W jedenastą rocznicę śmierci Pauliny Antczak oddajemy głos jej matce:
Nie potrafię już płakać, nie umiem wydobyć łez. Pamiętam, jak Paulina przyjechała na moje urodziny. Energiczna, uśmiechnięta i pełna życia. Później odwieźliśmy ich na pociąg do Ostrowa. Wzięła łapkę kota i pomachała nią przez okno. I wtedy widzieliśmy córkę ostatni raz.
Ból po stracie dziecka nie mija. Nigdy nie będzie tak, jak było. Kiedy syn odnosi sukcesy, czuję radość, ale za chwilę idę w kąt i płaczę, bo Paulina tego nie doświadczy. Chociaż córka nie żyje, jej śmierć powinna być wyjaśniona. Jeśli doszło do zbrodni, musi być kara.
„Chciano z niej zrobić alkoholiczkę i menela”
To, co wymiar sprawiedliwości z nami zrobił, jest nie do opisania. Mam wrażenie, że jestem ich wrogiem numer jeden. Nie wiem, czy doczekam wyjaśnienia sprawy, bo śledczy nie chcą przyznać się do błędu. A dla mnie to nie był błąd. Na początku wmawiali nam, że Paulina zmarła od alkoholu. Policjantka podczas przesłuchania pytała mnie, ile córka piła, z kim i gdzie imprezowała. A to było kłamstwo, co ostatecznie potwierdziły badania toksykologiczne. Sędzia w Sądzie Okręgowym ucięła tę kwestię po sześciu latach. To, co próbowano zrobić z mojej córki, która była studentką, to było okropne. Chciano z niej zrobić alkoholiczkę i menela.
Pamiętam, jak odwoziłam Paulinę na studia do Wrocławia. Wynajęliśmy jej mieszkanie blisko rynku. Była odważną dziewczyną, ale wtedy w jej oczach pojawiły się łzy. Pytała, czy sobie poradzi w tak dużym mieście. Powiedziałam jej, że da radę. Paulina była bardzo pogodną osobą, swobodnie podchodziła do wszelkich porażek życiowych. Była niezwykle oddana w przyjaźniach i związkach. Była bardzo wrażliwa i myślę, że to ja zgubiło.
Jeden z prokuratorów z Ostrowca powiedział mi, żebym „nie użalała się nad sobą, bo ludzie mają większe tragedie”.
Miesiąc przed śmiercią, w sierpniu 2014 r., rozmawiałam z nią przez telefon, tu na balkonie stałam. Płakała przez trzy godziny, mówiła, że ma go dość, że on się nie zmieni. Odebrałam to, jako decyzję o rozstaniu. Z tego, co wiem od jej przyjaciółki, te wątpliwości zaczęły się pojawiać pół roku wcześniej, Paulina przyłapała Dawida na paleniu marihuany, a ona była zdecydowanie przeciw narkotykom. Dała mu ultimatum, ale było coraz gorzej.
„Zapytałam ją kiedyś wprost: Co ty w nim widzisz”
Byli ze sobą trzy lata, zanim Paulinę znaleziono martwą. Nie pamiętam, jak córka poznała Dawida. Nigdy o to nie pytałam, czy to było w klubie, czy przez znajomych. Pamiętam kiedy po raz pierwszy był u nas. Od razu byłam zniesmaczona jego postawą. Przyjechał do rodziców dziewczyny i od progu chwalił się zdjęciami motocykli, które rzekomo posiadał. Opowiadał, że jego rodzice budują dom. Próbował się sprzedać jak najlepiej, choć szybko okazało się, że kłamie.
Powiedziałabym, że to człowiek, który mówi to, co ludzie chcą usłyszeć. Kiedy byłam w kuchni, od razu zaoferował mi pomoc w pieczeniu ciasta, ale zaufanie nie wzbudził. Był starszy od Pauliny, a nie miał stałej pracy. Zdziwiło mnie to, że gdy tu na tej sofie siedział z naszym wówczas 17-letnim synem, który miał konkretne plany na przyszłość, on stwierdził, że nie wie, co chce robić i może powinien iść do lekarza. Byłam z nim szczera i przyznałam, że też tak uważam. Moja matczyna intuicja podpowiadała mi, że ten chłopak nie pasuje do Pauliny, która do czegoś w życiu dążyła i miała swoje priorytety, studiowała, uczyła dzieci angielskiego.
