„Zwycięstwo wyborcze nigdy nie jest tylko efektem kampanii. To finał długiego procesu – sumy decyzji, błędów, wykorzystanych i zaprzepaszczonych szans. Rafał Trzaskowski nie przegrał, bo jego rywal był silniejszy. Przegrał, bo jego zaplecze polityczne było słabe, niespójne i nieprzemyślane. Przegrał, bo od początku dźwigał ciężar, którego nie miał odwagi zrzucić” – napisał w mediach społecznościowy były premier Leszek Miller.
Polityk stwierdził, że „w wyborach parlamentarnych w 2023 roku istniała realna szansa na stworzenie zwartego bloku wyborczego – jednej listy, która zintegrowałaby różne środowiska polityczne wokół wspólnej narracji i jednego celu”.
Wyniki wyborów prezydenckich. Gorzkie słowa byłego premiera pod adresem sztabu Trzaskowskiego
Miller przekazał, że „Tusk, zamiast konsekwentnie dążyć do budowy takiego porozumienia, uległ presji tzw. ekspertów i polityków z mniejszych ugrupowań. W efekcie powstała koalicja silna arytmetycznie, ale słaba programowo i strukturalnie„. Jak zauważył były premier, taki rząd „był trudny do prowadzenia”.
„Gabinet rozdęty do niesłychanych rozmiarów przypominał wewnętrzną układankę personalnych kompromisów, w której kompetencje były sprawą drugorzędną. I choć przez pewien czas udało się podtrzymać wrażenie jego skuteczności, poparcie społeczne szybko zaczęło spadać” – dodał.
„Poważnym błędem Trzaskowskiego było to, że nie zrezygnował z członkostwa w Platformie Obywatelskiej zaraz po uzyskaniu nominacji. Nawrocki z upodobaniem nazywał go 'wiceprzewodniczącym PO’ – i nie bez powodu. Narracja o jego zależności od Tuska i braku samodzielności przebiła się do szerokich kręgów wyborców. Trzaskowski nie zdystansował się od własnej formacji, nie rozliczył jej błędów, nie zaproponował nowej tożsamości” – zauważył Miller.
Dodał, że „pozostał (kandydat KO – red.) lojalny wobec struktur, które go wystawiły – i które go pogrążyły”.
„Kolejnym błędem była niezdolność do rozpoznania kluczowych emocji społecznych. Jedną z nich – i nadal aktualną – jest narastający lęk przed wojną na Ukrainie i jej konsekwencjami. Nawrocki, Braun i Konfederacja potrafili zagospodarować tę przestrzeń. Trzaskowski – nie. Nie zaproponował żadnej alternatywnej narracji, żadnego planu pokojowego. Nie przesunął akcentów z 'pomagamy Ukrainie wygrać wojnę’ na 'pomożemy Ukrainie wygrać pokój'”. – zaznaczył Miller.
Jak przekazał były premier, Nawrocki „celnie grał symbolami – kampanię zakończył w Domostawie, pod pomnikiem ofiar Rzezi Wołyńskiej. Trzaskowski nie znalazł czasu, by uczcić pamięć pomordowanych”.
Trzaskowski przegrał wybory. Miller wylicza błędy sztabu
„W całej kampanii trudno wskazać momenty przełomowe, wyraziste, mobilizujące” – podkreślił polityk. Jak wyjaśnił, „to efekt słabej pracy sztabu, który zamiast budować emocje, próbował 'zarządzać przekazem’. A przekaz bez emocji i odwagi pozostaje nijaki. Bartosz Arłukowicz, który mógłby wnieść energię i tempo, został odsunięty”.
„Na pierwszy plan wysunięto Barbarę Nowacką i Sławomira Nitrasa – polityków, którzy nie mieli potencjału, by nadać kampanii odpowiednią dynamikę” – dodał.
Miller podkreślił, że popełniono także błędy wizerunkowe. „Spotkanie z Metzenem przy piwie, kilka dni przed głosowaniem, wyglądało jak desperacka próba złapania kilku punktów procentowych. Publiczne zaproszenie Jacka Siewiery do objęcia funkcji szefa BBN – równie nietrafione. Takie decyzje podejmuje się po wyborach, nie w ich trakcie” – napisał.
Były premier wypomniał także błędy symboliczne. „Ogłoszenie zwycięstwa na wieczorze wyborczym, mimo minimalnej różnicy w exit poll, było szkolnym błędem. Gdy ostateczny wynik okazał się niekorzystny, psychologiczny efekt porażki był jeszcze bardziej dotkliwy. Napoleon miał rację: 'Od wzniosłości do śmieszności jest tylko jeden krok’. Trzaskowski ten krok wykonał – na oczach milionów – gorzko podsumował Miller.