaden sposób usankcjonowane, a zachowują się w sposób totalnie skrajny i z tendencjami do przemocy, stawiać na swoim – wylicza dalej polityczka Lewicy. Władze państwowe krytykuje za to, że „ulegają tej emocji i próbują dogadywać się z tymi ludźmi, zamiast postawić im tamę i jasno stanąć po stronie prawa”. – Nie powinno być zgody na to, żeby przypadkowi ludzie o skrajnie prawicowych, faszystowskich wręcz poglądach uzurpowali sobie prawo do wykonywania obowiązków polskich służb. Państwo powinno postawić temu tamę – mówi Interii.
Różnicy poglądów nie ma też po drugiej stronie lewicowej barykady, czyli w opozycyjnej partii Razem. – Oczywiste jest, że polskiej granicy powinna pilnować Straż Graniczna, a nie żadne oddolne, samozwańcze grupy – zdecydowanie stwierdza poseł Maciej Konieczny.
Wznowienie kontroli na granicach to „porażka Tuska”
Polityk Razem podkreśla też, że decyzja Donalda Tuska o przywróceniu kontroli na granicy z Niemcami nie wystawia mu najlepszego świadectwa. Mimo wcześniejszych zapewnień nie zdołał on bowiem rozwiązań tego problemu na drodze politycznej ani dyplomatycznej. – Jest to porażka Donalda Tuska w relacjach z jego partnerem z Europejskiej Partii Ludowej, czyli kanclerzem Merzem. Panowie ewidentnie nie potrafią się w tej sprawie dogadać i efektem jest zamknięcie granicy – punktuje Maciej Konieczny.
Jeśli ktoś powinien stać na granicy, to Straż Graniczna a nie prowokatorzy. To Polska, a nie Ubu kraj
Anna Górska przypomina, że szef rządu obiecywał wzmocnienie współpracy polskiej i niemieckiej Straży Granicznej, co miało położyć kres procederowi przerzucania nielegalnych migrantów na polską stronę granicy. Polityka i dyplomacja jednak zwiodły. – Przywrócenie kontroli granicznych dla wszystkich obywateli tego problemu nie rozwiązuje, za to utrudni życie wielu tysiącom obywateli z regionów przygranicznych – wskazuje senatorka Lewicy.
Lewica ostrzega przed niebezpiecznym precedensem
Rozmówcy Interii zwracają uwagę na jeszcze jedną, w ich ocenie bardzo niebezpieczną, kwestią. Chodzi o coraz mocniejsze podkopywanie traktatu z Schengen i bezwizowego ruchu na terenie Unii Europejskiej. Polska nie jest bowiem pierwszym państwem UE w ostatnich kilkunastu miesiącach, które z powodów politycznych wznowiło kontrole na swoich granicach wewnątrz Unii.

– Mam nadzieję, że nie jest to początek końca Polski w Schengen. Układ z Schengen to ogromne osiągnięcie Unii Europejskiej, wszyscy bardzo cenimy fakt, że możemy swobodnie podróżować w ramach UE – zastanawia się Maciej Konieczny. Poseł Razem podkreśla jednak, że powrót kontroli na granicach z Niemcami i Litwą traktuje „jako porażkę projektu europejskiego”. – Jednak skoro Niemcy wykorzystują luki w prawie bądź wręcz działają bezprawnie, przerzucając ludzi na naszą stronę granicy, to wymaga reakcji – dodaje.
Anna Górska mocno obawia się jednak stworzenia politycznego precedensu dla obchodzenia czy ignorowania zapisów obowiązujących Polskę traktatów unijnych. – To jest działanie niezgodne z umowami międzynarodowymi, których jesteśmy sygnatariuszem. Układ z Schengen zobowiązuje nas do tego, żeby wewnętrzne granice w ramach Unii Europejskiej pozostały otwarte – stwierdza z przekonaniem.
Sytuacja w jej ocenie jest tym poważniejsza, że premier polskiego rządu decyduje się na taki krok pod naciskiem skrajnej prawicy i wspieranych przez nią samozwańczych bojówek. – To niebezpieczny wyłom, bo na dłuższą metę pokazuje, że w zasadzie w każdej kwestii można nie przestrzegać unijnych traktatów i umów międzynarodowych, jeżeli sytuacja wewnętrzna tego wymaga – przestrzega polityczka. Na koniec wbija szpilę MSZ: – To nie jest rozsądna polityka międzynarodowa, to nie jest skuteczna dyplomacja. Mam co do tego dużo obiekcji.