Z mężem wielokrotnie rozmawialiśmy, co zrobić z tym związkiem. Próbowałam jakoś wpłynąć na Paulinę, mówiłam, że wykształcenie i majątek to rzeczy nabyte, ale żeby coś osiągnąć, trzeba chcieć pracować. Im więcej próbowaliśmy z nią o tym rozmawiać, tym gorzej się działo. Paulina zaczęła zatajać przed nami wiele spraw. W końcu musieliśmy trochę odpuścić, bo widzieliśmy, że nasze starania prowadzą donikąd. Zapytałam ją kiedyś wprost: „Co ty w nim widzisz”. Paulina rozpłakała się i powiedziała: „Mamo, ja go kocham”. Co mogłam na to powiedzieć? Nie miałam już żadnych argumentów. Musiała trochę odpuścić, to nie była łatwa decyzja.
Przez osiem lat walczyliśmy o zgodę na ekshumację ciała Pauliny. Prokuratura i sąd konsekwentnie nam odmawiały
Dawid żerował na jej dobrym sercu. Paulina musiał go wielokrotnie usprawiedliwiać. Dawała mu wiele szans, a on zawsze potrafił ją przekonać. Klękał, przepraszał, kupował kwiaty. Dopiero po śmierci Pauliny dowiedziałam się, że Dawid miał wcześniej żonę. Bił ją i miał zmuszać do brania narkotyków.
„Tamta noc na zawsze zmieniła nasze życie”
Kilka dni przed śmiercią Dawid napisał do nas, że Paulina go zdradziła. Wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy do Wrocławia. Ostatecznie okazało się, że to Dawid zrobił awanturę pod wpływem narkotyków i alkoholu, a Paulina uciekła z mieszkania na trzy dni. Już po jej śmierci obdukcja wykazała, że została wtedy pobita. Uciekła, ze strachu, ale on się nie wyprowadził.
Tamta noc na zawsze zmieniła nasze życie. Był 24 września 2014 r. gdy się obudziłam. Zeszłam na dół domu i zobaczyłam ogromną liczbę połączeń, wiedziałam, że coś się stało. Nie myślałam, że to będzie, aż taka tragedia. Może się pobili? Może Paulina jest w szpitalu? Oddzwoniłam, ale nikt nie odebrał. Potem się okazało, że to Dawid dzwonił do mnie z nieznanego numeru między 6 a 6:30. Nagle przed domem w Koźminku, gdzie mieszkamy, pojawiła się policja.

To od nich dowiedziałam się o śmierci córki. Nie byli w stanie powiedzieć mi nic więcej powiedzieć. Zero informacji. Zapytali tylko, ile córka ma lat. Kiedy zszedł syn, powiedziałam mu, co się stało. Potem zadzwoniłam do męża do pracy. Podobno tam zemdlał. Pojechaliśmy do znajomej lekarki po leki, a potem do Wrocławia. Nie wiem, jak dotarliśmy na miejsce.
„Córka miała popękaną skórę od trucizny, jakby ktoś oblał ją wrzątkiem”
To, co zobaczyłam po przyjeździe, było szokujące. Drzwi były szeroko otwarte, a w środku sprzątała rodzina Dawida: jego przyrodnia siostra i kuzynka. W pralce prały się jakieś rzeczy, a w całym mieszkaniu było pełno mokrych ręczników. Znalazłam jeden, poplamiony krwią, w pawlaczu.
Z mieszkania Pauliny mąż pojechał do prosektorium z Dawidem i naszym synem. Mąż później opowiadał, że Dawid zachował się tam bardzo dziwnie. Kiedy mój mąż zobaczył córkę i wyszedł z prosektorium i powiedział, tak trochę w powietrze, „ona jest cała bordowa”. Dawid od razu zareagował: „Chyba pan nie myśli, że to ja ją tak pobiłem”. A przecież mąż nawet nie wspomniał o pobiciu. Dawid jakby chciał się wytłumaczyć, zanim jeszcze ktokolwiek go o coś zapytał.
Ekshumację, za którą sami zapłaciliśmy, ostatecznie przeprowadzili biegli z Zakładu Medycyny Sądowej w Szczecinie. Odkryli lek amiodaron. Był on wszędzie, w trumnie, w ziemi (…). Biegli wprost stwierdzili, że doszło do zabójstwa z udziałem osób trzecich
Dziś wiemy, że córka miała popękaną skórę od trucizny, jakby ktoś oblał ją wrzątkiem. Jednak wtedy nie wiedzieliśmy, ustalenie tego zajęło na osiem lat.
Później, gdy Dawid wrócił z mężem z prosektorium, pod kocem odkryliśmy koszulkę poplamioną krwią. Jednak zabrakło jakiegokolwiek zabezpieczenia miejsca zbrodni. Z dokumentów wiem, że nic nie zostało zabezpieczone, żaden dowód na miejscu. Jak przyjechaliśmy do Wrocławia, to Dawid siedział w kuchni i przekładał karty sim między telefonami, zabrałam mu ten należący do Pauliny.
„Wysłał wiadomość do swojego ojca: Odezwij się do mnie, Paulina nie żyje”
Na początku ufałam śledczym. Zanim przejrzeliśmy na oczy i zorientowaliśmy się, co dzieje się w prokuraturze, minęło trochę czasu. Zaufanie szybko się skończyło. Czułam, że muszę coś zrobić. Wmawiano nam, że Paulina zmarła od alkoholu. Prokurator zanotował to w dokumentach, jak prawdopodobną przyczynę zgonu. Jeden z prokuratorów z Ostrowca powiedział mi, żebym „nie użalała się nad sobą, bo ludzie mają większe tragedie”. Poczułam się gorzej, niż ten pies, co tu obok nas leży. Nie liczyli się z tym co my czujemy. Kiedy po sześciu latach definitywnie śledczy uznali, że w organizmie Pauliny nie było alkoholu, nikt nie powiedział „przepraszam”.
To my zleciliśmy biegłym badania laptopa i telefonu córki, prokuratura i policjanci mówili, że nie jest to potrzebne. Dowiedzieliśmy się, że Dawid o godzinie 3:29 wysłał wiadomość do swojego ojca: „Odezwij się do mnie, Paulina nie żyje”. Co najbardziej szokujące, karetkę wezwał dopiero dwie godziny później. Przez ten czas nie zrobił nic, żeby jej pomóc.
Wersję tę potwierdził nawet ojciec Dawida. Przyznał, że w momencie otrzymania wiadomości mył jeszcze tramwaje, musiało więc być przed 4 rano, bo wtedy kończył pracę. Po niej poszedł do mieszkania Pauliny i kazał synowi wezwać karetkę.
Dawid opowiedział mu, że całą noc nie spał, bo oglądał filmy na laptopie. I kiedy przechodził obok pokoju Pauliny i znalazł ją leżącą na rozłożonym tapczanie. Na zdjęciach wykonanych przez technika kryminalnego widać, że ten tapczan był złożony.
Zresztą Dawid opowiedział kilka wersji tego, co wydarzyło się tamtej nocy. Raz mówi, że oglądali razem telewizję i poszli spać do różnych pokojów, a potem moja córka po prostu umarła. Ona miała 25 lat i tak po prostu umarła? Koleżance Pauliny powiedział, że ta nagle upadła, zalała się krwią i umarła. Jeszcze co innego mówi śledczym. Raz, że zbudziło go charczenie, innym, że były to uderzenia o ścianę, a kolejnym, że obudził się gdy usłyszał budzik. Dla mnie żadna z tych wersji nie jest prawdziwa.
Wymiar sprawiedliwości zniszczył nasze życie po raz drugi. To, co z nami zrobili prokuratorzy i sędziowie, jest nie do opisania. Nie wykazali żadnej empatii, nie obchodził ich nasz los. Prokuratorzy dwukrotnie umorzyli sprawę, bo tak było najprościej
Dawid opowiadał, że jak zadzwonił po karetkę, to operator 112 miał mu mówić jak prowadzić reanimację. Kiedy w końcu śledczy przesłuchali go po dwóch latach i okazało się, że wcale nie dawał Dawidowi żadnych instrukcji, bo ten powiedział, że Paulina nie daje żadnych oznak życia. Ani policja, ani prokuratura nie pomyśleli, żeby zabezpieczyć nagranie z całej rozmowy.
Chcieliśmy zabezpieczyć bilingi telefoniczne Pauliny i Dawida, ponieważ wiedzieliśmy, że mogą one zawierać kluczowe dowody. Prokuratur stwierdził, że to nic nie wniesie do sprawy. Mimo naszych wielokrotnych próśb prokurator tego nie zrobił. Miał na to czas, ale z jakiegoś powodu zignorował nasze wnioski.
„Biegli wprost stwierdzili, że doszło do zabójstwa z udziałem osób trzecich”
Przez osiem lat walczyliśmy o zgodę na ekshumację ciała Pauliny. Prokuratura i sąd konsekwentnie nam odmawiały. Tłumaczyły, że to nic nie wniesie do sprawy i nie ma sensu. Ludzie, którzy zajmują się sprawami kryminalnymi, już po dwóch latach radzili nam, żebyśmy to zrobili. Dostawałam histerii na samą myśl. Tyle, co ciało córki włożyłam do ziemi, a już mam je wyciągać z powrotem. Dopiero gdy emocje trochę opadły, a my widzieliśmy, jak źle jesteśmy traktowani przez organy ścigania, wiedziałam, że musimy to zrobić.
Pamiętam, że prokuratura nie zrobiła badań toksykologicznych, po prostu nie zleciła tego medykom sądowym. Kilka lat po śmierci Pauliny sąd przesłuchiwał lekarza, który robił sekcje zwłok. Opowiedział, że wciąż mają zabezpieczone próbki i można wykonać badania. W zabezpieczonych próbkach odkryto trzy substancje, które są bezbarwne i bezwonne i mogły świadczyć o tym, że Paulina została otruta. Biegli stwierdzili przed sądem, że należy zrobić ekshumacją. Pięć wniosków złożyliśmy, dochodziło do kłótni na sali rozpraw, sędzina kazała wyjść mojemu mężowi z sali. Sąd odrzucał nasze wniosku. Słyszeliśmy „nie, bo nie”.
Ekshumację, za którą sami zapłaciliśmy, ostatecznie przeprowadzili biegli z Zakładu Medycyny Sądowej w Szczecinie. Odkryli lek amiodaron. Był on wszędzie, w trumnie, w ziemi. W jej ciele stężenie było dziesięciokrotnie wyższe niż dawka terapeutyczna. Kiedy zapytaliśmy, jaka to jest ilość, to biegli powiedzieli, że to tak, jakby podać 60 ampułek. Zresztą w swojej opinii biegli jasno napisali, że amiodaron podano „najprawdopodobniej w sposób intencjonalny, co budzi uzasadnione podejrzenie działania karygodnego osób trzecich”. Biegli wprost stwierdzili, że doszło do zabójstwa z udziałem osób trzecich.
Zapytałam kiedyś inną matkę, która przeżyła stratę syna, czy ten ból kiedyś się skończy. Usłyszałam, że on nie ma końca. Nigdy już nie będzie tak, jak było
Mimo tak oczywistych dowodów nadal nikt nas nie słucha. Złożyliśmy wiosek do sądu, aby zmienić paragraf z nieumyślnego spowodowania śmierci na zabójstwo, ale sędzia się nie zgadza. Zamiast uznać wyniki badań, stwierdziła, że zleci kolejne. Tym razem medycy z Katowic mają wydać swoją opinię, na podstawie dokumentów ze Szczecina.
„Miałam wrażenie, że starają się z nas zrobić wariatów”
Wymiar sprawiedliwości zniszczył nasze życie po raz drugi. To, co z nami zrobili prokuratorzy i sędziowie, jest nie do opisania. Nie wykazali żadnej empatii, nie obchodził ich nasz los. Prokuratorzy dwukrotnie umorzyli sprawę, bo tak było najprościej. Kiedy tak się stało, złożyliśmy prywatny akt oskarżenia. Sąd pierwszej instancji wydał wyrok uniewinniający. Dopiero jak zrobiliśmy ekshumację, Sąd Okręgowy nakazał zająć się sprawą raz jeszcze.
Kiedy proces rozpoczął się od nowa, miałam wrażenie, że starają się z nas zrobić wariatów. Na pierwszą rozprawę pani sędzia wezwała psychologa, aby ocenił, czy my, rodzice, postrzegamy rzeczywistość taką, jaka jest i czy nie konfabulujemy. Poczułam się gorzej, niż ten pies co tutaj obok leży. My dostarczamy kolejne dowody, rzucamy nowe światło na sprawę naszej córki, a oni chcą z nas wariatów zrobić?
W końcu na rozprawę przyszedł Dawid, to zaczął się dziwnie zachowywać. Podczas przesłuchania, gdy pani mecenas zaczęła go pytać, która z jego wersji jest prawdziwa, to on zaczął się pocić, zrobiło mu się słabo. Był cały mokry, nie był już taki bohater, jak w prokuraturze, gdzie prosił o adwokata z urzędu, choć był tylko świadkiem.
Walczę, bo uważam, że nie można tak traktować ludzi, którym ktoś zabił dziecko
Gdy pani sędzia wyznaczyła daty kolejnych rozpraw, Dawid wstał i powiedział, że więcej nie przyjdzie na rozprawę, po czym dodał, że prosi o „sprawiedliwy wyrok i łagodny wymiar kary”. Było to zaskakujące zdania. Sędzina nawet nie odnotowała tego w protokole. Musieliśmy prosić o sprostowanie. Ja na miejscu sędziny bym zapytała, czy w takim razie przyznaje się do winy, ale takie pytanie nie padło.
Trudno opisać, co czuje matka, która straciła dziecko. To może zrozumieć tylko ktoś, kogo spotkała podobna tragedia. Zapytałam kiedyś inną matkę, która przeżyła stratę syna, czy ten ból kiedyś się skończy. Usłyszałam, że on nie ma końca. Nigdy już nie będzie tak, jak było.
Syn odnosi sukcesy i jestem z niego bardzo dumna. A potem czuję w głębi duszy ból, bo wiem, że Paulina nigdy tego nie doświadczy. Ona miała 25 lat, przed nią było całe życie i wszystko zostało jej odebrane.
Od 11 lat walczymy o sprawiedliwość. Wykonaliśmy całą pracę za wymiar sprawiedliwości: zleciliśmy ekshumację, zleciliśmy wykonanie ekspertyz biegłym, zabezpieczaliśmy dowody. A prokuratura i sąd nie pozwalają nam dojść do prawdy. Traktują nas jak wrogów, bo śmiemy mieć inne zdanie niż oni. A przecież my nie chcemy nic innego, jak tylko sprawiedliwości.
„Nie można tak traktować ludzi, którym ktoś zabił dziecko”
Po tylu latach straciłam nadzieję. Nie wierzę, że usłyszę od nich słowo „przepraszam”. Nasza historia pokazuje, że wymiar sprawiedliwości nie dba o ludzkie życie. Przez lata tej walki zadawałam sobie pytanie, dlaczego w ogóle to zaczęłam. Dlaczego wywołałam całą tę „awanturę”? Odpowiedź jest prosta: żeby nikt inny nie musiał przeżywać tego, co my. Początkowo miałam nadzieję, że wymiar sprawiedliwości zrozumie, jak bardzo nas krzywdzi, i że nikt nie powinien być tak traktowany. Myślała, że może coś się zmieni, że ludzie na stanowiskach mają choć trochę empatii. Z czasem zorientowałam się, że to się nie zmieni.
Walczę, bo uważam, że nie można tak traktować ludzi, którym ktoś zabił dziecko. Prokuratorzy i sądy robią to, co robią, bo mogą, mają przyzwolenie.
Często śni mi się Paulina. Wiem, że obiecałam jej, że wrócę do niej. Chociaż nie umiem już płakać, mam tyle emocji w środku, które chciałabym wyrzucić, ale brakuje mi łez.
Wszystkie fakty zawarte w wypowiedzi Iwony Antczak znajdują potwierdzenie w dokumentach śledztwa oraz w ekspertyzach biegłych.
Sprawa obecnie toczy się ponownie przeciwko Dawidowi przed sądem pierwszej instancji o nieumyślne spowodowanie śmierci. Sąd do tej pory nie zdecydował się na zmianę kwalifikacji czynu na zabójstwo.
Najbliższa rozprawa odbędzie się pod koniec roku.
Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz: dawid.serafin@firma.interia.pl